Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory parlamentarne 2015. PO w Łodzi wygrała z PiS. Ale co to za zwycięstwo, gdy w mandatach remis

Piotr Brzózka, Marcin Darda
Piotr Gliński, zwycięzca łódzkiego pojedynku  profesorskiego
Piotr Gliński, zwycięzca łódzkiego pojedynku profesorskiego archiwum
Wyniki poszczególnych kandydatów wszystkich ośmiu list w wyborach parlamentarnych w okręgu łódzkim pokazują, którzy z nich byli faktycznymi wzmocnieniami swoich list. A także tych, którzy okazali się najsłabszymi ogniwami. I tu jest kilka niespodzianek

Łódź jest jednym z niewielu miejsc na mapie Polski, w których PO wygrała z PiS. Ale co to za zwycięstwo. 31,28 do 29,90 procent. W 2011 r. rozmiary wygranej wyrażał stosunek 47 do 25. Tylko nieoczywistość systemu d’Hondta sprawiła, że konsekwencją jest utrata ledwie jednego mandatu przez PO na rzecz PiS, w stosunku do stanu posiadania z 2011 r. Było w mandatach 5:3, jest 4:4. To naprawdę minimalny wymiar kary za taki spadek notowań. A żeby obraz był pełniejszy, warto dodać, że ledwie 11 miesięcy temu reprezentująca PO prezydent Hanna Zdanowska zmiażdżyła w Łodzi konkurencję, z wynikiem 54,2 proc. uzyskując reelekcję już w pierwszej turze. Oczywiście, ostatnie miesiące to gwałtowna erozja poparcia dla PO w skali kraju, przy jednoczesnym wzroście notowań PiS.

Obiektywnie rzecz biorąc, w wyborach parlamentarnych główną rolę odgrywają szyldy i są to okoliczności łagodzące dla łódzkiej PO. Ale też nie można mówić, że personalia są bez znaczenia. Szczególnie w Łodzi, gdzie wyborcy dość wnikliwie oglądają listy. Pytanie, które wielu polityków PO, choćby Cezary Grabarczyk, próbowało od siebie odsuwać, brzmiało: kto zastąpi Krzysztofa Kwiatkowskiego i Johna Godsona?

Wyniki wyborów parlamentarnych 2015. Piotr Gliński osobiście najlepszy [INFOGRAFIKA]

Wagę tego pytania łatwo zobrazować w liczbach: obaj zdobyli 97 tys. głosów w 2011 r. A te 97 tys. głosów to 60 proc. głosów na listę PO. Efekt tego zassania był m.in. taki, że Grabarczyk, lider listy, został upokorzony dopiero trzecim wynikiem, kilkukrotnie niższym od Kwiatkowskiego. Konstrukcja tegorocznej listy do Sejmu z góry nasuwała pewne wnioski, które potwierdziły się wraz z publikacją wyników. A: że drugi Grabarczyk przeskoczy pierwszego prof. Włodzimierza Nykiela; B: że nikt z tej dwójki, ani nikt z pozostałych miejsc nie będzie prawdziwą wyborczą lokomotywą i wyniki w czołówce listy PO będą spłaszczone, na niezbyt wysokim poziomie. Tak się stało. Grabarczyk - 26.591 głosów, Nykiel - 21.708, Iwona Śledzińska-Katarasińska - 21. 424, Małgorzata Niemczyk - 17. 741. Ciężko powiedzieć, czy Grabarczykowi nastrój poprawia „złudzenie optyczne”, jakim jest nieznaczna poprawa wyniku sprzed 4 lat i zajęcie pierwszego miejsca w stawce kandydatów PO. Jeśli prawdą jest, że miał lekkie zaleganie afektu odnośnie do wyniku Kwiatkowskiego, to operacja wyciągania ciernia z serca nie powiodła się.

Błędy komisji wyborczych w Łódzkiem. Kandydaci czują się oszukani

Zaskakujący dla wielu może być relatywnie wysoki wynik Śledzińskiej-Katarasińskiej - poprawiła wynik z 2011 r. o 5 tys. głosów, mimo że wtedy startowała z drugiego miejsca. W przedwyborczych układankach była wprost wysyłana przez część kolegów na emeryturę, potem nastąpiła seria pamiętnych roszad, których punktem wyjścia i punktem docelowym było to samo słabe, czwarte miejsce na liście. Wszystkie niemal telewizje pokazywały narzekającą Katara-sińską, co zresztą okazało się niezłą prekampanią. Te dodatkowe 5 tys. głosów, to być może negatywny elektorat Grabarczyka, który przyznał rację jej i okazał to przy urnach. Przeskoczyła trzecią Niemczyk i wprost zdemolowała piątą Elżbietę Królikowską-Kińską. Która to Kińska była do bólu lansowana przez Grabarczyka, a w pierwotnym układzie listy znajdowała się oczko przed Katarasińską, na wysokim, jak na jej możliwości, trzecim miejscu. A jakie były możliwości Kińskiej, wskazali wyborcy - zaledwie 2954 głosy. To o blisko 2 tysiące gorzej niż ósmy Bartosz Domaszewicz, który, gdyby PO osiągnęła lepszy wynik, wziąłby piąty mandat.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wynik Królikowskiej-Kińskiej jest prawie tysiąc głosów gorszy niż jedenastego Krzysztofa Makowskiego i siódmej Karoliny Kępki. Cała trójka może uznać, że „zrobiła swoje”, a głosy na Makowskiego to prawie ten języczek u wagi, który przechylił wagę zwycięstwa nad PiS. W miarę przyzwoity wynik, ale tylko w jednym kontekście, wykręcił Łukasz Kucharski, dyżurny szef lokalnych kampanii PO, szef WORD w Łodzi, ogółowi wyborców raczej nieznany. Zdobył poparcie 1320 osób - jeszcze gorzej niż jego zastępca Tomasz Kacprzak, który w 2011 r. uzyskał marne 1674 głosy, też startując z 6 miejsca. Tyle że Kucharski to konstantynowianin, a Kacprzak swój marny wynik wykręcił jako... przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi. Za klęskę trzeba uznać wynik Alego Koussana, który wychodził sobie rzucające się w oczy 20. miejsce na liście i po cichu liczył na mandat, w przypadku gdyby PO wprowadzała do Sejmu 5 posłów. Rzeczywistość pokazała, że nie ma takiej skali, na której zmieściłby się Koussan. Z wynikiem 810 głosów wszedłby tylko wtedy, gdyby PO zdobyła w Łodzi 14 mandatów. A przecież z całego okręgu wybieramy tylko 10 posłów.

Wybory parlamentarne 2015. Kto będzie ministrem w rządzie Beaty Szydło? Są łódzkie akcenty

Rektor jedynką listy - dla niewyrobionych politycznie odbiorców mogło to uchodzić za strzał w dziesiątkę, wszak żyjemy ponoć w mieście akademickim. Ale już pierwsze reakcje ze strony właśnie środowiska akademickiego wskazywały, że to nie takie proste. Rektor pozostawił na niektórych wrażenie nieprzyzwoitości, zapowiadając, że nie zrezygnuje ze stanowiska na uczelni, jeśli zdobędzie mandat, a jednocześnie zapowiedział, że w kampanii będzie się zachowywać przyzwoicie, nie wykorzystując stanowiska do celów wyborczych. To po prostu nie mogło się udać. Prof. Nykiel nie uniósł roli jedynki. W korespondencyjnym pojedynku profesorów, przegrał z wysłannikiem Jarosława Kaczyńskiego prof. Piotrem Glińskim, znanym jako niedoszły kandydat na premiera. Gliński, choć niedoszły i choć spadochroniarz, rozbił w Łodzi bank, uzyskując najlepszy indywidualny wynik ze wszystkich ubiegających się o mandat z okręgu. Poparło go 41.697 wyborców.

Gliński był dość aktywny w kampanii, ale nie sama aktywność przesądziła o wyniku, istotny był także kształt listy, no i osobiste namaszczenie prezesa Kaczyńskiego, dla wielu wyborców graniczące ze świętością. O tym, że namaszczenie prezesa musiała otrzymać także Joanna Kopcińska, świadczy fakt, że nie straciła ona drugiego miejsca na liście, gdy doszło do rzezi niewiniątek, czyli zauszników Marcina Mastalerka, do których niewątpliwie się ona zalicza. Tu jak mantra wraca zdanie: prezes po prostu ją lubi, a na konwencji nazwał nawet odważną. Tyle że Kopcińska dla części wyborców wciąż może uchodzić za ciało obce w PiS, stąd jej wynik - 17.911 - można uznać dobry, ale nie rewelacyjny. Większe wrażenie robi 15.028 głosów młodego prawnika i radnego Waldemara Budy, dotąd funkcjonującego raczej na zapleczu wielkiej polityki, a konkretnie w biurze europosła Janusza Wojciechowskiego. I można przyjąć, że to osobiste namaszczenie Wojciechowskiego - widoczne wprost na plakatach wyborczych, a podobne też w specjalnym liście adresowanym do dołów partyjnych, przełożyło się na świetny rezultat uzyskany z 5. miejsca listy. Gorzej wypadł trzeci na liście PiS mec. Piotr Pszczółkowski. Kojarzy się ze sprawami smoleńskimi, ale nie mówił o tym w kampanii. Jego start z list PiS jest o tyle oczywisty, że właśnie w śledztwie samoleńskim jest pełnomocnikiem Jarosława Kaczyńskiego. Co było do przewidzenia, pojawiły się komentarze, że gdyby PiS nie wyciął z listy radnego Włodzimierza Tomaszewskiego, niegdyś pierwszego zastępcy prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, to „PiS w łatwy sposób pokonałby w Łodzi PO”.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Wybory parlamentarne 2015. SLD zmienia szyld i lidera, aby rozpocząć proces budowy nowego ruchu

A skoro już mowa o Kropiwnickim... Startując do Senatu walczył o zwycięstwo i życiorys, by zapamiętano go w roli senatora, a nie odwołanego w referendum prezydenta Łodzi. Nic z tego. Mimo 55 tys. głosów, do zwycięstwa zabrakło ponad 30 tys. To był wyborczy test, który pokazał, że Kropiwnicki nadal ma negatywny elektorat. Byli wyborcy, którzy przyznawali, że do Sejmu głos oddawali na PiS, ale na kartce do Senatu „x” stawiali przy nazwisku kandydata PO Ryszarda Bonisławskiego. Dlaczego nie głosowali na Kropiwnickiego? „Bo to Kropiwnicki” - usłyszeliśmy pod jednym z lokali wyborczych.

Nie, żeby się znęcać nad rektorem UŁ, ale jedynka PO okazała się słabsza nie tylko od jedynki PiS, ale także jedynki Zjednoczonej Lewicy. To przypadek szczególny. Dariusz Joński nie zostanie przecież posłem, mimo iż zdobył 23.479 głosów, niemal w pojedynkę zapewniając ZL status trzeciej siły politycznej w Łodzi (10,5 procent). Tyle że ZL nie przekroczyła progu wyborczego w skali kraju, co być może uruchamia lawinę przełomowych wydarzeń w tej części sceny politycznej, z wyprowadzeniem sztandaru SLD włącznie. Joński już dystansuje się od Millera, którego był jednym z najbliższych współpracowników. Na marginesie - o ile Joński publicznie tylko się dystansuje, o tyle szef SLD w Łodzi Tomasz Trela w Millera wali na odlew. Ale teraz będziemy świadkami odcinania się Treli, szefa łódzkiego SLD, od Jońskiego, szefa wojewódzkiego SLD. Na zapleczu wiceprezydenta dość często zresztą wspomina się dziś, że to kolejna przegrana przez SLD kampania regionie, której demiurgiem był Joński. Gdy osobiście skonstruował listy SLD w wyborach do Sejmiku, na sześć okręgów SLD wprowadził... jednego radnego. Jeśli chodzi o wyniki pozostałych kandydatów ZL, swoje zrobiła Hanna Gill-Piątek (3.256). Mogło być lepiej, mogło być gorzej, na pewno nie pomógł jej wzrost notowań skrajnie lewicowej partii Razem. W pewnym zakresie (np. świeckości państwa) konkurencją dla Gill-Piątek była też Katarzyna Lubnauer, liderka listy Nowoczesnej, która odnotowała bardzo dobry wynik osobisty - 18.549 głosów.

Wyniki wyborów parlamentarnych 2015: Kto z Łódzkiego nie wróci na Wiejską

Analiza wyników PSL to zadanie dla etatowego sadysty. Dariusz Klimczak zastosował strategię „na skróty”, polegającą na wciągnięciu na listy zaciężnej armii „celebrytów”. Strategia okazała się równie nieskuteczna, jak wszystkie poprzednie. Mandat w Łodzi dla PSL pozostaje poza zasięgiem. Przed wyborami zupełnie na poważnie rozważano, czy Witold Skrzydlewski nie weźmie 10-15 tysięcy głosów, pompując wynik listy. Skończyło się na 3.560 wyborcach. Chciał się Skrzydlewski sprawdzić, to się sprawdził. Ale jeśli jego wynik jest słaby, to już kompromitacją jest wynik Johna Godsona. Z poziomu 29 tysięcy w 2011 r., zszedł do pułapu 1.583 głosów. To jasny dowód tego, że zbytnie kombinowanie i hamletyzowanie w polityce nie popłaca, a Godson dużą wartość polityczną przejawiał tylko z unikalnym zbiciu z szyldem PO. Można tylko dodać, że zgodnie z przewidywaniami, lider listy PSL, były szef policji Marek Działoszyński, nie odegrał żadnej roli - 1155 głosów - i zgodnie z przewidywaniami przeskoczył go Godson. Generalnie zaś w poprzednich wyborach lista PSL bez „gwiazd” zdobyła o... 40 głosów więcej niż ta z celebrytami.

Ciężko powiedzieć, co jeszcze musiałaby zrobić Agnieszka Wojciechowska van Heukelom, żeby w końcu się udało. Tym razem jej nazwisko znaleźliśmy na liście Kukiz’15. Z trzeciego miejsca zrobiła drugi wynik - 3.767 głosów, blisko 4 tys. mniej niż w wyborach na prezydenta Łodzi. Wtedy była kandydatką KORWiN, teraz korwinowcy jej się przy urnach nie odmeldowali, bo w wyborach parlamentarnych tradycyjnie mieli własną listę, konkurencyjną dla Kukiza. Ironia polega na tym, że tyle zabrakło jej do wyniku nieznanego w Łodzi Piotra Apela, który otwierał listę i wziął jedyny mandat kukizowców w Łodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki