Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słodko-gorzkie życie nastolatków. Są uzależnieni, biorą, ale żyją

Karolina Wojna
Młodzi ludzie, chorzy na cukrzycę, wpadli na pomysł kampanii społecznej, oswajającej Polaków z tą chorobą
Młodzi ludzie, chorzy na cukrzycę, wpadli na pomysł kampanii społecznej, oswajającej Polaków z tą chorobą materiały promocyjne
Na plakatach pozują na tle logo ze strzykawką. Prowokują, przyznając publicznie, że są uzależnieni Bohaterowie kampanii "Żyję, bo biorę" chcą zwrócić uwagę na życie nastolatków, chorych na cukrzycę.

Szatnia, ostatnie minuty przed meczem, napięcie sięga zenitu. Chłopcy już wyszli, ja muszę jeszcze coś zrobić. Ona już czeka, jak zawsze w zasięgu ręki. Kiedyś trzęsłyby mi się dłonie, co rusz upewniałbym się, czy wszystko robię dobrze. Dziś szybkie, pewne ruchy doprowadzają do upragnionego efektu - wszystko trwa kilka chwil, bez zbędnych emocji, te dopiero na mnie czekają. Wstaję, ocieram dłonią spocone czoło, ostatni raz poprawiam strój - i wychodzę na boisko, zostawiając ją na 90 minut. Będzie czekać na mnie, gdy wrócę - to historia Kuby Karły, ucznia XXV Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi.

Dziś Jakub ma 18 lat, a o tym, że ma cukrzycę, dowiedział się w 2006 roku, podczas rodzinnych wakacji w Kudowie-Zdroju. Niby nic się nie działo, zaczął dużo pić, często odwiedzać toaletę, prawie zasłabł. Potem była przychodnia i zbadany na czczo poziom cukru: 340 mg/dl. Lekarz nie miał wątpliwości.

Dla rodziny zaczęło się oswajanie z chorobą, którą trzeba po prostu zaakceptować. Dla Kuby nauka samokontroli, dyscypliny, akceptowania ciągłego i bolesnego mierzenia poziomu cukru we krwi, przyjmowania insuliny. Najgorszych momentów Kuba nie pamięta wiele, związane są z ciężkim niedocukrzeniem, inaczej hipoglikemią.

- Na szczęście nigdy nie miałem sytuacji, w której musiałem przyjmować insulinę, np. w parku, w miejscu publicznym - opowiada i pamięta za to inną, teraz zabawną dla niego scenę: - To był drugi rok choroby, byłem w szóstej klasie. To było podczas dyskoteki, poszedłem podać sobie insulinę do szatni, w miejscu, którym nikogo nie ma. A akurat ktoś przechodził, pewnie musiał się zdziwić, widząc dziecko, wstrzykujące sobie coś w brzuch...

Były też pytania, które na początku zadają sobie pewnie wszyscy cukrzycy. - Czy w związku z tym jestem gorszy? Czy nie mogę grać w piłkę, chodzić na piwo z kolegami, bawić się i żyć, tak jak chcę? - pyta Kuba na plakacie. I zaraz odpowiada: - Jasne, że mogę. Mogę, bo biorę. Żyję, bo biorę.

"Biorę już 10 lat - to już Arek Michalak. - Początek okazał się gorzej niż niełatwy. Był okropny: ciągłe mierzenie cukrów, uciążliwa dieta, złość, frustracja i to boleśnie tłukące się po głowie pytanie "Dlaczego?". A przede wszystkim, były niezliczone dziecięce plany i marzenia, roztrzaskujące się z kryształowym brzękiem o twarde "nie mogę (...)"

Jego choroba zaczęła się od standardowych objawów w 2003 roku, gdy był uczniem drugiej klasy podstawówki. Jak wspomina, został wyciągnięty ze szkoły przez mamę, która w ręku miała wyniki badań. - Zostałem zawieziony do poradni diabetologicznej na ulicę Sporną - wspomina dziś ze śmiechem. Wtedy wesoło mu nie było, bo dla aktywnego dziecka choroba, przeplatana licznymi wizytami w szpitalu, była dużym ograniczeniem, a Arek miał mnóstwo zajęć i planów, m.in. obozy, wyjazdy harcerskie. "Przyznaję, otrząśnięcie się zajęło mi chwilę. Powoli jednak zacząłem postrzegać cukrzycę nie jako wyrok, lecz jako wyzwanie" - to znów z plakatu.

Jako wyzwanie obaj z Kubą potraktowali sprawę kampanii edukacyjnej o swojej chorobie. Ich twarze, a także innych dziewięciu cukrzyków z całej Polski, pojawiły się na plakatach m.in. w: Kaliszu, Koszalinie, Krakowie, Lublinie i w Łodzi. Tu jeżdżą m.in. w miejskich autobusach, są na przystankach, można je znaleźć na internecie, gdzie są także spoty, kręcone z udziałem krakowskiego aktora Artura Dziurmana.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- To był ich pomysł, sami wymyślili, żeby zrobić kampanię o sobie - podkreśla Monika Zamarlik, szefowa Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pomocy Dzieciom i Młodzieży Chorym na Cukrzycę. Wprost mówi, że akcja to wyraz dojrzałości, ale i odpowiedzialności, do niedawna jeszcze dzieci, dotk-niętych chorobą, którzy chcą pokazać, że cukrzyca ogranicza, ale można z nią dobrze żyć. -Staramy się tak kształtować naszą cukrzycową młodzież, by była aktywna w każdej dziedzinie życia, w tym społecznej, w wolontariacie. I kampania jest tego przejawem.

Jej liczba to 8 lat - wtedy na cukrzycę insulinozależną zachorowała jej jedyna córka Dominika, także twarz z plakatów. Dla Moniki, która zawsze najbardziej bała się choroby dziecka, początki były równie trudne jak dla ślicznej nastolatki, dziś pięknej młodej kobiety.

"Pierwszy raz często boli. Kiedy zostałam nazwana "dziwadłem", "narkomanką" w momencie, gdy podawałam sobie insulinę w miejscu publicznym - to było tak, jakby ktoś wbił mi w serce szpilkę. Skóra jednak twardnieje, nie tylko dosłownie. Z czasem, po prostu przestałam się przejmować - to już historia i odczucia Dominiki.

Połączona doświadczeniami grupa, znająca się z wielu wyjazdów, obozów, o które jak lwica walczy mama Dominiki, postanowiła podzielić się swoimi doświadczeniami, ale i lękami, jakie towarzyszą szczególnie początkom choroby. Chcieli pokazać, jak wygląda ich życie z chorobą, ale także edukować społeczeństwo, że nie każdy dziwnie się zachowujący młody człowiek, który słania się na nogach, to pijany, że może właśnie to diabetyk, który ma niedocukrzenie i potrzebuje natychmiastowej pomocy. Poza pomysłami mieli mnóstwo energii i trochę pieniędzy z dotacji z Funduszu dla Organizacji Pozarządowych w ramach grantów szwajcarskich. Ale sami nie spodziewali się, że uda im się zrobić kampanię z takim rozmachem.

Motorami byli Kuba i Arek. Oni znaleźli łódzką agencję Vision, która pomogła w realizacji ich pomysłów. - Podeszli do tego bardzo profesjonalnie - opowiada Dorota Karło, mama Jakuba, dziś edukator diabetologiczny. Pamięta, jak szlifowała z synem i jego kolegą prezentację na umówioną wizytę w agencji. - Problem w tym, że nie mieli co zaoferować, a oczekiwali i chcieli wiele.

Jak wspomina pani Dorota, chłopaków wysłuchano, ale w jej ocenie bez szczególnych emocji. Wrażenie okazało się złudne. Pani Dorota usłyszała, że prezentacja była przygotowana bardzo dobrze, z biznesowym podejściem. - Przy czym oni niczego nie chcieli dla siebie, chcieli tylko opowiedzieć o wszystkim. Ja, choć jestem edukatorem, znam to w teorii, oni w praktyce.

W kampanii wziął też udział Artur Dziurman, który nakręcił z całą grupą z plakatów spoty. - Robiliśmy nagrania między świętami a sylwesterem, sześć - siedem godzin, bardzo się zaangażował, bezinteresownie przygotował ich do tego i sam wystąpił w spotach - opowiada Monika Zamarlik.

Plakaty, spoty i zawarte na nich przesłania i wyznania młodych diabetyków po cichu zaczynają działać. Trafiają do szkół, choć nie wszędzie są przyjmowane z akceptacją. Monika Zamarlik przyznaje, że zdarzają się odmowy: bo ta strzykawka...

Arek, który dziś jest studentem medycyny, chciałby, żeby kampania oswoiła wiele osób ze strachem, jaki czasem towarzyszy udzieleniu pomocy, której nieraz wymaga diabetyk. - Moi znajomi, rodzina są wyedukowani, ale jest wiele osób spoza tego grona, które nie wiedzą, co robić.

Bo nawet najbardziej "wyrównany" diabetyk, czyli z dobrze prowadzoną cukrzycą. może wymagać pomocy. Wymiar edukacyjny to jedno, ale jak - dodaje Arek - jeszcze jest wymiar ludzki, czyli historie ludzi, którzy żyją z cukrzycą. Żyją, bo biorą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki