Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za śmierć dziecka chcą od szpitala 200 tys. zł. Ruszył proces w sprawie śmierci Mikołaja [ZDJĘCIA]

Wiesław Pierzchała
Maciej Stanik
Proces w sprawie odszkodowania za śmierć Mikołaja, który zmarł dziewięć dni po urodzeniu, zaczął się w Sądzie Okręgowym w Łodzi.

Pozwanym jest szpital w Łęczycy, w którym Wioletta Cz. we wtorek 4 grudnia 2012 roku urodziła synka Mikołaja. Niestety, dziewięć dni później maleństwo zmarło w domu swoich rodziców Piotra i Wioletty Cz. w Ozorkowie. Uważają oni, że dziecko zmarło z winy pracowników szpitala, od którego domagają się 200 tys. zł odszkodowania. Stąd proces z powództwa cywilnego.

- Po urodzeniu Mikołaja dowiedziałam się od pielęgniarki, że ma on problemy z oddychaniem i jest podłączony do aparatury.

Ponadto był tak zimny, że nie można mu było pobrać krwi. Dlatego położna przyniosła mi synka, abym go ogrzała- mówiła w sądzie Wioletta Cz. - Zwróciłam też uwagę, że dziecko miało siną buzię, ale lekarze zapewniali, ze wszystko jest w porządku. Nie miałam powodu, aby im nie ufać.

W piątek 7 grudnia matka z dzieckiem zostały wypisane ze szpitala i dotarły do domu w Ozorkowie. Kondycja ważącego 2,3 kg chłopczyka-wcześniaka raczej się nie poprawiała, bowiem - jak zeznała matka - był on siny na buzi i co jakiś czas cicho kwilił, tak jakby nie miał siły płakać. Do tragedii doszło w czwartek 13 grudnia.

- Tego dnia martwiło mnie, że Mikołaj tak długo spał i tak mało zjadł. W pewnym momencie zaczęła mu lecieć krew z nosa. Wezwałam pogotowie. Przyjechali dwaj ratownicy, którzy stwierdzili, że trzeba wezwać pogotowie lotnicze. Przyleciał śmigłowiec. Zaczęła się reanimacja synka, która niestety, okazała się nieskuteczna i Mikołaj zmarł.

Rodzice i ich pełnomocnik Artur Kmieciak uważają, że śmierć dziecka nastąpiła najpewniej dlatego, że nie podano mu sufrakantów, czyli środków umożliwiających wykształcenie pęcherzyków płucnych umożliwiających oddychanie.

Zeznająca jako świadek Agnieszka D., siostra Wioletty Cz., potwierdziła, że stan Mikołaja budził zastrzeżenia.

- Już w szpitalu zaniepokoił mnie wygląd Mikołaja, który był siny, jakby granatowy. Tak samo wyglądał po powrocie do domu. Ponadto nie miał siły płakać, tylko cicho kwilił. Zdziwiło mnie też, że siostra już po trzech dniach wyszła ze szpitala, bowiem kobiety po cesarce wychodzą zwykle po czterech lub pięciu dniach - stwierdziła Agnieszka D.

Tymczasem kolejni świadkowie, lekarze ze szpitala w Łęczycy: ginekolog Joanna Ś. i pediatra Paweł Dź., oznajmili, że dziecko urodziło się - w wyniku cięcia cesarskiego w 37 tygodniu ciąży - w dobrym stanie i w takim też stanie, bez objawów niewydolności oddechowej, zostało wypisane. Przyznali, że podczas pobytu w szpitalu Mikołaj otrzymał wsparcie oddechowe, gdyż nastąpiło zaburzenie oddechu. Dziecku nie podano wspomnianych sufrakantów, gdyż - jak stwierdził Paweł Dź. - nie było przesłanek ku temu.

Rozprawę odroczono do 3 października, gdy będą zeznawać kolejni świadkowie ze służby zdrowia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki