Ewidentnie ktoś wyciągnął wnioski z badań społecznych alarmujących o skrajnie niskim stopniu zaufania obywateli do klasy politycznej. Tylko kim jest Hanna Zdanowska, której tak bardzo przeszkadzają politycy, jeśli nie szefową Platformy w Łodzi? I co, jeśli nie wewnętrzne rozgrywki wewnątrz macierzystej partii, wyniosło ją do godności kandydata na prezydenta Łodzi w 2010 roku? A kim jest Jolanta Kopcińska, jeśli nie byłą radną Platformy, która na skutek trudnych do opisania w jednym zdaniu rozgrywek, ostatecznie wylądowała pod skrzydłami PiS. Kto podejmował w swym ogródku Jarosława Kaczyńskiego i kto z pierwszego szeregu bił prezesowi PiS brawo w czasie ostatniego zjazdu zjednoczeniowego prawicy. A tak, zjazd był apolityczny... A czy to ma sens?
Choć Polacy zieją awersją do polityków, to w wyborach zgodnie głosują na partyjne szyldy. Wyobraźmy więc sobie, że Zdanowska i Kopcińska startują ze swoich komitetów wyborczych, a ich niezależność i apolityczność legitymuje fakt, że PO i PiS wystawiają innych kandydatów. Wynik jest jasny do przewidzenia: żadna z pań nie wchodzi do drugiej tury. Hanna Zdanowska z racji wysokiej rozpoznawalności dostaje 10-15 proc., Kopcińska, relatywnie słabo rozpoznawalna, może liczyć 3-5 procent. Tyle, że to oczywiście jedynie sytuacja hipotetyczna, jasne jest, że taka sytuacja nie ma prawa się zdarzyć, a Zdanowska i Kopcińska pod sztandarami PO i PiS uzyskają znacznie lepsze wyniki. Paradoksalnie o zwycięstwo walczyć będą dzięki temu, że są politykami i że stoją za nimi partyjne szyldy, które z miejsca zapewniają porządny rezultat.
Po co więc cała szopka? Choć może ona mierzić, czysto technicznie rzecz ujmując, jakiś sens to ma. Elektoraty partyjne i tak nie będą miały wyjścia, a nuż którejś z Pań uda się dodatkowo uwieść wyborcę z innej bajki?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?