MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Stare lampy uliczne trafiły na wysypisko, bo na nowe przyznano dotację

Ewa Drzazga
Andrzej Banas/archiwum Polska Press
Setki lamp zdemontowanych z bełchatowskich ulic znalazło się na wysypisku śmieci. Magistrat nie mógł ich sprzedać i odzyskać choć części pieniędzy?

Na wysypisku śmieci leżą setki kompletnych opraw lamp ulicznych, zdemontowanych w ramach wymiany oświetlenia - alarmuje nasz Czytelnik z Bełchatowa. - Czy firma, która je demontowała, nie powinna ich zwrócić miastu? I czy urzędnicy nie mogli postarać się o to, by sprzedać te oprawy na rynku wtórnym? Przecież to są duże pieniądze! - denerwuje się bełchatowianin.

Jak mówi, sprawdził na aukcjach internetowych i okazało się, że takie oprawy uliczne „chodzą” po ok. 200 zł (bez żarówki).

- Przyjrzałem się, to były całkiem dobre oprawy, nabywcy na nie pewnie by się bez większego problemu znaleźli. Już nie wspomnę o tym, że każda miała żarówkę, którą także można było sprzedać - dodaje. - Ale urzędnicy pewnie uznali, że lepiej pozbyć się kłopotu i dali firmie demontującej lampy wolną rękę - domyśla się mieszkaniec Bełchatowa.

Okazuje się, że sprawa nie jest taka prosta. Lampy były demontowane w ramach projektu zakładającego modernizację oświetlenia ulicznego w całym mieście. W efekcie ponad 3 tys. lamp starszego typu zostało zastąpionych ledowymi. Inwestycja kosztowała prawie 10 mln zł, z czego 45 proc. wartości projektu (4,48 mln zł) pochodzi z dotacji Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a pozostała część ma być sfinansowana z długoterminowej, w części umarzalnej pożyczki z tego samego źródła (5,4 mln zł). I, jak się okazuje, właśnie zapisy związane z dofinansowaniem dla tego projektu ucinają wszelką dyskusję na temat dalszego obrotu zdemontowanymi lampami.

- Demontowane oprawy w znacznej mierze są własnością PGE Dystrybucji i na podstawie porozumienia są wymieniane na energooszczędne. Miasto nie może ich odzyskać, bo do miasta nie należą - mówi Jolanta Fidyka, dyrektor kancelarii prezydenta Bełchatowa. - Nie można nimi handlować ani ich ponownie użytkować, ponieważ warunki dofinansowania przewidują ich utylizację bez możliwości dalszej eksploatacji - wyjaśnia. I dodaje, że przekazanie do utylizacji jest obowiązkiem wykonawcy, czyli firmy, która realizacją projektu się zajmuje.

Jak podkreślają służby magistratu, oprawy z lampami wysokoprężnymi sodowymi (czyli te, które zostały w Bełchatowie zdemontowane), zawierają niebezpieczne związki. Wymienia się je na lampy ledowe, także z tego względu. Ale że stare mają elementy zagrażające zdrowiu i życiu ludzi, więc nie można ich po prostu wyrzucić, muszą być utylizowane przez firmy, które mają na to specjalne zezwolenia. A to kosztuje.

- Utylizacja odpadów, zawierających substancje niebezpieczne, jakimi są np. lampy wyładowcze, stanowi dla podmiotu wytwarzającego takie odpady (w tym przypadku wykonawcy) koszt, a nie przychód - tłumaczy Jolanta Fidyka.

Wydarzenia tygodnia w Łodzi i w regionie [2-8 listopada 2015 r.]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki