MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Winiarski: w Katarze mogę skończyć karierę - wywiad

Paweł Hochstim
Winiarski wierzy, że Skra zostanie klubowym mistrzem świata
Winiarski wierzy, że Skra zostanie klubowym mistrzem świata Sylwia Dąbrowa
Z Michałem Winiarskim, siatkarzem PGE Skry Bełchatów i reprezentacji Polski, rozmawia w Dausze Paweł Hochstim

Porozmawiajmy chwilę o tym poprzednim, gorszym mundialu. Minęły już ponad dwa miesiące od powrotu reprezentacji Polski z Włoch. Wiecie już, dlaczego się nie udało?

Nie wiem, tak naprawdę trudno jest mi powiedzieć i to mimo tego, że minęło już kilka miesięcy. Na pewno wszystko po trochu złożyło się na to, że wynik był taki, a nie inny. Nie mam wątpliwości, że każdy z nas jest po trochu winien tego, co się stało. System na pewno też nam nie pomógł.

A gdybyście jeszcze raz przystępowali do tego mundialu, to może warto byłoby przemyśleć, czy nie skorzystać z możliwości ustawienia sobie kolejnych rywali. Nie myślał Pan o tym?

Dziś, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że kilka razy o tym myślałem. Wygrywając trzy mecze w ciężkiej grupie wydawało mi się, że jesteśmy w bardzo dobrej formie na tych mistrzostwach. Ale później, gdy stanęliśmy do meczu z Brazylią, przyszło kompletne załamanie. I teraz nie wiem, czy my nagle straciliśmy formę, czy dostaliśmy tak w łeb, że nie zdołaliśmy się podnieść? Może to ten mecz z Brazylią był kluczowy dla naszego niepowodzenia w mistrzostwach?

Może gdybyście najpierw zagrali z Bułgarią, a później w Brazylią, to byłoby lepiej?

Na pewno tak powinno być. Chciałem zwrócić uwagę, że nie kalkulowaliśmy, wygraliśmy trzy mecze w grupie i zajęliśmy pierwsze miejsce. I to pierwsze miejsce, przynajmniej teoretycznie, powinno mieć najlepszy układ gier. A my mieliśmy najgorszy z możliwych. Dzisiaj to już historia, a w sporcie trzeba szybko zapominać o niepowiedzeniach, bo szybko są następne wyzwania. Nie ma co tego rozpamiętywać, ale wnioski trzeba wyciągnąć, bo dzięki temu człowiek staje się silniejszy i bardziej doświadczony.

W ostatnim czasie Pan i pozostali reprezentanci grający na co dzień w Skrze Bełchatów wyraźnie odżyliście, wygrywając mecz za meczem. Po niedzielnym zwycięstwie nad egipskim Al Ahly macie na koncie piętnaście wygranych z rzędu.

Na pewno potrzebowaliśmy tego. Przez całe wakacje bardzo ciężko pracowaliśmy, a to, że niczego nie udało nam się wywalczyć na mundialu mocno podcięło nam skrzydła. Po takim kopie człowiek wraca do klubu i stara się zapomnieć o tym, co się stało. Każdy ma chęć udowodnienia sam sobie, że potrafi grać w siatkówkę i myślę, że właśnie tym torem to poszło. Każdy z nas chciał się zrehabilitować, nawet przed samym sobą i dlatego ta gra wszystkich kadrowiczów wygląda lepiej. Przetrenowaliśmy w klubie bardzo dobrze ostatnie dni przed rozpoczęciem sezonu i wypaliło. W nowym systemie, w jakim gra PlusLiga, jest bardzo dużo grania. Nabraliśmy świeżości i idzie nam świetnie.

Ofiarą nieudanego mundialu stał się Daniel Castellani, który stracił posadę. Gdy jechaliście do Włoch nikomu nawet nie przeszła myśl przez głowę, że trener, który rok temu zdobył mistrzostwo Europy, może zostać zwolniony.

Nie chcę już komentować tego, co się stało. Bo to już nie ma żadnego sensu. Zobaczymy, co będzie dalej.

Ale siatkarze reprezentacji bardzo mocno stanęli za Danielem Castellanim. Dlaczego tak mocno go broniliście?

Ja pracowałem z nim pierwszy rok, właściwie tylko kilka miesięcy, więc nie mogę zbyt dużo powiedzieć na jego temat. Chłopaki natomiast znali go znacznie lepiej, czy z pracy w kadrze, czy też ze Skry, bo przecież wielu reprezentanów grało pod jego wodzą właśnie w Bełchatowie. I skoro oni zabierali głos w tej sprawie i głośno mówili, że Daniel powinien nadal być trenerem reprezentacji Polski, to oznaczało, że musiał być to dobry fachowiec. A jakie będą konsekwencje tej zmiany, to czas pokaże.

Gracie lepiej, niż wtedy w maju w Łodzi, gdzie po półfinałowej porażce z Dynamem zdobyliście brązowy medal po zwycięstwie z ACH Volley Bled?

Na pewno w ostatnim okresie gramy wyraźnie lepiej, niż wtedy. Przede wszystkim rozegraliśmy więcej spotkań, bo Final Four mieliśmy u siebie, więc po fazie grupowej nie graliśmy meczów w kolejnych rundach. I chyba to troszeczkę wybiło nas z rytmu, a poza tym sami za bardzo się napompowaliśmy. Głęboko wierzyliśmy w to, że możemy to wygrać i pewnie nawet tak było. Tylko po prostu fakt, że finał odbył się u nas i przyszło na niego aż tylu kibiców, a do tego jeszcze ta nasza chęć wywalczenia zwycięstwa w Lidze Mistrzów chyba nas wszystkich przerosła. Nie umieliśmy sobie z tym poradzić, po prostu tego nie dźwignęliśmy. A teraz gramy lepiej i podchodzimy mniej nerwowo do każdego spotkania, dzięki czemu nie zabieramy na boisko ze sobą żadnego ciężaru i presji. A przede wszystkim gramy lepszą siatkówkę.

W hotelu w Dausze mija się Pan z byłymi kolegami z Trentino. Zauważyłem, że ma Pan we włoskiej drużynie jeszcze wielu przyjaciół. Pana widok wielu z nich wyraźnie ucieszył.

Jeśli chodzi o zespół, to wszystko było zawsze super. Bardzo sympatycznie wspominam ten okres jeśli chodzi o kolegów, bo naprawdę atmosferę mieliśmy bardzo dobrą. I na pewno miło jest zobaczyć te same twarze i zawsze porozmawiać.

Dlaczego nie chce Pan powiedzieć, co było powodem odejścia z Trentino? Już kiedyś rozmawialiśmy o tym i usłyszałem, że nigdy Pan tego nie wyjaśni.

I sam sobie pan odpowiedział na to pytanie. Nie powiem. Mogę powiedzieć tylko, że nie jedna sytuacja wpłynęła na moją decyzję, a raczej ciąg zdarzeń. Wiele sytuacji zbiegło się i podjąłem taką, a nie inną decyzję.

Czy dziś z perspektywy czasu uważa Pan, że to była słuszna decyzja?

Do końca nie jestem w stanie tego powiedzieć, bo przecież nigdy się nie wie, co by było gdyby. Trudno to ocenić, ale myślę, że była to dobra decyzja. Przypominam, że przychodziłem do Bełchatowa z kontuzją i miałem czas, by się wyleczyć. Mimo że nie grałem najlepiej na początku, to w końcówce sezonu troszeczkę odżyłem. A teraz przede wszystkim cieszę się z tego, że w tym roku aspirujemy do najwyższych celów i cieszę się, że nic mnie nie boli.

Podoba się Panu Katar?

Bardzo.

Wyobraża Pan sobie taką sytuację, że na koniec kariery, jak choćby Christian Pampel, trafia Pan na kontrakt do Kataru?

Nigdy nie mówię nigdy. Bardzo lubię słońce i ciepłe kraje i żałuję, że teraz nie możemy skorzystać z basenu i słońca, bo rzadko się niestety przebija, chociaż jest bardzo ciepło. Jakbym miał tutaj przyjechać w okresie wakacyjnym i wziąć ze sobą rodzinę, to nie mówię nie. Z tego co wiem, to oni trenują raz, czy dwa razy w tygodniu.

To by były dobre wakacje na koniec siatkarskiej kariery, prawda?

Bardzo dobre. Chyba większość z nas by się na to zdecydowała.

Za 12 lat Katar zorganizuje piłkarski mundial. Wiem, że interesuje się Pan futbolem i uchodzi Pan za jednego z najlepszych piłkarzy wśród siatkarzy, więc mogę zapytać, czy był Pan zaskoczony tą decyzją.

Teraz nic takiego nie może zaskoczyć, bo coraz częściej bogate państwa z tego regionu organizują imprezy sportowe. Sport to jest biznes, więc jeśli mają pieniądze, to mogą zapewnić dobre warunki. Organizacja naszych mistrzostw jest bardzo dobra. Hotel też jest dobry, jedzenie jak na azjatyckie warunki świetne. Troszkę długo jeździmy na treningi, bo są ogromne korki, ale raczej nie ma do czego się przyczepić.

Na mundialu kibicowała Panu żona z synkiem. Do Kataru na finał też przylecą?

Nie. Na mundialu byli dlatego, że moja żona bardzo lubi Włochy, dobrze zna język włoski i mogła sobie zrobić wakacje. Tym bardziej, że przez trzy miesiące widziała męża przez tydzień, a tam mogliśmy się kilka razy spotkać. Tutaj nie ma jednak jak przylecieć, a poza tym ma swoje obowiązki.

Ale Pana syn chyba nie będzie siatkarzem, tylko kierowcą formuły 1, bo na mundialu widziałem, że
jeździł wózkiem z napisem McLaren.

A może jednak będzie siatkarzem, bo ostatnio ogląda mecze i jak przychodzę do domu z meczu, to słyszę: tata, w siatę gramy. Na razie jest jeszcze przecież za mały, żeby wiedział, jaki chce sport uprawiać.

A chciałby Pan, żeby Oliwier został siatkarzem?

Nie wiem. Przyznam szczerze, że jakoś za bardzo mnie to nie interesuje. Ale na pewno chciałbym, żeby uprawiał jakiś sport, bo sport uczy charakteru i życia. Poprzez rywalizację można dużo się nauczyć w życiu i na pewno będę pchał go do sportu. Ostatnio przez całe wakacje chodził na tenisa i bardzo to lubił. Mam nadzieję, że w jakimś momencie jakiś sport mu się spodoba, bo na razie staram się uprawiać z nim wszystkie. To jest żywe dziecko i jeśli nie pobiega, to nie zaśnie.

Rozmawiał Paweł Hochstim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki