Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Upadek" 2

Marcin Darda
Marcin Darda
Marcin Darda Dziennik Łódzki/archiwum
Łódź w ostatnim czasie ma niesamowite wręcz szczęście do darmowej promocji w mediach, a to za sprawą wyrazistości łódzkich posłów.

Jan Tomaszewski z PiS konsekwentnie rozmienia na drobne swą sportową legendę dzięki karierze politycznej i niewyparzonemu językowi, zaś Stefan Niesiołowski z PO znany z brutalizmu językowego wchodzi na poziom brutalizmu w sensie czysto fizycznym i aż się cieszę, że jakiegoś trudnego pytania z historii najnowszej nie dostał Dariusz Joński z SLD. Tomaszewski ma to szczęście, że ze swym wstydem za występy z orłem na piersi został przykryty przez Niesiołowskiego, o którym przez cały weekend mówiono we wszystkich chyba telewizjach. Posłowi nie spodobała się dziennikarka Ewa Stankiewicz, bo to "pisowska lizuska", więc niech idzie "won do PiS-u" po komentarze. A komentować było co, bo związkowcy w piątek zablokowali wszystkie wyjścia z Sejmu, atmosfera miała naprawdę wysoką temperaturę. Może właśnie temperatura nie posłużyła tego popołudnia posłowi Niesiołowskiemu, bo o ile do jego dosadnego stylu wysławiania się przywykłem, to nijak nie mogę zrozumieć tej agresji fizycznej wobec dziennikarki i jej kamery. Tłumaczenie, że nie dawał zgody na "kręcenie go" jest śmieszne, bo i on jest osobą publiczną, a i miejsce akcji to nie nocny klub, a teren Sejmu. Poza tym przed kamerami innych redakcji wypowiadał się nawet ochoczo, tłumaczenia, że o mało nie wybiła mu zębów (TVN24), albo oka (Dziennik Łódzki) nie kupuję właśnie ze względu na alternatywne wersje. Z drugiej strony Stankiewicz Niesiołowskiego prowokowała. Gdy odmówił komentarza, musiała dość szybko się zorientować, że gdyby jeszcze trochę nad nim popracować, za chwilę straci nad sobą kontrolę i to przed kamerą. Wiedziała, że kręci właśnie hitowy film. Paradoksem jest fakt, że Niesiołowski, który uważa, że Stankiewicz i jej redakcja manipulują faktami, tylko wyświadczył im swym zachowaniem przysługę, bo nie muszą nawet manipulować, by pokazać go jako furiata. Krótki film nakręcony przez Stankiewicz, a przez redakcję "Gazety Polskiej" nazwany "furią Nesiołowskiego" mógłby nosić też tytuł "Upadek" 2 ("Falling Down"). Jest w nim coś z niesamowicie klaustrofobicznej, dusznej atmosfery filmu Joela Schumachera. Tam Michael Douglas stoi w korku, auto ma zepsutą klimatyzację, urywa się wajcha od szyby, denerwuje brzęcząca mucha, krople potu z czoła zdają się działać jak kwas. W końcu bierze Douglas teczkę w dłoń, porzuca auto i idzie za pomocą pały bejsbolowej rozprawiać się ze swymi frustracjami. Wydawało mi się, że Niesiołowski miał to samo frustrujące, bezradne, ale i nieco nawiedzone spojrzenie co Douglas, który chyba tylko przez przypadek nie dostał Oscara. Różnica jest niestety taka, że poseł nie udawał, bo nie jest aktorem. I to jest, niestety, przerażające.
Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki