Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"W pogoni za..." w Teatrze Arlekin [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
W wielu miejscach animacje udanie uzupełniają teatr cieni
W wielu miejscach animacje udanie uzupełniają teatr cieni mat. promocyjne
Pierwszą premierą sezonu było "W pogoni za..." Teatru "Arlekin"

Możemy czuć się zaskoczeni. Po pierwsze, inaczej niż w ostatnich latach pierwsza premiera łódzkiego sezonu należy nie do "Logosu", ale Teatru Lalek "Arlekin". Po drugie, zdaje się, że teatr ten, wraz z nową wicedyrektor Joanną Ossowską-Struszczyk (niedawno szefową Wydziału Kultury w magistracie, a wcześniej wicedyrektorką Teatru "Pinokio") zapożyczył konwencję bliższą konkurencyjnej scenie. I takową literaturę. Innej tradycji stało się zadość - na premierę nie przybył nikt z reprezentacyjnych urzędników magistratu.

"W pogoni za..." to adaptacja książki Przemysława Wechterowicza, adresowanej do dzieci, ale stawiającej pytania egzystencjalne. To wraz z alegorycznym charakterem historii właśnie domena "Pinokia". Techniki, w jakiej przedstawienie zrealizowano, też w "Arlekinie" dawno nie oglądaliśmy. Bardziej w Wozie Metafizycznym "Pinokia". Tutaj jednak teatr cieni, w szczególnym połączeniu z komputerowymi animacjami, powinien otrzymać dopisek: turbo.

Nim cienie zaczną opowiadać historię nieszczęśliwej miłości, widzowie spotkają się z ni to upiorem, ni to umarlakiem, który szczyci się tytułem naukowym w wiedzy o ludzkim życiu i jego końcu. Grający stwora Marcin Sosiński twarz ma upudrowaną, co i rusz łypie okiem, jęzor wywala, co wraz z chromą nogą jasno mówi, że wyszedł z iście Leśmianowskiego niebytu. W tych mimicznych wygibasach jednak chwilami odbija się pamiętna rola Heatha Ledgera w "Mrocznym rycerzu" Nolana. To zresztą ciekawy pretekst do zastanowienia się, jak kultura co bądź popularna naznacza wyobraźnię twórców tej z założenia wyższej (a może i jej odbiorców?), i jak ta druga stara się uwolnić. Otóż reżyserce przedstawienia, Annie Nowickiej, i aktorowi nie zawsze się to udaje. Na pewno udane są chwile droczenia się z widownią. Gdy jedna z pań zgodziła się potrzymać klepsydrę, usłyszała, że ta odmierza JEJ czas.

Sosińskiemu należą się też brawa za refleks, bo po pewnym czasie rzucił jeszcze: "Przeszkadza?". Kapitalny czarny humor, który stara się dotknąć głębi egzystencji.

Przestrzeń Sceny Kameralnej zbliżono do sali kinowej, bo w ramę projekcji, pokazu instruktażowego, ubrano opowieść o Słoniu, który z pękniętym sercem opuszcza zoo, by szukać ukochanej. To jego perspektywa. Zderza się z nią historia tej, która serca skradła. Jętki, drobnego owada, dla którego czas płynie szybciej, bo żyje tylko dzień. Miłość, od pierwszego wejrzenia, do Słonia (absurdalny humor tego założenia wybrzmiewa na scenie) jest ważna, ale to tylko jedno z ciągu wrażeń. Prowadzi przez nie Jętkę napotkana Mucha, w rozkoszach życia nieźle już obeznana. "Całe miasto, jeden dzień" - to hasło ich wyprawy, ale w Jętce co chwila odżywa myśl o Słoniu.

Aktorzy za kotarą (nowe twarze w "Arlekinie": Klaudia Sikorska, Katarzyna Pałka, Szymon Nygard) z dbałością o detal animują wiele lalek, które służą filmowej właśnie (po części komiksowej) zmianie planów. Raz widać postaci w szerokim planie, raz tylko ich głowy lub postaci en face (animowane są wtedy ich oczy lub poruszane są skrzydła). Niestety, w pewnym momencie bieg Jętki przez kolejne miejsca staje się niejako celem samym w sobie. Ich zbędność pogłębia sięganie co i rusz po kolejne konwencje i efekty wizualne, których szczytem są ujęcia kwiecistych łąk, na których cienie postaci znikają. Nadmiar pomysłów kłóci się też z głównym walorem teatru cieni - uruchamianiem wyobraźni. W takiej sytuacji "W pogoni za..." staje się gonieniem za efektem. A ten wyjałowił już nawet współczesne kino fantastyczno-naukowe. Inaugurując sezon "Arlekin" wszedł w świat "Pinokia" i spróbował nowego. Ciekawe, co pokaże na swoim terenie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki