Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Gałązka: Wokół premier Kopacz jest pusto, bo Platforma wie, że przegra wybory

Marcin Darda
Wiesław Gałązka
Wiesław Gałązka archiwum prywatne
Z Wiesławem Gałązką, publicystą i specjalistą od marketingu politycznego, rozmawia Marcin Darda

Wtorkowa debata ośmiu liderów partyjnych miała być szansą dla mniejszych ugrupowań. Czy rzeczywiście była?
Nie była. Moim zdaniem, poza liderkami PO i PiS, pozostali uczestnicy tylko zaistnieli, a ich argumenty były do przewidzenia. Ta debata była ciekawsza od poniedziałkowej, bo miała inną formułę: dziennikarze mogli reagować. Jednak jej temperatura była taka sobie. Paweł Kukiz był nawet bardziej groteskowy od Janusza Korwin-Mikkego, a obaj byli najbardziej aroganckimi uczestnikami tego spotkania. Reszta starała się być kulturalna. Pani Szydło starała się punktować panią Kopacz, było też widać, że PiS puszcza oko do PSL. Jednak ani Szydło, ani Kopacz nie wykorzystały okazji, by wzmocnić swój wizerunek, nie wyciągnęły żadnych królików z cylindra, zatem nie sądzę, by ta debata wpłynęła na wynik głosowania.

I nikt , i nic Panem nie wstrząsnęło?
Tylko raz Janusz Piechociński. Kuriozalny cytat sobie zanotowałem, gdy przy omawianiu relacji państwo - Kościół, wicepremier taką myśl wyraził, że „nawet niewierzący są nam potrzebni”. Co to znaczy „nawet”!? Skandaliczna wypowiedź.

Po co Ewie Kopacz była ta debata? Przecież było wiadomo, że wszyscy będą chcieli ją „zaorać” i udawało im się częściej, niż rzadziej...
Bo ona musi bronić tego statusu, że liczą się tylko dwie partie. Niestety, nie popracowano nad nią, nad jej głosem. To jej psuje wizerunek, bo ten głos często jej się łamie, jest po prostu płaczliwy. Już dawno powinna pracować z logopedami, którzy powinni ją nauczyć obniżenia głosu. Ale teraz już na to za późno.

Wracając do poniedziałkowej debaty kandydatek na premiera: zdaje się, że obie za nic miały pytania prowadzących, tylko grały we własny przekaz?
Mnie zadziwia w ogóle fakt, że tak znani dziennikarze wystąpili w roli statystów i firmowali swoimi twarzami coś tak banalnego, jak ta poniedziałkowa debata. To była najnudniejsza i najgorsza debata, jaką w życiu widziałem. Panie recytowały wyuczone tekściki napisane przez spin doctorów, żadna nie odpowiedziała, a przede wszystkim Beata Szydło, na żadne pytanie. Zagrywka premier Kopacz z błędem 404 była gorsza niż zagrywka z teczką ustaw pani Szydło, być może teczką nawet pustą.

Czyli nie była to debata, która pozwoli o wyborze zdecydować niezdecydowanym?
Była to debata, która pozwoli utrzymać elektoraty, bo nie sądzę, by je poszerzyła, zarówno jeśli chodzi o PiS czy PO. Obie panie starały się nie przegrać, bo wiadomo, że debat się nie wygrywa, tylko się je przegrywa. A przegrałaby ta, której szybciej puściłyby nerwy. Zatem one starały się trzymać nerwy na wodzy, ale było nazbyt dobrze widać, że obie są spięte. Co prawda dwa lub trzy razy premier Kopacz przerywała pani Szydło, zatem była bardziej emocjonalna, ale i tak nie należało się spodziewać tego, że będzie to jakaś solidna debata. Szkoda, że mi tylko naszego społeczeństwa, które przez tę debatę ukierunkowano w taki sposób, że liczą się w tych wyborach tylko dwie partie, a reszta nie. Generalnie przypominała mi ta debata recenzję inżyniera Mamonia z „Rejsu” a propos polskiego filmu: „nuda, nuda, nuda, nic się nie dzieje.”

Skoro żadna kandydatka na premiera tej debaty nie przegrała, to która pańskim zdaniem wypadła „mniej źle”?
Wskazałbym na panią Szydło. Szła w tych swoich wypowiedziach jak walec, w ogóle nie patrzyła na to, czego dotyczą pytania, tylko mówiła to, co chciała. Po drugie zadziałał efekt świeżości, ponieważ Beata Szydło występuje w glorii szefowej sztabu zwycięskiego prezydenta Andrzeja Dudy, ma sukces na koncie. Nie dostrzegamy tego, że jako ekspert do spraw ekonomicznych w PiS, czasem z tą ekonomią ma kłopoty i dwie czy trzy wpadki na tym tle już zaliczyła. Natomiast pani Kopacz jest już troszeczkę zużyta, a bardzo skuteczna kampania PiS dała taki efekt, że przylgnęła do niej łatka osoby rozhisteryzowanej, zmęczonej i słabej jako premier, choć przecież sondaże wskazują trochę inaczej. Jednak premier Kopacz na plecach nosi bardzo ciężki bagaż lat rządów Platformy. Ona po prostu kojarzy się z pewnymi niezałatwionymi sprawami. Gdy we wrześniu zeszłego roku obejmowała premierostwo, to gdyby zrobiła porządek z aferą taśmową, którą zamiatał pod dywan Donald Tusk, być może dziś inaczej by to wszystko wyglądało. Ona często się przedstawia jako dobra gospodyni, ale de facto udeptała te śmieci pod dywanem, a te śmieci zaczęły lekko cuchnąć, co pociągnęło za sobą personalne zmiany w rządzie. Tyle że było już za późno.

To dlatego jest samotna? Obrazki w momencie wychodzenia z budynku telewizji były dość jednoznaczne: Szydło w otoczeniu sztabu skandującego jej imię, wszyscy uśmiechnięci. A premier Kopacz smutna, za nią dwóch współpracowników...
Fakt, premier nie ma tej drużyny, którą ma pani Szydło. Wyjście ze studia, ci skandujący ludzie z palcami ułożonymi w „V”, było sytuacją znakomicie wyreżyserowaną. Generalnie rzecz biorąc, jeśli sięgniemy pamięcią wstecz, zauważymy, że Andrzej Lepper czy Jarosław Kaczyński przed kamerami zawsze byli otoczeni wianuszkiem ludzi. Kaczyński chodzi tak do dziś, pokazuje, że ma wokół siebie dwór. Pani Kopacz jest zaś pozbawiona wsparcia i chyba po prostu zdaje już sobie sprawę z tego, że Platforma tę kampanię przegrała. Tym bardziej że kampania PiS jest modelowa, bo oni wyciągnęli wnioski wszystkie, jakie należało wyciągnąć ze wszystkich przegranych wyborów. Prowadzili ją co najmniej od roku, zresztą w sposób rewelacyjny. Nie jest prawdą, że Antoni Macierewicz dosypał piasku w tryby swoim wystąpieniem w Chicago, ponieważ była to zagrywka przemyślana i przyniesie PiS więcej głosów wśród Polonii, a u nas tych głosów nie ujmie. Na tle PiS premier Kopacz jest wręcz samotna, moim zdaniem ona zdaje sobie sprawę, że to ostatnie chwile jej urzędowania. Chociaż w PO wyciągnięto wnioski z tego błędu i we wtorek jakiś szum wokół pani premier już się pojawił. Tyle że po porażce PO powinny w niej samej zajść zmiany, a myślę, że jedynym, kto może odnaleźć się w roli uzdrowiciela, jest Grzegorz Schetyna. A ona z nim postępuje podobnie jak Tusk, który swoich konkurentów wykaszał. Przeniosła go na Kielecczyznę jako kandydata do Sejmu, co oznacza, że on nie dostanie tak wysokiego poparcia, jakie otrzymywał na Dolnym Śląsku. Idzie czas zmian, stąd ludzie PO po prostu zamiast wspierać, to ją obserwują. Czekają, co z tego będzie, a nie będzie dobrze.

Rozmawiał Marcin Darda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki