W samej Łodzi na pogotowie w ciągu weekendu zgłosiło się ponad 300 osób ze złamaniami. To bardzo dużo, gdyż zimowa „norma” dzienna wynosi od 60 do 70 takich przypadków. Tym razem było inaczej. A to dlatego, że w sobotę była odwilż i na chodnikach zrobiło się mokro. W nocy przyszedł lekki mróz i to wystarczyło, aby na chodnikach oraz na schodach do domów, bloków czy przejść podziemnych pojawiła się cienka warstwa lodu. Na dodatek była wielce zdradliwa, gdyż ledwie widoczna. Dozorcy i gospodarze mieli wczoraj wolne, więc efekt był taki, że na nieposypanych chodnikach masowo przewracali się przechodnie.
- Mamy prawdziwą czarna niedzielę. Od rana do godz. 14 mieliśmy w woj. łódzkim około stu przypadków, co oznacza, że do końca dnia może ich być dwa razy więcej. To bardzo dużo, gdyż zimą zwykle notujemy 60-70 przypadków. Wskutek upadków przechodnie łamali ręce lub nogi. Ponadto doznawali urazu głowy. W poważniejszych przypadkach, gdy na przykład trzeba było włożyć nogę lub rękę w gips, pacjenci trafiali do szpitala - mówi pielęgniarka koordynująca Iwona Gubiec z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
**CZYTAJ TEŻ:
Na odszkodowanie za złamaną rękę trzeba było czekać pięć lat**
Dodaje, że najczęściej spotykaną przypadłością były urazy nadgarstka sprowadzające się do złamania dwóch kości. Chodziło więc o sytuację, gdy przechodzień upadając na śliskiej nawierzchni podpierał się ręką, aby w ten sposób zamortyzować upadek. Niestety, kości nie zawsze wytrzymywały ciężar ciała i dochodziło do złamań. Co znamienne - jak zaznacza pielęgniarka - ofiarami złamań podczas upadków były nie tylko, jak można byłoby sądzić, osoby starsze mające kruche kości, lecz także młodzi i osoby w średnim wieku. Także płeć nie odgrywała tu większej roli, bowiem fatalne upadki zaliczali zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
Na śliskie chodniki narzekali wszyscy. Także nasza rozmówczyni, która z duszą na ramieniu szła na dyżur do siedziby pogotowia ratunkowego przy ul. Sienkiewicza w centrum Łodzi.
- Na chodniku na ul. Abramowskiego było tak ślisko, że nie szło tamtędy iść. Dlatego zeszłam na jezdnię, która była czarna i wolna od cienkiego lodu, i tak dotarłam do pracy - przyznaje Iwona Gubiec.
Podobnie było na ul. Felińskiego na Dąbrowie, gdzie przechodnie sunęli krokiem narciarskim i na schodach w przejściu podziemnym u zbiegu ul. Żeromskiego i al. Mickiewicza.
CZYTAJ TEŻ: Łódź: Drogowcy płacą za śliskie chodniki i dziury w jezdniach
ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?