MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W pierwszą minutę roku

Agnieszka Magnuszewska
Rodziców poród zaskoczył, bo Staś miał przyjść na świat dopiero 18 stycznia
Rodziców poród zaskoczył, bo Staś miał przyjść na świat dopiero 18 stycznia Krzysztof Szymczak
Szybszych od niego nie było. Staś Grzelak urodził się w Sylwestra, minutę po północy. Gdy strzelały korki od szampana, on wydał z siebie pierwszy krzyk w szpitalu im. Rydygiera. Od 5 stycznia jest już w domu i korzysta z przywileju noworodków, czyli bardzo dużo śpi.

Dużo śpi, coraz więcej je i płacze tylko wtedy, gdy coś mu bardzo doskwiera. Tak pierwsze tygodnie na świecie spędza Staś Grzelak, pierwszy łodzianin urodzony w tym roku. Na świat przyszedł minutę po północy i o osiemnaście dni za wcześnie. Zrobił psikusa rodzicom, ale grunt, że dostał dziesięć punktów w skali Apgar.

Zdążył przed pomalowaniem pokoju
Zgodnie z planem, Staś miał się urodzić w przyszły wtorek, ale najwyraźniej nie chciał zwlekać.
- Wody odeszły mi około godziny 10 w sylwestrowy piątek, ale nie wiedziałam, że to już ten moment. Myślałam, że skutek przyjmowanych ostatnio tabletek. Tym bardziej, że przez kilka dni chodziłam z trzycentymetrowym rozwarciem i uznano to za naturalne - wspomina Delfina Grzelak, mama Stasia.

- Spodziewaliśmy się powodzi, bo tak odejście wód opisywało sporo osób. To nasze pierwsze dziecko, więc nie mieliśmy porównania - przyznaje Michał Grzelak, dumny tata pierwszego łodzianina. - Dlatego w piątek poszliśmy jeszcze na zakupy, a później żona nadmuchała balony, żeby ozdobić dom na Sylwestra.

Dopiero o godz. 16 państwo Grzelakowie zadzwonili do lekarza, który radził, by stawić się kontrolnie w szpitalu. Okazało się, że to już poród. Dobrze, że tydzień wcześniej Grzelakowie kupili łóżeczko, a przed miesiącem wstawili drzwi do pokoju Stasia.

- Nadal jednak pokój nie jest pomalowany. Nie zdążyliśmy, przecież do porodu były ponad dwa tygodnie - mówi pan Michał.

Poród przyspieszono kroplówką z oksytocyną. Wszystko szło dobrze. Jednak o godz. 23.45 Stasiowi zaczęło zanikać tętno i konieczne było cesarskie cięcie.

- Planowałem, że będę towarzyszył żonie do końca porodu, ale nie wyszło. Oczywiście nie było mowy o filmowaniu porodu czy robieniu zdjęć - zaznacza pan Michał. - Byłem zdziwiony, jak zobaczyłem ojców na porodówce prezentujących gościom film z porodu.

Mały, bezproblemowy susełek
Za to po porodzie Staś znalazł się blasku fleszy. W niedzielę odwiedziły go liczne media, a 3 stycznia pani prezydent Łodzi z prezentem.
Pierwszy łodzianin roku po porodzie ważył 2,95 kg. Wciąż przybiera na wadze.

- Najpierw jadł w nocy co cztery godziny, teraz co dwie. To taki mały suseł. Dużo śpi i je - mówi pan Michał. - Nie ma z nim żadnych problemów.

Rodzice na razie obchodzą się z nim bardzo ostrożnie, każdy dzień jest dla nich nauką. Kąpiel Stasia? Obowiązkowo we dwoje.

- We wtorek Stasiowi odpadł pępek. Nie wiedzieliśmy co zrobić, więc zadzwoniliśmy z obawą do położnej. Okazało się, że wacik i spirytus wystarczą - śmieje się pan Michał.

Chociaż Staś pospieszył się z przyjściem na świat, dotrzymał jednego terminu. Pani Delfina zaszła w ciążę rok po ślubie, akurat tak, jak planowała z mężem.

- Trochę się obawialiśmy, czy nam się uda, bo teraz sporo par nie może zajść w ciążę. Nam się jednak to szybko udało - mówi mama Stasia.

Imię odziedziczone po cioci
Państwo Grzelakowie poznali się na studiach w Warszawie, skąd pochodzi pani Delfina. Kierunek architektura i urbanistyka. Tata Stasia jest więc architektem, a mama pracuje w gazecie zajmującej się dekoracją wnętrz.

- Całe szczęście mogę pracować w domu, nie ma więc planu, że Staś pójdzie do żłobka - zaznacza pani Delfina. - Niestety, do Łodzi wciąż nie mogę się przyzwyczaić.

Za to pan Michał pochodzi z Łodzi. W dzieciństwie był wychowywany przez ciocię Stanisławę, po której syn odziedziczył imię. Jednak gdyby Grzelakom urodziła się dziewczynka, wcale nie musiałaby nosić imienia Stanisława.

- Dla dziewczynki mieliśmy przygotowane imię Helena. Dlaczego? Bo jest bardzo ładne- śmieje się pan Michał.

A co z przyszłością? Grzelakowie wychodzą z założenia, że dziecko musi samo wybrać sobie zawód. Nie mają co do tego konkretnych oczekiwań.

- Grunt, żeby syn uczył się obcych języków. Będziemy na to stawiać, by w przyszłości łatwiej mu było wyjechać za granicę i znaleźć pracę - podkreśla Michał Grzelak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki