Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Umarł Kim, niech żyje Kim

Redakcja
Andrzej Bober, w tle plakat z wizerunkiem Kim Dzong Ila
Andrzej Bober, w tle plakat z wizerunkiem Kim Dzong Ila Wojciech Gadomski
- Jeśli Kim Dzong Un byłby zbyt reformatorski, mógłby się liczyć z tym, że zostanie zlikwidowany albo zmarginalizowany. Więc nie może sobie pozwolić na poluzowanie sytuacji wewnętrznej - mówi Andrzej Bober, specjalista do spraw Korei z Zakładu Azji Wschodniej Uniwersytetu Łódzkiego, w rozmowie z Piotrem Brzózką.

Tym razem Kim Dzong Il, przywódca Korei Północnej, nie żyje naprawdę?

Tym razem naprawdę. Ta informacja została przekazana przez oficjalne, północnokoreańskie organy prasowe. Poprzednie doniesienia miały budzić sensację. Kim Dzong Ila uśmiercano wielokrotnie. Raz miał zginąć w zamachu, ostrzelany w kawalkadzie aut. Innym razem - podczas wybuchu cysterny. Kiedy indziej miał zostać otruty. Byli eksperci z Japonii, którzy twierdzili, że od 2003 roku mamy do czynienia z sobowtórem. To były informacje błędne. Świadczy o tym fakt, że aparat państwowy cały czas pokazywał Kim Dzong Ila jako człowieka i to ze wszelkimi ułomnościami, co w Korei Północnej jest nietypowym zjawiskiem medialnym. Pokazywano go z paraliżem lewej części ciała, wychudzonego, zniszczonego chorobą. Przypominam, że przeszedł udar w sierpniu 2008. Według informacji wywiadowczych Korei Południowej i Japonii - powtórny udar dopadł go po koniec roku 2008.

Kim Dzong Il był tyranem?

Niewątpliwie był tyranem. Natomiast, choćby to zabrzmiało kontrowersyjnie, był sprawnym politykiem. Warto zaakcentować, że od 1948 roku jego ojciec Kim Ir Sen, a potem on sam uzyskiwali od świata zewnętrznego to, czego oczekiwali, czyli pomoc zagraniczną. Kim Dzong Il utrzymywał swój reżim przy życiu, mimo wielu przeciwności, zagrożeń z zewnątrz i wewnątrz. W tym całym aparacie, wśród wojskowych, technokratów, ludzi, którzy próbowali go zamordować, przetrwał od 1994 r. do teraz. Ocena tych rządów pozostaje w gestii każdego obserwatora. Niewątpliwie odpowiada za śmierć - według różnych szacunków - nawet 3 milionów ludzi. Tych, którzy w okresie 1995-1998 zmarli na skutek fali głodu. Niewątpliwie były to krwawe rządy, choć nie tak dosłownie. W 27-milionowym narodzie kosztowały życie 3 milionów jednostek.

Był Pan w Korei Północnej. Jak ten kraj wygląda od środka? Ile jest prawdy, a ile mitów w przekazach, które docierają na Zachód?

Tam jest tak, jakby trafić do Warszawy przełomu lat 70. i 80. Korea rozwijała się do początku lat 80. Potem pojawiły się problemy finansowe, a największy kryzys przyszedł wraz z upadkiem Związku Radzieckiego i rozpadem układu bipolarnego na świecie. Korea Północna stała się skansenem, czas się tu zatrzymał. Kraj wręcz zaczął się cofać w rozwoju. Budynki zaczęły podupadać. System kontrolował wciąż społeczeństwo, ale w kraju nie było już rozwoju technologicznego. Koreę można porównać nawet do skamieliny, do dinozaurów. Ale inną rzeczą jest czytać o dinozaurach, a inną zobaczyć je na własne oczy. Kiedy widzi się autobusy z namalowanymi światłami stop i kierunkowskazami - bo nie ma lampek - to robi wrażenie. Albo kiedy się widzi amerykański samochód z czasów II wojny światowej, który pędzi autostradą, w środku osiem osób, auto nie ma dachu, a na zewnątrz temperatura ujemna. Albo kiedy się słyszy o poskromieniu smoków, które Kim Dzong Il zatrudnił do pogłębiania koryt rzecznych. Albo kiedy czytam o laboratorium meteorologicznym na górze Pektu, które donosi, że w 67. rocznicę urodzin przywódcy pokrywa śnieżna spadła do 67 centymetrów. To wszystko śmieszy, ale też daje do myślenia, jak ten reżim funkcjonuje, jakiego typu informacje przekazuje na zewnątrz, nie wstydząc się tego.

Przejdźmy do teraźniejszości. Dlaczego na wieść o śmierci przywódcy Korei Północnej jej południowy sąsiad wprowadza wojska w stan gotowości?

To naturalna reakcja, tak dzieje się w przypadku śmierci każdego dyktatora. Państwa ościenne muszą się przygotować na każdy scenariusz. Korea Południowa jest przygotowana. Śmierć Kim Dzong Ila nie jest tam żadnym zaskoczeniem. Śmierć jest trudno przewidzieć, ale w tym akurat przypadku ramy czasowe można było zawęzić najwyżej do roku 2013. Postawienie wojska w stan gotowości przez Koreę Południową to forma zabezpieczenia na wypadek niekontrolowanych wydarzeń. Bo przecież sukcesja, o której mowa od wielu miesięcy, nie jest sukcesją pewną. Nikt nie wie, czy przez ostatnie 3 lata syn Kim Dzong Un zdążył zapewnić sobie wystarczający potencjał, by rządzić Koreą. Pamiętajmy, że Kim Dzong Il potrzebował aż dwudziestu lat na to, by przejąć pełnię władzy po ojcu Kim Ir Senie. On stopniowo wymieniał ludzi na swoich zaufanych. Dwadzieścia lat otaczał się personelem, który go słuchał ślepo. Kim Dzong Un nie miał tyle czasu, więc proces sukcesji jest zagrożony. Mamy różne siły: Partię Pracy Korei, armię, mamy też technokratów, którzy byliby najlepszym rozwiązaniem dla Korei, ale którzy mają najmniejsze poparcie.
Czy Kim Dzong Un będzie samodzielnym przywódcą, czy marionetką? A jeśli tak, to czyją?

Będzie marionetką, tylko pytanie w czyich rękach. Generałów - nie. Od wielu miesięcy wymieniał kadrę generalską. Ludzie, którzy są dziś kilkugwiazdkowymi generałami, wiele mu zawdzięczają, więc mu się nie przeciwstawią. Jest gwarancją ich bytu. Dziś nawet naszym dyplomatom trudno jest ocenić, kto jest w Korei siłą numer jeden. Pewne jest, że teoretycznie Un siedzi za kółkiem. Ale kto nim kieruje? Może Chang Sung-taek, szwagier zmarłego przywódcy? Może jego żona, siostra Kim Dzong Ila?

Kim w ogóle jest Kim Dzong Un?

To najmłodszy z trzech synów, których oficjalnie miał Kim Dzong Il. Według propagandy, urodził się w 1982 r. Naprawdę w 1984. Nieprzypadkowo podaje się, że Kim Ir Sen urodził się w 1912 r., Kim Dzong Il w 1942, a jego najmłodszy syn w 1982. To pierwsze to prawda, ale już Kim Dzong Il urodził się rok wcześniej. Chodzi o to, żeby uroczystości rocznicowe były w jednym czasie, huczne i po jak najmniejszych kosztach. I żeby było łatwo zapamiętać - 12, 42, 82. O Kim Dzong Unie wiadomo niewiele. Miałem okazję go poznać w Pekinie, lecieliśmy jednym samolotem do Pyongyangu (Phenianu w bardziej popularnej transkrypcji). Wrażenie? Ciężko powiedzieć. Wiadomo, że kształcił się w Europie, pod Bernem. Rozmawiałem z kolegami z ławki. Kim Dzong Un jest kobieciarzem, ale to normalne w rodzinie Kimów. Podobno jest uzależniony od środków przeciwbólowych, podobno ma problemy z alkoholem i z nadwagą.

Zna Europę. To jakoś wpłynie na jego politykę?

Zna Europę, zna języki. Ale to mu daje tylko świadomość zagrożeń, jakie mógłby sprowadzić na siebie reformami. Nie działa sam. Jeśli byłby zbyt reformatorski, mógłby się liczyć z tym, że zostanie zlikwidowany albo zmarginalizowany. Więc nie może sobie pozwolić na poluzowanie sytuacji wewnętrznej. Najbliższe miesiące to koncentracja władzy. By nie doszło do scenariusza z arabskiej wiosny ludów. Wszystkim zależy na tym, żeby to był proces stabilny: Chińczykom, Japończykom, Koreańczykom, Rosjanom, Amerykanom.

Objął władzę, choć jest najmłodszym z synów...

Zgodnie z zasadami konfucjańskimi powinien dziedziczyć najstarszy syn Kim Dzong Nam. Ale znamy historię jego wypadu, na dominikańskim paszporcie, do Disneylandu w Tokio i reakcję ojca, który przewracał wszystko w pokoju, widząc syna tłumaczącego się z fałszywego paszportu. Zwłaszcza że poleciał tam z kochanką, pokojówką.

Starszy brat nie zagraża nowemu przywódcy?

Bardziej Kim Dzong Un zagraża starszemu rodzeństwu. Najstarszy Kim Dzong Nam, który mieszka w Chinach, kilka razy niefrasobliwie się wypowiadał na temat sukcesji i pojawiły się pogróżki od jego adresem. Pewne źródła mówią, że próbowano go zlikwidować.

Jakie nowe przywództwo może mieć wpływ na stabilność na Półwyspie Koreańskim?

Gdyby doszło do niekontrolowanych zdarzeń - zaburzeń sukcesji czy klęski głodu, Korea Południowa - zapewniam - jest przygotowana na scenariusz interwencji w Korei Północnej. O tym się nie mówi dużo, żeby nie siać strachu. Jest kilka planów operacyjnych. Ale jak mówię, nic się nie stanie, jeśli na Północy nie dojdzie do zaburzeń. A na te Korea Północna jest przygotowana. Mimo że ludność nie miała żadnego dostępu do informacji o wydarzeniach w Libii, to władze wiedziały, co spotkało Kaddafiego. I odpowiednio wcześnie zabezpieczono sprzęt do tłumienia zamieszek, przeszkolono oddziały do natychmiastowych interwencji. Wątpię, by teraz coś mogło się stać, zwłaszcza że naród opłakuje śmierć przywódcy. Wątpię, żeby to były szczere łzy, jak w przypadku Kim Ir Sena, ale trwa żałoba i nikt nie poważy się jej zaburzyć. To byłby natychmiastowy wyrok śmierci.

Czy świat jest bezpieczny, gdy palec na guziku atomowym trzyma młody Kim Dzong Un?

Póki jest jeden przywódca, świat jest bezpieczny. Jeśli tych ludzi będzie kilku, jeśli broń trafi w niepowołane ręce, to zagrożenie będzie. To jeden ze scenariuszy, w którym Korea Południowa lub USA będą interweniować. To jest jak z wariatem, za którego świat miał Kim Dzong Ila. Póki go znaliśmy, dogadywaliśmy się i byliśmy bezpieczni. Jeśli byśmy nie wiedzieli, czy wariatów jest trzech, czy może pięciu, to ciężko byłoby o spokój. Zwłaszcza jeśli każdy miałby po głowicy atomowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki