Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włodzimierz Tomaszewski: Centralne biuro kadrowe

Włodzimierz Tomaszewski
DziennikŁódzki/archiwum
Poniesione koszty postępowania i jednostronne zaangażowanie sprawiły, że starano się na siłę obciążać Krzysztofa Wąsowicza wszystkimi możliwymi grzechami, by wykazać zasadność oskarżenia - twierdzi Włodzimierz Tomaszewski. Poniżej tekst byłego wiceprezydenta Łodzi, wydrukowany w "Forum Łódź", dołączanym do piątkowego wydania "Dziennika Łódzkiego".

Wikłanie organów ścigania do politycznych posunięć kadrowych naraża instytucje Państwa na podważanie ich reputacji, na obniżenie ich sprawności, a w konsekwencji na utratę rzeczywistego bezpieczeństwa. Na pytanie, kto będzie płacił za skutki tych gier, odpowiedź jest prosta: my, podatnicy! Oto dwa łódzkie przypadki strat wywołanych takim działaniem i jednoczesnego omijania faktycznych wyzwań do ścigania. Przykładów, niestety, jest więcej.

Spektakularne aresztowanie

Aresztowanie prezesa łódzkiego MPK Krzysztofa Wąsowicza w styczniu 2010 r. uznać by można za spektakularny krok kadrowy w wykonaniu funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, kiedy to dopiero co po rozstrzygnięciach personalnych łódzkiego referendum, przypieczętowano do tego swoiste znamię korupcyjne. Pojawiały się co prawda pytania, dlaczego nie stało się to przed referendum, bo przecież mogło to wzmocnić jego efekt, zamierzony przez inicjatorów tychże igrzysk politycznych. W odpowiedzi słyszeliśmy tezę, że dzięki temu, iż aresztowanie było po referendum, było ono apolityczne. Dla większości mieszkańców zamazywał się w ten sposób fakt, że to właśnie inicjatorzy referendum byli także inicjatorami zaangażowania CBA w ciąg oskarżeń wobec Wąsowicza. Tyle że polityczne inicjacje nie zwalniały przecież organów ścigania z rzetelnego postępowania z kierowanymi do nich doniesieniami.

Bezwarunkowa wiarygodność

Wąsowicza zatrzymano na podstawie zeznania świadka, który twierdził, że wręczał prezesowi MPK łapówki. Tego świadka wskazali właśnie politycy od referendum. Co ciekawe, świadek ten przypomniał sobie o łapówkach dopiero po wielu miesiącach kontaktów z owymi politykami i organami ścigania: czyli tuż przed referendum. Ponieważ sprawa dotyczyła inwestycji prowadzonych przez MPK, w tym głównie Łódzkiego Tramwaju Regionalnego (ŁTR), wydawałoby się, że powinno się sprawdzić, jakie są związki tego świadka z MPK, jaka jest jego wiarygodność? Okazało się, że nie tylko tego nie sprawdzono, ale właśnie dzięki referendum, zmianom władz i atmosferze politycznych igrzysk, wręcz uznano, że wiarygodność świadka jest bezwarunkowa, skoro obciąża dopiero co odwołaną ekipę.

Świadek chciał wyłudzić

Dopiero interwencja obrońców (mec. Bartosza Tiutiunika i prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego - byłego ministra sprawiedliwości) uruchomiła ten proces weryfikacji wiarygodności tegoż świadka, kiedy Wąsowicz spędzał kolejne miesiące w areszcie. Wtedy dopiero okazało się, że ów świadek, wcześniej związany z MPK i związki te wykorzystujący, reprezentował firmę, która realizowane przez nią odcinki ŁTR tak źle wykonała, że musiała powtarzać roboty. Wykonawca ten nie był wyrzucony tylko dlatego, że nie było już szans na wyłanianie nowego, bo brak czasu uniemożliwiłby wykorzystanie pieniędzy unijnych. Ale ten partacz chciał wyłudzić od MPK 38 mln zł, by pokryć swoje straty na podstawie wniosków o sfinansowanie sfingowanych robót dodatkowych. Temu przeciwstawił się prezes Krzysztof Wąsowicz i komitet sterujący projektu. Ten świadek okazał się kompletnie niewiarygodny.

Koszty postępowania

Ponieważ nie sprawdzono tego na początku, a cały aparat ścigania tak dalece został wciągnięty - z aresztowaniem włącznie - poniesione koszty postępowania i właśnie takie jednostronne zaangażowanie sprawiło, że starano się na siłę obciążać Wąsowicza wszystkimi możliwymi grzechami, by wykazać zasadność oskarżenia. I tak człowiek, który spowodował, że przed referendum MPK było najlepiej ocenianym w kraju przedsiębiorstwem (mającym najlepsze oceny wiarygodności banków, najlepsze ratingi, które rocznie zarabiało na zewnątrz ok. 100 mln zł, odciążając miasto - łącznie przez 7 lat na ok. 400 mln zł), który uchronił MPK i miasto przed utratą 240 mln zł w trakcie realizacji ŁTR (bo mimo wielkiego toru przeszkód doprowadził do wykorzystania pieniędzy unijnych i zbił ceny w przetargach), przez 3 lata musiał udowadniać swoją niewinność. Dodatkowo paraliż urzędników, zajmujących się z zewnątrz ŁTR-em, a wywołany takim postępowaniem, stał się powodem absurdalnej ścieżki kwestionowania rozliczeń środków unijnych wykorzystanych z największym poświęceniem.

Upadek zwielokrotniony

W tym okresie zmarnotrawiono dorobek Wąsowicza. MPK przestało zarabiać na zewnątrz, a tym samym zaczęto domagać się kolosalnych pieniędzy z budżetu miasta na pokrycie strat. Kurę znoszącą złote jajka, jaką były pozyskane przez Wąsowicza spółki PKS z Podhala (czemu warto poświęcić oddzielny tekst z porażającymi liczbami) jedynie prymitywnie wykorzystano poprzez sprzedaż ich majątku i pokrycie strat MPK na terenie Łodzi, ale bez korzyści, jakie mogły przynieść poprzez ich sprawne funkcjonowanie. Tylko że nikt po Wąsowiczu nie potrafił nimi dobrze zarządzać! (Dodatkowy tego skutek to dzisiejsze protesty pracowników tych spółek.) Nieudolność pokrywano nawet takimi kombinacjami, by fikcyjnie umarzać należności i tym samym wykazać sztuczną stratę bilansową w okresie, kiedy był Wąsowicz; wpisując jednocześnie te należności w przychód roku następnego, by ratować fatalny wynik przedsiębiorstwa w roku, za który odpowiadała nowa władza. Narastający efekt takiego ciągu zdarzeń to: drenowanie budżetu miasta (czyli podatników), ograniczanie usług na rzecz mieszkańców i wreszcie utrata podwyżek dla pracowników MPK z groźbą utraty przez nich pracy. O krzywdzie Wąsowicza już nawet trudno mówić!

Aresztowanie foliówek

Choć wydaje się to nieprawdopodobne, ale aresztować można nie tylko pomówionego człowieka, ale także pomówione foliówki, a konkretnie torby foliowe do segregacji odpadów. W wyniku dwóch kolejnych przetargów, miasto Łódź zakupiło na przełomie lat 2006/2007 torby dla promocji selektywnej zbiórki odpadów. Do warunków tych przetargów nie wpłynęły żadne zastrzeżenia. Ale dopiero w drugim przetargu zgłosiła się jedna firma gotowa dostarczyć worki zgodne z wymogami wchodzącego wtedy w życie nowego Regulaminu utrzymania porządku i czystości - chodzi o worki biodegradowalne, czyli rozkładające się, tak, by gromadzone w nich odpady organiczne mogły być wraz z tymi workami kompostowane. Już po rozstrzygnięciu przetargu, jeden z producentów i dystrybutorów worków na odpady złożył donos sugerując, że miasto mogło kupić worki tańsze z innego materiału. To było podstawą do akcji CBA zatrzymania dystrybucji worków zakupionych - czyli ich aresztowania.

Uwolnienie worków

Interwencja przekonująca organy ścigania, że worki są rzeczywiście biodegradowalne i ich przetrzymywanie będzie skutkowało tym, że zamiast służyć selektywnej zbiórce odpadów, rozłożą się puste w miejscu zatrzymania, spowodowała, iż worki zwolniono do dystrybucji. Wspomniany producent udowadniał, że można kupić taniej - tylko że worki, które mogłyby być aresztowane na wieki, bo nierozkładające się! I on żądał, by kupować takie, jakie on sprzedaje, choć miastu takie nie były potrzebne. Przy okazji wszczętego postępowania zlecano kolejne ekspertyzy, udowadniające, że zamówione worki się rozkładają. Jednocześnie zaczęły się dywagacje, że miasto powinno samo jeździć po świecie i kupować worki, zamiast organizować przetargi. To, że przetargi są obowiązkowe - że każdy może zgłosić do nich zastrzeżenia w trakcie ich trwania i co najważniejsze zgłosić swoją ofertę - stawało się w tym postępowaniu mało istotne. I co ważniejsze, nie dostrzeżono i tego, że było w tym przypadku możliwe unieważnienie drugiego przetargu, co pozwalałoby wtedy urzędnikom zrealizować zamówienie z wolnej ręki i to z droższą ofertą, której nikt nie mógłby zakwestionować. Wtedy też oddaliłby się osiągnięty efekt ekologiczny selektywnej zbiórki. Ostatecznie na tym zamówieniu miasto zyskało nie tylko efekt ekologiczny, ale i ok. 500 tys. zł, bo otrzymało większe worki i lepsze stojaki na te worki.

Zachciało się urzędnikom

Tak się stało w Łodzi przy okazji rozliczonego już przez Unię Europejską - podkreślam rozliczonego już! - jedynego w kraju na taką skalę projektu "Gospodarki odpadami w Łodzi", obejmującego budowę sortowni, kompostowni i składowiska balastu. Jedynego, bo tylko Łódź podjęła się na początku nowego wieku realizacji tylu obiektów - z wykorzystaniem środków unijnych - w skrajnie niesprzyjających warunkach, określanych patologią ówczesnych przepisów. Urzędnikom zachciało się jeszcze wykorzystać na potrzeby tegoż projektu - na rzecz miasta i mieszkańców - zaoszczędzone po przetargach pieniądze z realizacji tych trzech głównych obiektów. Chcieli nie oddawać do Brukseli zaoszczędzonych środków, tylko wesprzeć nimi program selekcji odpadów. Gdyby nic nie robili, nikt by się do nich nie doczepiał - tak jak to jest obecnie, kiedy słyszymy, jak rezygnuje się z wykorzystania środków unijnych, o które niegdyś zabiegano. I co - i nic!

Skoro w to postępowanie, trwające lata, zaangażowano już dziesiątki tysięcy złotych, cały aparat, to tak jak w przypadku Wąsowicza, sprawa trafiła do sądu. Wraz z foliówkami oczerniono także urzędników, tworząc tym samym politykę kadrową, m.in. paraliżującą przyszłe decyzje. Choć Komisja Europejska weryfikowała to postępowanie i było bez zastrzeżeń. Zastrzeżenia byłyby z pewnością, gdyby postępować na modłę sugestii producenta i bez procedury przetargowej, jaką zastosowano.

CBA mogło się wykazać w sferze gospodarki odpadami, tylko w zupełnie innym wymiarze - właśnie tych patologii prawa, które doprowadziły Polskę do groźby kar unijnych za nieosiąganie odpowiedniego poziomu odzysku w gospodarce odpadami. Ale to zupełnie inna historia, sięgająca najwyższych urzędów.

Włodzimierz Tomaszewski
Autor był wiceprezydentem miasta w okresie prezydentury Jerzego Kropiwnickiego, a do niedawna także prezesem Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi. Poglądów i też prezentowanych przez autorów w dziale "Otwieramy łamy" nie należy utożsamiać z poglądami Redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki