Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukraińcy mieszkający w Łodzi. Co oni sądzą o tym co dzieje się w ich ojczyźnie?

Anna Gronczewska
W Polsce żyją tysiące Ukraińców. Teraz wiele mówi się o ich kraju. Rosja ma zaatakować Ukrainę. Co oni sądzą o tym co dzieje się w ich ojczyźnie?
W Polsce żyją tysiące Ukraińców. Teraz wiele mówi się o ich kraju. Rosja ma zaatakować Ukrainę. Co oni sądzą o tym co dzieje się w ich ojczyźnie? archiwum Polskapress
W Polsce żyją tysiące Ukraińców. Teraz wiele mówi się o ich kraju. Rosja ma zaatakować Ukrainę. Co oni sądzą o tym co dzieje się w ich ojczyźnie?

Boją się o swoje rodziny

Żenia niedawno wrócił z Ukrainy. Mieszka w Czernichowie, 190 kilometrów od Kijowa. Do granicy z Rosją jest 70 kilometrów. Mówi, że to miejsce nazywane jest „trzy siostry”. Bo tu krzyżują się granice Ukrainy, Rosji i Białorusi.

- Byłem dwa tygodnie na Ukrainie – opowiada Żenia. - Codziennie z żoną oglądaliśmy w telewizji ukraińskie wiadomości. O wojnie prawie nic nie mówili. A jak wróciłem do Polski i włączyłem telewizor to tylko wojna na Ukrainie...

Żenia mówi, że na ukraińskich ulicach nie ma paniki. Nie ustawiają się kolejki przed sklepami, nikt nie robi zapasów żywności. Ludzie chodzą do kina, teatru. Robią zakupy w centrach handlowych. O wojnie mówi się najwyżej po cichu, w domu.

- Może ludzie już przyzwyczaili się do wojny? - zastanawia się Żenia. - Przecież cały czas trwają walki w Donbasie. To dla mnie okropne. Ktoś zarabia na ludzkiej krwi, ludzie tam giną. Wielu Ukraińców zgłasza się na wojnę na ochotnika. Ja powołania nie dostałem. Ile razy wracam do domu, na Ukrainę to zaglądam do skrzynki pocztowej. Jest pusta..Powołanie nie przychodzi...

Żenia w Polsce mieszka już sześć lat. W lutym obchodził rocznicę. Sprowadził go kolega, który dziś ma polskie obywatelstwo i mieszka w Kanadzie. Tu w Polsce miał kilka busów. Żenia pracował u niego jako kierowca. Potem zaczął pracować na budowie. Przez dwa tygodnie. Nikt za tą pracę mu nie zapłacił. W końcu zatrudnił się w jednym z zakładów wulkanizacyjnych pod Łodzią. Pracuje już trzy lata. W międzyczasie sprowadził do Polski żonę. Jest tłumaczem w jednym z urzędów koło Łodzi.

- Teraz to jest to urlopie wychowawczym – wyjaśnia Żenia. - W Polsce urodził nam się syn. Ma już 11 miesięcy. Mamy jeszcze 12-letnią córkę.

Żenia nie rozmawia z żoną o wojnie. Mają inne problemy..A to syn choruje, córka ma znów zdalne nauczanie...

Trochę martwimy się tym co będzie, gdyby wojna wybuchła – mówi Żenia. - Głównie co z rodziną. Żona ma tam siostry, matkę...Ale do tej pory nikt ze znajomych nie dzwonił i nie prosił, by załatwić mu pracę w Polsce...

Żenia chciałby zostać w Łodzi. Żona myśli o powrocie. Tęskni za Ukrainą, rodziną, którą tam zostawiła...

- Ale niedawno byliśmy na Ukrainie – mówi Żenia. - Żyje się tam ciężko. Ludzie nie mają pracy, a jak już pracują to zarabiają grosze. Żona też to widziała...

Rozpadają się małżeństwa...

Natalia w Polsce mieszka dopiero półtora roku.. Rodzinną wieś, która znajduje się pod Czerkasami, ostatnio odwiedziła latem ubiegłego roku. Codziennie jednak rozmawia z mężem, rodzicami, córką.

Niedawno mąż mówił mi, że wojska rosyjskie mają wkroczyć na Ukrainę 16 lutego – opowiada Natalia. - To się nie sprawdziło więc teraz czekamy 20 lutego...Zobaczymy jak będzie.

Natalia przyznaje, że na pewno ludzie boją się wojny, choć z drugiej strony trochę się do niej przyzwyczaili.
- Przecież cały czas walczą w Donbasie – dodaje. - Wielu Ukraińców zgłasza się do wojska sama. Kochają naszą ojczyznę!
Natalia z rozmów z rodziną wie, że nikt nie wykupuje żywności ze sklepów.
- Tak było przed pierwszą wojną o Krym – wyjaśnia. - Teraz jest o wiele spokojniej. A tak naprawdę nikt nie wie co zrobi Putin...
Natalia dziwi się tylko, że jakieś pretensje do Ukraińców mają Białorusini. Nigdy przecież tego nie było.
-

Zarzucają nam, że bronimy swojej ziemi, swoich ludzi – tłumaczy Natalia. - Nie wiem o co im chodzi...
Natalia mówi, że obok Ukraińców żyją Rosjanie. Część ma rodzinę w Rosji. Tak jak ona. W Moskwie mieszka jej kuzynka

Tatiana. Wyszła za mą za Rosjanina Olega.

- Czasem napisze coś z Tatianą przez Internet, ale z Olegiem nie utrzymuje kontaktu – twierdzi Natalia. - Pokłóciliśmy się...

Od dłuższego czasu Natalia nie może się dogadać z Olegiem. On urodził się w Rosji, na Syberii, ale wychował na Ukrainie, w jej rodzinnej wsi. Razem chodzili do szkoły, wychowywali się. Potem Oleg ożenił się z Tatianą i wyjechali do Rosji.

- Zaczął opowiadać takie głupoty, że aż wstyd powtarzać – żali się Natalia. - Twierdzi, że Ukraińcy zawłaszczyli sobie Krym! A przecież razem chodziliśmy do tej samej klasy, uczyliśmy się tej samej historii. Na szczęście te jego poglądy nie przekładają się na małżeństwo z moją kuzynką. Dobrze żyją...A bywa różnie. Przez to kłócą się rodziny, a nawet rozpadają małżeństwa.

Natalia, tak jak Żenia, nie dostaje telefonów od znajomych z Ukrainy z prośbą, by ściągnęła ich do Polski.

- Mąż nie chce przyjechać – opowiada Natalia. - Twierdzi, że jest za stary, bo ma 52 lata. Ma tam swoje zajęcia, jest myśliwy. Mówi, że jak wybuchnie wojna to pójdzie do lasu, zostanie partyzantem. Zięć też nie chce przyjechać do Polski. Powtarza, że na Ukrainie też jest praca...

Natalia zapewnia, że kocha Ukrainę, tęskni za wszystkim co ukraińskie...

- Będę się martwiła jak wybuchnie wojna, ale nie mam na to wpływu – kończy...

Wojna wciąż trwa..

Swietłana urodziła się Ługańsku, mieszkała na Krymie. Pochodzi z Donbasu, a więc miejsca, gdzie dziś toczy się wojna. Kiedy przyjeżdżała do Polski nawet przez chwilę nie pomyślała, że kiedyś dojdzie do takiej tragedii.
- Myślałam, że wojna może być wszędzie, tylko nie u nas – mówi. - Ona bardzo nas dotknęła. Przecież kiedyś była wojna w Afganistanie. Też blisko nas, bo dawny Związek Radziecki graniczył z tym krajem. Na wojnie w Afganistanie walczyli koledzy z mojej klasy, sąsiedzi. Nie wszyscy przeżyli. Ci, którzy wrócili, opowiadali o wojnie, o tym co przeżyli. Ale słuchało się tego jak coś odległego, czegoś co mnie nie dotyczy. Teraz ta wojna dotknęła nas bezpośrednio...
Swietłana zaznacza, że nie jest Ukrainką, tylko Rosjanką mieszkającą na Ukrainie. Śmieje się, że do Polski przyjechała dzięki miłości. Na Krymie prowadziła kilka sklepów. Przyjeżdżał tam Paweł, przystojny mężczyzna z Warszawy. Razem z nim pojechała do Polski. Sprzedawała bluzki na Stadionie Dziesięciolecia. Potem wzięła z Pawłem ślub. Zamieszkali w Warszawie.

- Dziś nie jesteśmy razem, rozwiedliśmy się – dodaje Swietłana.- Wszystko przez hazard..Radze sobie sama. Pracuje. Mam dorosłego syna, który ożenił się z Polką. Mają pięknego 2-letniego synka, mojego wnuka...

Swietłana od wielu lat mieszka w Łodzi, pracuje w jednym z centrów handlowych. Nie wie ile nocy przepłakała ostatnio...Gdy słyszy o kolejnej zbliżającej sie wojnie na Ukrainie przechodzą ją dreszcze. Martwi się o mamę, która została w Ługańsku. Na szczęście ich dom nie został zniszczony podczas tej pierwszej wojny. Ale kiedyś w jednym z wojskowych ataków ucierpiał kawałek jej działki. Zginął też wtedy ich sąsiad. Rozszarpał go pocisk.

- Mama przez dłuższy czas mieszkała u mnie w Polsce, ale chciała wrócić do Ługańska, bo bała się zostawić na długo dom – wyjaśnia Swietłana. - Pojechała...Teraz chciałabym zabrać ją znów do mnie. Boję się o nią. Choruje na serce. Ma jeszcze polską wizę. Ale z Donbasu można wydostać się tylko przez Rosję.

Swietłana mówi, że na Ukrainie nie żyje się dobrze. Dlatego wiele osób przyjeżdża szukać szczęście w Polsce.

- Zwłaszcza teraz, gdy jest wojna – mówi. - Moja mama ma 75 lat, całe życie ciężko pracowała, a teraz nie dostaje emerytury...Nikogo nie obchodzi za co kupi chleb, lekarstwa. Zauważyłam tylko jedno. Na Ukrainie ludziom żyje się gorzej niż w Polsce, ale mniej narzekają. Gdy ich się zapyta jak się żyje to odpowiadają, że dobrze, choć nie zawsze tak jest. Ale chcą się pokazać przed znajomymi z innej strony. W Polsce jest inaczej. Nawet jeśli komuś się dobrze powodzi to będzie mówił, że jest źle...

Nie chcą do wojska..

Olena, atrakcyjna kobieta po czterdziestce, twierdzi że w Polsce znalazła swój dom. Pracuje dziś w jednej z łódzkich firm odzieżowych i handluje bluzkami, sukienkami, kurtkami w Centrum Handlowym „Ptak” w Rzgowie. Pochodzi z zachodniej Ukrainy, z Iwanofrankowska, który przed wojną nazywał się Stanisławów i znajdował na terenie Polski.

- Nie mam jednak polskich korzeni! - zaznacza Olena. - Jestem Ukrainką.

Wychowała się w małej wiosce pod Iwanofrankowskiem. Razem z rodzicami i młodszą siostrą siostrą mieszkali w małym domku z ogródkiem.

- Blisko miasta, bo do Iwanofrankowska mieliśmy dziesięć minut piechotą – opowiada. - Nie było w domu bogato, ale na jedzenie i ubranie nie brakowało. Rodzice jakoś sobie radzili...

Olena na Ukrainie wyszła za mąż. Urodziła córeczkę. Ale z mężem nie układało się dobrze. Razem z dzieckiem mieszkała u rodziców. Nie pracowała. Kiedyś odwiedziła ją koleżanka. Zaproponowała, by pojechała z nią do Polski, by zarobić trochę pieniędzy.

- Polacy jeżdżą zarabiać na zachód, do Anglii czy do Włoch, a dla nas takim zachodem jest właśnie Polska – wyjaśnia Olena.

Koleżanka zaproponowała, by pojechały do Łodzi. Tu w jednej z kamienic przy ul. Piotrkowskiej mieszkała jej ciocia Krystyna.

- O dziwo mąż nie robił mi przeszkód, rodzice zaopiekowali się Larysą i tak pierwszy raz pojechałam do Polski! - wspomina Olena. - Nie było wtedy wiz, więc nie było formalnych przeszkód, by przekroczyć granice.

Pamięta jak pierwszy raz przyjechała do Łodzi, do Polski. Było to ponad 20 lat temu, latem. Wszystko się jej podobało. A zwłaszcza ul. Piotrkowska. Ciocia Krystyna miło je przyjęła.

-Handlowałyśmy z koleżanką na bazarze, na stadionie ŁKS-u, koło Dworca Kaliskiego – opowiada Olena. - Sprzedawałyśmy jakieś przybory kuchenne, lampki, nożyki...

W Polsce była wtedy tylko kilka dni. Gdy wróciła do domu i zrobiła bilans zysków, strat to okazało się, że prawie nic nie zarobiła.

- Ale jeszcze chyba ze dwa razy przyjeżdżałyśmy handlować na ŁKS-ie – dodaje Olena.

Potem koleżanka powiedziała, że może zarobić więcej, gdy znajdzie sobie w Polsce jakąś pracę.
- A koleżanka znała właścicieli jednej z łódzkich szwalni – wyjaśnia. - Powiedziała, że załatwi mi u nich pracę. Zostałam prasowaczką, choć wcześniej ze szwalnią nie miałam żadnego kontaktu. Szybko nauczyłam się fachu.
Na początku mieszkała u cioci Krystyny, na ul. Piotrkowskiej. Potem razem z koleżanką wynajęły pokój z kuchnią, bez wygód, w starej kamienicy. Najgorsza była zimo, bo musiały nosić węgiel, palić w piecu. Ale nie narzekała. Dzięki pracy w Polsce mogła pomóc rodzinie. Z czasem w Łodzi spędzała coraz więcej czasu. Trzy - cztery miesiące pracowała w Łodzi, potem jechała na dwa tygodnie do domu i wracała do Polski.
Po pół roku ściągnęła do Łodzi swoją siostrę Irinkę. Załatwiła jej pracę w szwalni.

- Jej było łatwiej, bo Irinka była z zawodu szwaczką – twierdzi Olena.

Powoli układały sobie życie w Łodzi. Choć Olena przyznaje, że na początku miała kłopoty z językiem.

- Dużo rozumiałam, ale nie potrafiłam mówić po polsku, choć wydaje się że nasze języki są podobne – wspomina. - Postanowiłam więc uczyć się polskiego. Sama. Oglądałam polskie programy telewizyjne, czytałam polskie gazety..No i w końcu zaczęłam mówić po polsku...

Irinka poznała Polaka. Był to chłopak, który dowoził do szwalni materiały. Zakochali się w sobie. Dziś są szczęśliwym małżeństwem.
W Polsce czuje się bardzo dobrze. Tu założyła rodzinę. Ściągnęła do Polski córkę Larysę.
Larysa miała 14 lat, gdy przyjechała do Łodzi. Bardzo cieszyła się, że będzie wreszcie z mamą. W Polsce jej się spodobało. W Łodzi zjawiła się w sierpniu, a już we wrześniu poszła do szkoły.

- Daliśmy ją do prywatnej szkoły, bo myśleliśmy że nie da sobie rady w publicznej, przecież nie znała polskiego – wyjaśnia Olena. - Ale niepotrzebnie się martwiliśmy. Larysa świetnie sobie poradziła. Dziś mówi po polsku lepiej ode mnie, bez żadnego akcentu. Jest kosmetyczka, ma polskiego chłopaka..

Ale Olena też martwi się o swoją rodzinę. Na Ukrainie została jej mama. Mieszkała jakiś czas z córką w Łodzi, ale tęskniła za domem, ogródkiem.

- Ta wojna zmieniła nasze życie – twierdzi Olena. - Bardzo wzrosły wszystkie opłaty, a pensje i emerytury niskie. Byłam u mamy w wakacje. Ludzie boją się o swoich synów, mężów, których w każdej chwili mogą powołać do wojska.

Tak jak syna koleżanki Oleny. Dostał powołanie do wojska, ale matka stara się go ukryć. Ile razy przychodzą po niego twierdzi, że wyjechał.

- A on siedzi w domu! - dodaje. - Ale jak długo da się tak ukrywać? Tak jednak robi wiele osób na Ukrainie. Nikt nie chce iść na wojnę i zginąć.

Olena jest szczęśliwa, że mieszka w Polsce. Przyznaje, że nie wróciłaby już nigdy na stałe na Ukrainę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki