18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Adamiak: Piotrkowskiej szkodzi łódzka mentalność piwożłopów

Matylda Witkowska
Włodzimierz Adamiak z zawodu jest architektem wnętrz, wykładowcą na Politechnice Łódzkiej i prezesem Fundacji Ulicy Piotrkowskiej. W latach 2009-2011 był Menedżerem Ulicy Piotrkowskiej. Wsławił się bezpardonową walką z gastronomikami o zmianę regulaminu ogródkowego. Ze stanowiska zrezygnował
Włodzimierz Adamiak z zawodu jest architektem wnętrz, wykładowcą na Politechnice Łódzkiej i prezesem Fundacji Ulicy Piotrkowskiej. W latach 2009-2011 był Menedżerem Ulicy Piotrkowskiej. Wsławił się bezpardonową walką z gastronomikami o zmianę regulaminu ogródkowego. Ze stanowiska zrezygnował Krzysztof Szymczak
Z Włodzimierzem Adamiakiem, byłym Menedżerem Ulicy Piotrkowskiej, rozmawia Matylda Witkowska

Jako Menedżer Ulicy Piotrkowskiej brał Pan udział w przygotowaniach remontu tej ulicy. Jest Pan zadowolony z tego, jak wyszło?
Oczywiście można bez przerwy marudzić i oczekiwać lepszych efektów. Ale uważam, że standardy zastosowanych rozwiązań są odpowiednie do kwoty, którą miasto na ten cel wydało. Można mieć zastrzeżenia co do jakości niektórych mebli miejskich. Moim zdaniem latarnie są nieco za niskie w stosunku do wysokości kamienic. Także wyniesienie nawierzchni na skrzyżowaniach jest zbyt łagodne i nie gwarantuje spowolnienia ruchu samochodów. To się nie sprawdziło. Natomiast standardy dotyczące nawierzchni ulicy są na najwyższym światowym poziomie.

Naprawdę? Wielu łodzian uważa, że ta nowa nawierzchnia zupełnie się nie sprawdza i koszmarnie się brudzi…
Bo ludzie są marudni. Wszędzie na świecie granit się sprawdza, tylko w Łodzi nie. Dlaczego? Bo jesteśmy niechlujni i mamy w nosie wspólnie wydatkowane pieniądze. Największą biedą tej nawierzchni są plamy oleju z parkujących samochodów. Oczywiście da się je wyczyścić. Są na to technologie, środki i maszyny, również w Łodzi. Ale to kosztuje. Zastanawiam się, czy są na świecie jakieś miejsca, w których nawierzchnię czyści się takimi środkami codziennie. W Łodzi byłoby to konieczne. Kamień ma określoną strukturę nasiąkliwości i jest dość odporny pod warunkiem, że się go bez przerwy nie zalewa tłuszczami. Plamy to nie jest wina kamienia, tylko łodzian. Więc powiem brutalnie: niech się marudni odczepią od tych plam. Niech pilnują samochodów, które mimo zakazu parkują na chodniku i zgłaszają te fakty straży miejskiej.

Według niektórych remont to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Nie rozwiązuje problemów Piotrkowskiej, tylko "pudruje trupa"…
O tym jaki to jest "trup" decydujemy my: tym, jak używamy tej przestrzeni i jaki mamy do niej stosunek. Krakowskie Przedmieście odremontowane za podobne pieniądze i z podobnych materiałów co Piotrkowska zostało przez warszawiaków skwitowane jako inwestycja ważna dla miasta i mieszkańców. Niestety my, w Łodzi, musimy marudzić. Jeśli nie jesteśmy autorami jakiegoś przedsięwzięcia, to musimy je obsobaczyć. A miastu potrzebny jest kawałek przyzwoitej przestrzeni publicznej. Kamienice wyglądają lepiej w zestawieniu z szarą, neutralną nawierzchnią ulicy. Słyszałem głosy, że powinna być ona grafitowa, czarna, czerwona, we wzorki. To kompletny bezsens. Są w miastach fragmenty podłóg z mozaik: spotkamy je w Krakowie czy we Lwowie, ale tylko na niewielkich obszarach. My mamy ulicę o długości dwóch kilometrów. Ważniejsze od kolorowej nawierzchni są piękne elewacje łódzkich kamienic.

Na nowym odcinku pojawiły się też ogródki według Pana koncepcji: z parasolami zamiast dachów i ograniczone do chodników…
I są dokładnie takie, jak sobie wyobrażałem, że być powinny. Mam nadzieję, że podniesie to standardy gastronomiczne ulicy: pojawią się obrusy na stolikach, jakaś bardziej ekskluzywna galanteria, znikną szafy chłodnicze i beczki.

Myśli Pan, że to pomoże? Ludzi nie interesuje czy są parasole i galanteria, bo na to nie patrzą.
Tak, są łodzianie, którzy patrzą tylko, jak dostać najtaniej piwo w plastikowym kubku. Tylko że w żadnym innym cywilizowanym mieście nikt by się nie odważył podać takiego produktu na głównej ulicy. A na Piotrkowskiej jest najbardziej ekskluzywnym towarem. To przaśna, prowincjonalna mentalność piwożłopów. A potem mamy pretensje, że nie przychodzą na tę ulicę firmy z ekskluzywnymi artykułami i ich klienci.

Pana zdaniem remont i nowe ogródki wystarczą, by Piotrkowską zmienić?
Oczywiście , że nie. Kilka lat temu, gdy brałem udział w dyskusji na temat znaku towarowego Łodzi jako miasta przemysłów kreatywnych wymyśliłem, że Piotrkowska powinna być ulicą produktów kreatywnych. Oczywiście tam, gdzie jest własność gminna, bo na inną nie mamy wpływu.

Czy projekt lokali dla kreatywnych to jest ten kierunek?
Jest elementem realizacji tej strategii. Ale nie wystarczy. Ja jestem za gniazdowym lokowaniem produktów. W Łodzi jeśli ktoś handluje koszulami, to byłby najszczęśliwszy, gdyby kolejny sklep z koszulami był w Łasku. Tymczasem można szukać niszy w danej branży: można sprzedawać koszule wizytowe, ślubne, sportowe.
Czyli miasto miałoby zrobić mapę i zaznaczyć, że tu sprzedajemy koszule, a tu trampki?
Powinno się tworzyć warunki temu sprzyjające.

Jak miasto miałoby to zrobić?
Ustanowić priorytety. Jeżeli jakaś kobieta z Łodzi lub okolicy chce kupić suknię ślubną, to gdzie jedzie?

W rejon skrzyżowania Piotrkowskiej i Jaracza.
I tak to działa na całym świecie. Gdy w Paryżu chciałem kupić książkę o historii miasta w XIX-wieku, to nie kazano mi łazić po całym mieście, tylko wysłano na ulicę bukinistów. Tam w jednym sklepie są książki dla dzieci, w innym beletrystyka, w innym albumy. Są już w Łodzi takie fajne, niszowe sklepy, które przetrwają, bo podobnych nie ma w żadnej galerii handlowej. Jest taki sklep niedaleko placu Wolności z galanterią stołową…

Może Sztuka Stołu? Jej właściciel zapowiedział jakiś czas temu, że wyniesie się z Łodzi na Pomorze, bo u nas nie da się robić interesów.
Bo taka jest Łódź. Tu się bardzo trudno żyje z produktu, który nie jest chlebem ze smalcem i kiszonym ogórkiem.

Był też sklep optyczny, który po 22 latach się zamknął. Właściciel twierdzi, że dobił go remont Piotrkowskiej…
Nie znam się na prowadzeniu takiego biznesu. Gdybym się znał, pewnie bym prowadził. Ale widzę, jak działają główne ulice na świecie.

A jakie plany na ożywienie Piotrkowskiej ma Fundacja Ulicy Piotrkowskiej? W latach 90-tych słynęła z imprez, które przyciągały tłumy…
20 lat temu udało nam się przekonać łodzian, że Piotrkowską warto odwiedzać, stała się najdłuższym na świecie rynkiem. Ale czasy się zmieniły. Nawet gdybyśmy powtórzyli to co kiedyś - zrobili piramidę z lodu, przeciągali najdłuższą na świecie linę czy ustawili na Piotrkowskiej pociągi - to nie przyciągnęlibyśmy już tylu ludzi, co wtedy. Weźmy na przykład regaty na ulicy Piotrkowskiej. To najbardziej odjechana forma zabawy w środowisku akademickim, a miała raptem 1-2 tys. widzów i to głównie najbliższych uczestników zabawy.

Czyli Fundacja też nie ma pomysłu na ożywienie Piotrkowskiej…
Mieliśmy pomysły, ale one nie wpisują się w priorytety ustanowione w mieście. Jeśli jarmark bożonarodzeniowy w łódzkim wydaniu to niewiarygodna, pozbawiona satysfakcji próba użerania się Fundacji z kupcami i resztą świata, a miasto jest gotowe wygenerować na to 50 tys. zł, to ja odsyłam wszystkich zainteresowanych do Manchesteru, Londynu, Kopenhagi, Berlina czy nawet Wrocławia i Krakowa: niech zobaczą jak to wygląda i za jakie jest pieniądze. Z jednej strony marudzimy, że wydajemy pieniądze na remont, z drugiej chcielibyśmy, by była to wspaniała ulica za marne pieniądze.

Wygląda na to, że jest Pan równie zniechęcony jak ci kupcy z Piotrkowskiej…
Nie mogę tak powiedzieć, bo wtedy musiałbym zrezygnować z prowadzenia fundacji. Ale rzeczywiście chciałbym znaleźć się wreszcie w miejscu na świecie, gdzie ludzie uśmiechają się bez powodu i nie patrzą na wszystko krzywym okiem.

Pana zdaniem Piotrkowska ma jakąś szansę? Jak widzi Pan dla niej przyszłość: czarną, szarą, świetlaną?
Biorę pod uwagę, że na starość znajdę inne miejsce na świecie. Mam już nawet upatrzone. Ale moi synowie prosili mnie, bym broń Boże nie sprzedawał zaadaptowanego na mieszkanie strychu na Piotrkowskiej. I w tym upatruję szansę, że jednak dla młodych łodzian Piotrkowska będzie stanowić obiektywną wartość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki