Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wołoszański: Himmler był wrogiem Hitlera!

Anna Gronczewska
Bogusław Wołoszański
Bogusław Wołoszański Marcin Obara/Polskapresse
Z Bogusławem Wołoszańskim, dziennikarzem, śledzącym sensacje XX wieku, rozmawia Anna Gronczewska. Wołoszański opowiada też o młodości w Piotrkowie Trybunalskim i tajemnicach tego miasta.

Pochodzi Pan z Piotrkowa Trybunalskiego, a więc z miasta o bogatej przeszłości. Czy to miało wpływ na Pana zainteresowanie historią?

Na nasze zainteresowania ma wpływ przede wszystkim dom. Pośrednio również moje rodzinne miasto.

Wspomniał Pan o swoim domu rodzinnym. To właśnie rodzice zaszczepili Panu miłość do historii?
Nie trzeba mi było niczego zaszczepiać. Moje dzieciństwo i młodość przypadły na bardzo interesujące czasy. Przeżycia wojenne moich rodziców były tak dramatyczne, że ich opowiadania o tamtych czasach rozpalały moją wyobraźnię i pobudzały zainteresowanie historią.

Co opowiadali Panu rodzice?

Były to - na przykład - opowieści mojego ojca, dowódcy plutonu przeciwpancernego 25. Pułku Piechoty z czasów kampanii wrześniowej. Opowiadał o walkach, jakie toczył on i jego pułk pod Częstochową. Dla chłopaka były to ciekawe i niezwykle ważne opowieści. Zwłaszcza że Polska wtedy bardziej żyła wojną. Była ona bliższa ludziom niż jest teraz.

Zatrzymajmy się na chwilę przy Piotrkowie Trybunalskim i jego niezwykłej historii...

Rzeczywiście, miasto historię ma bardzo ciekawą, ale nigdy jej nie eksponowało. A szkoda, bo to rzeczywiście piękna historia, która za czasów mojej młodości tak jakby trochę zastygła. Ale to były czasy gomułkowskie, a potem tandety Gierka.
Historia Piotrkowa była i jest widoczna dosłownie na każdym kroku. Dla przykładu podam tylko piotrkowskie kościoły i zamek królewski. Ciekawe były też okolice Piotrkowa, upamiętniające nie tyle miejsca walki Polaków, ale ich męczeństwa. To wszystko mocno wchodziło w umysł i wyobraźnię młodego człowieka.

Wybierał się Pan na wycieczki wokół Piotrkowa, by zobaczyć znajdujące się w okolicy tego miasta bunkry?

Oczywiście! Takich wojennych bunkrów było wokół Piotrkowa bardzo dużo. Dziś żałuję, że nie potrafiłem się wtedy zająć tymi militarnymi zabytkami. Ale jako usprawiedliwienie niech posłuży fakt, że miałem wtedy naście lat. Były to bardzo ciekawe bunkry, jednak podejrzewam, że zostały w końcu wygrzebane z ziemi, a ich metalowe części poszły na złom. Brak dbałości o pamiątki przeszłości to - niestety - nieszczęście naszego kraju i naszej historii.

Badał Pan kiedyś tajemnice Piotrkowa?

Nie spotkałem się z żadnymi tajemnicami, związanymi z tym miastem. Bardzo dużą satysfakcję sprawiło mi włączenie mnie do zespołu, który miał przygotować film o piotrkowskim zespole farnym. Ale chyba to zadanie przerosło organizatorów. Skutek jest taki, że na razie taki film nie powstał. Bardzo chciałbym, by go nakręcono, bo kościół farny to jeden z najciekawszych zabytków Piotrkowa. I on na pewno ma swoje tajemnice!
Piotrków to ważne miejsce w Pana życiu?

Na pewno. Tu się urodziłem, wychowałem. Wyjechałem z tego miasta zaraz po maturze, gdy miałem 17 lat.
Mama pochodzi z Piotrkowa. Ojciec przyjechał do tego miasta w 1932 roku, zaraz po studiach. I pozostał w Piotrkowie aż do śmierci.

Dlaczego fascynuje Pana głównie historia dwudziestego wieku?

Bo to też moja historia, a także innych, którzy się urodzili w okolicach moich urodzin. Poza tym był to wiek niezwykle fascynujący i bodaj najciekawszy. W żadnym innym wieku nie wydarzyło się tak dużo. Mam na myśli dwie wojny światowe, rewolucje, począwszy od bolszewickiej, a potem było przecież parę innych. Nastąpiły wielkie zmiany w kulturze, ogromne "przyspieszenie czasu". No i nie sposób nie docenić niesłychanych zmian w technice i nauce. Bez wątpienia w całej historii cywilizacji wiek dwudziesty jest najbardziej pasjonujący.

Obchodziliśmy kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, niedługo rocznica września 1939 roku. Czy da się odkryć jeszcze jakieś tajemnice drugiej wojny światowej?

Zawsze się da. Niedługo skończę książkę "Największy wróg Hitlera". Próbuję w niej udowodnić, że największym wrogiem Hitlera był Heinrich Himmler. To on stał za zamachami na wodza Trzeciej Rzeszy. My, poczynając już od szkoły, otrzymywaliśmy historię okrutnie uproszczoną, sprowadzoną do plakatu. Kończąc naukę, nie wiemy, jak tak naprawdę ta historia przebiegała, a przez to jej nie rozumiemy. A odkrywanie różnych powiązań historycznych jest tak ciekawe... Wracając do pani pytania, ja nie interesowałem się bliżej Powstaniem Warszawskim. Interesuje mnie polityka wielkich mocarstw, od której - niestety - tak bardzo byliśmy uzależnieni.

Zajmował się Pan bliżej kampanią wrześniową...

Tak, bo to ukoronowanie pewnego procesu, kształtowanego przez wielkie mocarstwa, który tak tragicznie się odbił się na nas, Polakach.

Na ziemi łódzkiej odbyła się jedna z największych bitew września 1939 roku - bitwa nad Bzurą.

Nie tylko ona, bardzo dramatyczna bitwa odbyła się też pod Piotrkowem Trybunalskim. Jeśli chodzi o bitwę nad Bzurą, to przygotowałem dwa widowiska na ten temat. Dotyczyły dramatu generała Tadeusza Kutrzeby, dowódcy Armii Poznań. Niekompetentny wódz naczelny, czyli marszałek Edward Rydz-Śmigły, nie pozwalał generałowi dokonać manewru, który mógł mieć wpływ na całą kampanię wrześniową.
Co to był za manewr?

Generał Tadeusz Kutrzeba proponował uderzenie w odsłonięty zupełnie bok niemieckiej armii, idącej na Warszawę. Ciągle nie dostawał na to zgody dowództwa. Choć Armia Poznań była nienaruszona, cofała się w stronę Warszawy. Gdyby generał mógł wykonać ten manewr, który proponował, to inny byłby obraz tej kampanii wojskowej u naszych sojuszników. Zobaczyliby oni wtedy, że nie tylko się bronimy, cofamy, ale też atakujemy. Nie ujrzeli naszego ataku, więc 12 września 1939 roku rządy Francji i Wielkiej Brytanii postanowiły, że Polsce pomagać nie będą.
Kiedy w końcu generał Kutrzeba dostał zgodę na ten atak, było już za późno. I wszystko stało się, jak się stało. A szkoda...

Ale gdyby atak armii generała Kutrzeby nastąpił wcześniej i tak nie bylibyśmy w stanie pokonać Niemców we wrześniu 1939 roku.

Sami na pewno nie bylibyśmy w stanie. Jednak liczyło się podejście naszych potężnych przecież sojuszników. Oni widzieli, że od 1 września nasze wojsko tylko się cofa w stronę Warszawy. Dlatego uznali, że nie ma co marnować sprzętu i pomagać Polakom. Statki ze sprzętem wojennym dla Polski zostały zawrócone z drogi do Polski.

Wspomniał Pan o bitwie pod Piotrkowem. Może Pan opowiedzieć o tym niezbyt znanym epizodzie września 1939 roku?

Bitwa ta rozgrywała się na przedmieściach Piotrkowa, od strony Częstochowy. I znów błędne informacje, które dotarły do naszych dowódców ze sztabu głównego, sprawiły, że polski atak był spóźniony. Zawinili nie żołnierze ani oficerowie którzy szli z nimi ramię w ramię do boju, a ludzie w Warszawie, którzy zresztą szybko zaczęli uciekać na wschód. Na domiar złego nie rozwinęli radiostacji, przez co stracili kontakt z żołnierzami.
Bitwa ta miała miejsce 4 i 5 września pod Piotrkowem, walczyła tam Armia Łódź.

Jak Pan patrzy dziś na wrzesień 1939 roku?

Żołnierze i ludność cywilna zapłacili najwyższą cenę za błędy polityków i najwyższych dowódców. To nieudolna polityka ministra Józefa Becka sprawiła, że zostaliśmy wtedy sami.

Niemal 20 lat wcześniej, w sierpniu 1920 roku, dzięki znakomitej strategii polskiego dowództwa, pokonaliśmy w decydującej Bitwie Warszawskiej bolszewików. Zwyciężyliśmy wtedy głównie dlatego, że stali na czele naszej armii inni dowódcy?

Wygraliśmy tę bitwę, bo był Józef Piłsudski. Wielki strateg, który potrafił pokierować obroną Warszawy. Wtedy znakomicie sprawdzili się też Rydz-Śmigły i Władysław Sikorski. Kolejne dwadzieścia lat ich zmieniło. W 1939 roku zabrakło Piłsudskiego, a ci, którzy pozostali w naczelnym dowództwie, byli już inni niż w 1920 roku. Nie rozumieli czasów, w których przyszło im ponosić odpowiedzialność za losy kraju.
Zajmuje się Pan od lat zagadkami historii. Z rozszyfrowania której jest Pan najbardziej dumny?

Nie staram się rozszyfrowywać tajemnic historii. Bardzo dawno temu, gdy "uruchamiałem" program "Sensacje XX wieku", uważałem, że historia jest fascynująca. Ale, niestety, jest niszczona już przy wejściu do telewizji, tej telewizji sprzed 30 lat. Widzom proponowało się dyskusję z udziałem kilku osób, ale żeby się taka dyskusja widzom nie znudziła, przerywano ją filmami. Postanowiłem to zmienić. Próbowałem wciągnąć widza do pewnej zabawy, zaczynając już od tytułu programu - "Sensacje XX wieku".
Potem starałem się tak budować fabułę programu, by wykorzystać naturalną dramaturgię historii. Kierowałem uwagę widza w tę stronę, która najbardziej go pociąga, a więc w stronę sensacji i tajemnicy. W zamian za podążanie tropami, które mu pokazywałem w programie, dawałem widzowi rzetelną wiedzę o tamtych czasach. Efekt jest taki, że nadal spotykam ludzi, którzy mówią, że dzięki mnie historia stała się ich pasją, że zaczęli ją studiować.

Udało się Panu natrafić na interesujące, niewyjaśnione zagadki historii. Które uważa Pan za najciekawsze?

Na pewno sprawa zamku Czocha i maszyny deszyfrującej, która stała się kanwą serialu "Tajemnica twierdzy szyfrów". Istnieje hipoteza, że ta maszyna, którą ostatecznie zdobyli Amerykanie, pracowała właśnie na zamku Czocha. Podobno już po wojnie maszyna ta została też wykorzystana przez Amerykanów.

Wielu historyków próbowało rozwikłać tajemnicę Bursztynowej Komnaty. Co się z nią stało, czy została zniszczona, czy tylko ukryta. Pana to nie interesowało?

To jest już tak zwana dyżurna tajemnica, bo skarby zawsze rozpalają wyobraźnię, a Komnata jest warta olbrzymie pieniądze. Nie wierzę w tajemnicę Bursztynowej Komnaty. Przypuszczam, że spłonęła podczas bombardowania Królewca.
Mówiąc jednak o skarbach, nie wolno zapomnieć, jak wiele tych skarbów Polska straciła podczas wojny. Przecież skarbami są także dzieła sztuki. Przypomnę tylko, że 20 tysięcy polskich dzieł sztuki zostało spalonych albo zrabowanych w czasie drugiej wojny światowej.

Co nowego szykuje Pan dla czytelników i telewidzów?

Jak wcześniej wspomniałem, kończę książkę "Największy wróg Hitlera".
Teraz właśnie jadę na Dolny Śląsk. Będę tam przygotowywał dziesięć odcinków serialu o skarbach Trzeciej Rzeszy. Nie chodzi tu tylko o rzeczy materialne, ale też - na przykład - o niezwykłe wynalazki. Te filmy przygotowuję dla Polsatu.
W grudniu, w TVP, w kolejnym odcinku "Sensacji XX wieku" pokażę film o Enigmie. W grudniu przypada 80. rocznica złamania niemieckiego szyfru przez polskich matematyków i kryptologów.
Przygotowuję również film o ewakuacji polskiego złota we wrześniu 1939 roku. Udało się wtedy wywieźć z Polski 80 ton kruszcu. Było to niezwykle ważne wydarzenia dla zachowania polskiej państwowości w czasie wojny.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki