Wielkanoc za granicą jest smutna. Brakuje świątecznej atmosfery, pysznego jedzenia i rodziny przy stole. Przekonywali o tym wczoraj pasażerowie samolotu z East Midlands do Łodzi. Bardzo się starali, by na Wielkanoc nie zostać za granicą. Udało się.
W hali przylotów łódzkiego lotniska na Lublinku nie zabrakło wczoraj rano łez i wzruszeń. Rodziny czekały z utęsknieniem na najbliższych, których czasami nie widzieli nawet rok.
- Pracuję w Anglii siedem lat. Staram się przylatywać do Polski na każde święta - mówił Paweł Bartczak ze Zgierza. - Już nie mogę doczekać się żurku i białej kiełbasy. Bardzo to lubię. Próbuję czasami gotować żurek w Anglii. Ale już nie smakuje tak samo.
Na lotnisku na pana Pawła ze Zgierza czekała córka Justyna i sześcioletni wnuk Marcel.
- Jedną Wielkanoc spędziłem za granicą. To były bardzo smutne święta. Brakowało mi rodziny, spotkań przy stole, wizyty na cmentarzu - wspomina zgierzanin. - Poszedłem do polskiego kościoła, przygotowałem wielkanocne potrawy. Jednak bardzo tęskniłem za domem. W Anglii Wielkanoc trwa bardzo krótko. Drugiego dnia świąt już niestety trzeba iść do pracy.
Pan Paweł pracuje w małej firmie, zajmującej się wentylacją. - To firma rodzinna i tylko w wyjątkowych sytuacjach muszę zostać na święta za granicą. Wszyscy mnie tam rozumieją - mówi zgierzanin.
Od trzech lat w Anglii mieszka Paulina Kulesza z mężem Emilem i synkiem Maksymilianem. Wszyscy przyjechali na Wielkanoc do rodziny do Łodzi. Najpierw, na początku kwietnia, przyleciała Paulina z synkiem. Emil dołączył do rodziny wczoraj. Paulina z Maksymilianem i dziadkiem czekali na niego na lotnisku z transparentem.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
- Na Boże Narodzenie zwykle zostajemy w Anglii. Ciężko jest w tym czasie dostać urlop w pracy. Za to na każdą Wielkanoc przylatujemy do Polski - mówi Paulina. - Wracamy do Łodzi, chociaż bez problemu zorganizowalibyśmy święta za granicą. Są tam bardzo dobrze wyposażone polskie sklepy. Jednak to nie to samo.
Maksymilian dumnie powtarza, że ma już siedem lat.
- W Anglii bardziej podoba mi się niż w Polsce, bo tam jest szkoła - mówi Maksymilian. - Mam tam dwóch ulubionych kolegów: Kamila z Polski i Jordana z Bułgarii.
Makysmilian świetnie mówi po angielsku. Rodzice są z niego bardzo dumni. - Czasami wydaje mi się, że syn po angielsku mówi lepiej niż po polsku - uśmiecha się Paulina. - Przyjechaliśmy do Łodzi na początku kwietnia, bo wtedy rozpoczęły się w Anglii ferie.
Cała rodzina nie może doczekać się już żurku w chlebie i kolorowych pisanek. Maksymilian czeka na czekoladowe jajka. W sobotę razem przygotują koszyczek do święcenia.
- Wracamy na święta do Łodzi, bo nie chcemy odcinać się od korzeni - mówi Emil, który w Anglii prowadzi treningi kick boxingu.
Samolotem z East Midlands przyleciało wczoraj na Wielkanoc w sumie 163 pasażerów.
- W czasie świąt w hali przylotów zawsze panuje wyjątkowa atmosfera - mówi Ewa Bieńkowska, rzeczniczka łódzkiego lotniska.- Są radosne powitania, jednak na twarzach oczekujących rodzin widać też ogromną tęsknotę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?