Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zajdlowa zabiła córeczkę. Historia łódzkiej dzieciobójczyni

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Maria Zajdlowa zabiła córkę
Maria Zajdlowa zabiła córkę archiwum Dziennika Łódzkiego
Marię Zajdlową nazywa się pierwowzorem Katarzyny Waśniewskiej. Też zamordowała swoją córkę, bo przeszkadzała jej normalnie żyć... Historia ma swój początek pod koniec stycznia 1938 roku.

Zajdlowa zabiła córeczkę. Dlaczego zamordowała swoje dziecko?

Na komendę policji w Łodzi zgłasza się 30-letnia Maria Zajdlowa, wdowa, z zawodu hafciarka. Powiedziała, że zaginęła jej córka, 12-letnia Zosia. Wcześniej miała dostać list z pogróżkami. Miano w nim grozić zabójstwem córki. Miała to być zemsta nieprzyjaciół jej zmarłego w 1930 roku męża Leonarda. Po jakimś czasie stwierdziła, że dostała kolejny anonim.

Napisano w nim, że musi opuścić dom, a Zosia została zamordowana, a jej ciało ukryto.

Początkowo łódzcy policjanci współczuli Marii, rozumieli jej rozpacz. Jednak z czasem nabierali coraz większych podejrzeń. Policjanci udali się do domu Zajdlowej, na Bałuty, na ul.Chopina 49. Zaczęli przeszukania. Pojawiło się podejrzenie, że może Zosia uciekła z domu i pozostawiła list. Listu nie znaleziono, ale zobaczyli zakrwawioną pościel. Znaleziono też anonimy. Od razu można było zauważyć, że pisała je te sama osoba. Policjanci byli już niemal pewni, że Zosia nie żyje. Dalej szukali śladów. W końcu przeszukali dół kloaczny znajdujący się na podwórku. W nim znajdowały się nagie zwłoki dziewczynki. Marię Zajdlową zatrzymano.

Do aresztu trafił też jej kochanek, 27-letni Stanisław Gibki, z zawodu muzyk – harmonista. A także przyjaciółka Marii, 28-letnia Wiktoria Stefaniakówna, właścicielka sklepu spożywczego znajdującego się na ul. Chopina. Byli oni podejrzani o udział w zbrodni. Po zatrzymaniu powiedziano Zajdlowej, że to ona pisała anonimy. Nie przyznawała się, mdlała, a w końcu zaczęła zeznawać. Powiedziała, że zamordowała Zosię. Mąż Zajdlowej zmarł osiem lat temu. Leonarda poznała, gdy była dziewczyną. Miała 16 lat, gdy za niego wyszła. Po siedmiu miesiącach od ślubu na świat przyszła Zosia. Zajdlowa urodziła jeszcze młodszą córkę, ale zmarła po porodzie. Maria nie cieszyła się długo małżeństwem z Leonardem. Miała 22 lata gdy została wdową. Sama wychowywała Zosię.

Łózka dzieciobójczyni chciała ułożyć sobie życie

Trzy lata przed tragedią przeprowadziły się na ul. Chopina. Maria chciała sobie ułożyć na nowo życie. Pojawiali się w nim mężczyźni. Zosi nie podobał się taki tryb życia matki...Sąsiedzi opowiadali, że Zosia była bardzo grzeczną, inteligentną i pracowitą dziewczynką. Pomagała matce w hafcie. Ale ta zaniedbywała córkę.

- Nie raz czekała na schodach aż rozbawiona męskim towarzystwem matka wpuści ją do domu! - odpowiadali sąsiedzi dziennikarzom „Kuriera Łódzkiego”. Nie raz noc spędzała u sąsiadów. Inni nie zapomnieli jednego z Bożych Narodzeń kiedy żaliła się, że nie dostała żadnego prezentu tylko „wujek” ubrał choinkę.

Inny obraz swej córki przedstawiała policjantom i sędziemu Maria. Twierdziła, że dziewczyna była nieposłuszna, dokuczała matce. Nie podobało się jej, że do domu sprowadza mężczyzn...Córka była też przeszkodą w ułożeniu przez nią życia. Stanisław Gibki z którym była związana miał powiedzieć, że nie ożeni się z nią, bo ma Zosię...W śledztwie Maria Zajdel przyznała się do zabójstwa córki. Stwierdziła, że Gibki i Stefaniakówna nie mieli nic wspólnego bezpośrednio z zabójstwem. Choć jej zdaniem podżegali ją do niego. Mówili, że córka jest nieznośna, przez nią nie ułoży sobie życia z mężczyzną. Potem zmieniła zeznania i stwierdziła, że córkę zabił Gibki. Byli w trójkę w domu, a ona musiała wyjść do apteki. Kiedy wróciła Staszek był sam. Nie wiedział co się stało z Zosią. W końcu jeszcze raz zmieniła zeznania i przyznała się do zabójstwa córki.

Matka zamordowała swoje dziecko

26 lutego 1938 roku Zosia wróciła ze szkoły. Według zeznań matki zjadły obiad. Potem córka zaczęła odrabiać lekcje. Prosiła też Marię, by puściła ją do babci, która mieszkała na ul. Jasnej. Matka powiedziała, że ma zostać w domu. Miały dokończyć jakieś hafty. Dziewczynka zaczęła płakać. Wzięła książkę i położyła się do łóżka. Maria zaś wyszła do apteki po proszek, bo bolały ją zęby. Wychodząc zgasiła światło. Kiedy wróciła światło dalej się nie paliło, a Zosia płakała.

- Mama robi mi na złość i gasi światło! - powiedziała z wyrzutem Zosia. Te słowa bardzo zdenerwowały Marię.

- Ja tu jeszcze rządzę, nie masz nic do gadania! - odpowiedziała córce. Po chwili chwyciła młotek i rzuciła nim w Zosię. Przed sądem mówiła, że nie wiedziała co robi. Dziewczynka uklękła na łóżku i wyciągnęła w jej kierunku ręce. Chwyciła je za nie i przytuliła.

Opowiadała, że ogarnięta jakiś szałem zaczęła dusić dziewczynkę. Zosia opierała się, ale po chwili opór ustał.

- Domyśliłam się, że trup – mówiła na sali sądowej na której zapadła cisza. - Przelękłam się. Chciałam za wszelką cenę usunąć ciało. Wyniosłam na dwór, bardzo się bałam. Zatrzymałam się przed kloaką. Oparłam worek. Zwłoki wpadły do otworu. Usłyszałam chlust.. Uciekłam nie oglądając się za siebie. Nie wiedziałam co się stało. Cały czas miałam wrażenie, że Zosia wyszła i zaraz wróci.

Sąd skazał ją na dożywotnie więzienie i pozbawienie praw na zawsze. Gdy ogłaszano wyrok rozległ się płacz matki i sióstr skazanej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki