Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Błeszyński: Niszczymy dziś więcej zabytków niż straciliśmy w czasie wojny [ROZMOWA]

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Z Tomaszem Błeszyńskim, ekspertem rynku nieruchomości, rozmawia Piotr Brzózka

Syndyk sprzedał praktycznie wszystkie lofty u Scheiblera. Przeszło 3 lata po upadłości dewelopera, ponad 5 lat po oddaniu inwestycji do użytku, 10 lat od jej rozpoczęcia. A ponoć lofty rozchodziły się jak świeże bułeczki...

Lofty to jest produkt nietypowy, na naszym rynku wcześniej nieznany. Analizowałem przed laty projekty w Łodzi, Żyrardowie, Warszawie, na Śląsku i ewidentnie widać, że moda na lofty do Polski nie przyszła. Inwestor podszedł do trudnej adaptacji przędzalni Scheiblera bardzo ryzykownie, bez gruntownej analizy rynku. Budowanie loftów w postindustrialnych nieruchomościach wymaga dużych nakładów na modernizację techniczną, oczyszczenie murów - a w tym przypadku była to fabryka włókiennicza, w której należało usunąć wszelkie ślady starych chemikaliów. Tymczasem w Polsce nie ma zainteresowania, Polacy nie kochają, nie fascynują się tego typu nieruchomościami. Jeżeli mamy wydać duże pieniądze, to wolimy zbudować dom, lub kupić zwykłe mieszkanie. Dlatego brak analizy zemścił się na inwestorze. Na początku, przy dużym wsparciu marketingowym, faktycznie była duża fala sprzedaży, ale potem nadeszła fala „wycofań” klientów. Sam proces budowlany był kilkanaście razy przerywany, a to z powodu sporu z konserwatorem zabytków, a to z innego powodu, a na koniec, już po oddaniu inwestycji, doszło do upadłości dewelopera. Syndyk sprzedawał mieszkania za część ich wartości. Wcześniej na rynku te lofty osiągały ceny nawet 6-7 tys. zł za metr kwadratowy, a u syndykach ceny ledwie przekraczały 3 tysiące. Zajęło to 3 lata, bo w Łodzi nie ma klienteli. Zresztą loft w rozumieniu polskich deweloperów różni się od tego, co pod pojęciem loftu rozumie się na Zachodzie. Tam loftami są całe piętra powierzchni pofabrycznych. 200, 300, 500 metrów kwadratowych. Te powierzchnie są kupowane za stosunkowo niewielkie pieniądze i aranżowane indywidualnie. I przeważnie mieszkańcami są filmowcy, fotografowie, malarze. Oni wykorzystują te wielkie powierzchnie i do mieszkania, i do swojej twórczości artystycznej.

W Łodzi marketing też poszedł w stronę środowisk twórczych.

Tyle, że tu bardziej chodziło o PR. Moim zdaniem faktycznym odbiorcą byli inwestorzy kupujący nieruchomości z myślą o przyszłym zysku na wynajmie, czy odsprzedaży. Zwłaszcza, że duża część mieszkań była mała i szablonowa.

Wydaje się, że ta inwestycja wpłynęła odstraszająco na innych deweloperów. 10 lat temu mogło się wydawać, że w Łodzi powstanie więcej loftów, tymczasem oprócz Scheiblera, są tylko pojedyncze przykłady.

Rzeczywiście na początku był hurraoptymizm. Wielu inwestorów myślało o loftach i nawet władze miasta dostały „pozytywnego szału” , chwaląc się łódzkimi loftami, opowiadając ile jest tu fabryk do zagospodarowania. Realia rynku szybko to zweryfikowały. Stagnacja u Scheiblera sprawiła, że deweloperzy zaczęli się zachowywać ostrożniej. Jeśli już ktoś nabył starą fabrykę, gdzie konserwator nie pozwalał zburzyć zabudowy, to zaciskał zęby i budował 3 czy 10 takich mieszkań a la loft. Ale nie na szerszą skalę. Wszystko przygasło, nie tylko w Łodzi, ale też w warszawskich zakładach optycznych, czy w Żyrardowie, w Poznaniu.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
4 stycznia 2016 roku - 10 stycznia 2016 roku

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Ale koniec końców rewitalizację przędzalni Scheiblera należy chyba zapisać na plus, bo uratowano piękne stare mury i zapewniono im nowe życie... Łódź jest dziś u progu wielkiej rewitalizacji kwartałów miasta, ale myśląc o niej mamy przed oczyma raczej kamienice, czy też wątki społeczne. A stare fabryki?

Ja bym tu rozdzielił jednak pewne wątki. Dla mnie budowa loftów nie jest rewitalizacją. Jest remontem budynku i zmianą jego funkcjonalności. Natomiast jeśli chodzi o prawdziwą rewitalizację, boleję od lat nad postępującą degrengoladą nieruchomości. Brak jest miejscowych planów zagospodarowania, co powoduje, że na łapu capu wyrywane są i wyburzane kawałki nieruchomości. To powoduje chaos, znikają przez to unikatowe obiekty. Śmiem twierdzić, że niszczymy dziś więcej zabytków, niż zniszczono w czasie wojny. Postindustrialne obiekty po prostu znikają. Trafiły w ręce deweloperów, którzy mieli różne pomysły, niekoniecznie lofciarskie. Ale zmienił się rynek i dziś te nieruchomości niszczeją. Jadąc przez Łódź widzimy resztki fabryk, których dziś nie ma już nawet jak ratować. Uniontex, Norbelana i inne - tam zostały pojedyncze ściany. Niestety, poprzez brak planów, poprzez brak strategii, władze miasta przyczyniły się do tej degrengolady. Nie znam innego miasta, gdzie pozwolono by na tak rabunkową politykę. Władze miasta same sprzedają na łapu capu nieruchomości, często nie interesując się, co dalej z nimi dzieje, nie potrafią wyegzekwować zabudowy działki. Skutki braku planów i spójnej koncepcji zabudowy Łodzi są takie, że dziś na przykład deweloperzy chcą dziś wejść na stary Julianów, budować bloki obok zabudowy jednorodzinnej. To pokazuje, że po prostu nie ma koncepcji Łodzi.

Jakieś koncepcje są... Jak Pan ocenia nową politykę mieszkaniową autorstwa wiceprezydenta Irenesza Jabłońskiego? Sprowadziliśmy ją niedawno do haseł: prywatyzować, remontować, windykować, podnieść czynsze...

Rozmawiałem o tym w radio z panem wiceprezydentem, trochę na niego drastycznie naskoczyłem, pytając czy jest spadkobiercą idei kontenerów i osiedli biedy Arkadiusza Banaszka. On zaprzeczył, powiedział, że miasto absolutnie nie idzie w kontenery. I powiedział kilka rzeczy racjonalnych, rozsądnych. Punkt pierwszy - określenie zasobu, inwentaryzacja tego co Łódź posiada i kto tam mieszka. Rzecz druga - dokonanie zmian mentalnych. Dobra jest koncepcja odpracowywania długów czynszowych. Ale cały czas w Łodzi, jak i zresztą w całej Polsce, pozostaje na przykład problem braku mieszkań zastępczych, socjalnych. Nawet robiąc rewitalizację kwartału, nie ma gdzie przenieść ludzi. Dlatego często utrzymuje się swoich lokatorów w drogich kamienicach prywatnych. Łódź ma parcie na sprzedawanie i czasem dochodzi do sytuacji groteskowych. Sprzedaje się kamienicę z lokatorami, prywatny inwestor ma swoje plany, wypowiada umowy mieszkańcom i mówi do miasta: zabierzcie mi tych ludzi. A miasto mówi: nie ma gdzie. I płaci odszkodowanie inwestorowi. Koło się zamyka... Jako ciekawostkę dodam, że pretekstem do naszej rozmowy w radio była informacja prezydenta Skierniewic, który ogłosił, że jego miasto zbuduje dla swoich ubogich mieszkańców nowoczesny, energooszczędny budynek mieszkalny. Jabłoński to skomentował tak: przecież zdewastują i zniszczą. A ja na to: ale jeśli miasto chce pomóc mieszkańcom, to pierwszym ich problemem są koszty utrzymania nieruchomości. Jeśli ktoś mieszka w starej kamienicy i opala te zawilgocone mury gazem czy prądem, to nigdy w życiu nie będzie miał pieniędzy na czynsz. Często są to osoby starsze, które mają do wykupienia leki, mają też inne niezbędne wydatki. Jeśli chcemy, żeby ludziom starczało na płacenie czynszów, to pozwólmy im mieszkać w godnym standardzie. We wtorek w wiadomościach pokazywano starszego pana. Siedzi w kocu w swoim w mieszkaniu komunalnym. Ma zalany komin, więc nie może się grzać węglem. A pani rzecznik prasowa administracji mówi: niech ogrzewa się prądem. Na co facet: ja mam 20 złotych do końca miesiąca, a poza tym kable nie wytrzymują, bo to stara kamienica... A swoją drogą, proszę sobie wyobrazić, że dzisiaj każda administracja nieruchomości ma swojego rzecznika prasowego.

Łódź może nie buduje, ale zaczęła remontować.

Tylko dla kogo są te mieszkania? Starych mieszkańców nie stać na powrót z powodu wysokich czynszów. W Łodzi często rewitalizacja oznacza komercyjny remont. Przykładem odnowienie kamienicy przy ul. Północnej, tylko po to, żeby ją wystawić na sprzedaż. To nie jest rewitalizacja. Polityka mieszkaniowa Łodzi jest niespójna. Dotyka tylko niektórych obszarów. Ireneusz Jabłoński odpowiada na moje argumenty: ależ panie Tomaszu, jest przecież opieka społeczna. A ja mu na to, że kiedy człowiek mieszka w starym mieszkaniu, gdzie woda leje się po ścianie, to pieniędzy na czynsz i tak mu zabraknie.

Rozmawiał Piotr Brzózka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki