Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Midera: Prezydent Zdanowska wierzy we mnie. O lotnisku w Łodzi rozmawiamy z prezes łódzkiego portu lotniczego

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Anna Midera, prezes łódzkiego portu lotniczego.
Anna Midera, prezes łódzkiego portu lotniczego. Krzysztof Szymczak/archiwum Polska Press
Rozmowa z Anną Miderą, prezes łódzkiego portu lotniczego.

Dlaczego Lufthansa zrezygnowała z lotów z Łodzi do Monachium?

Nie zrezygnowała tylko chwilowo zawiesiła. Komunikat przewoźnika mówił, że loty zostały zawieszone z powodów ekonomicznych. A wiemy, co ostatnio wydarzyło się na europejskim rynku.

Z wyjaśnienia Lufthansy wynika coś innego - „Mimo znaczących działań ze strony Lufthansy, trasa nie stała się dochodowa”.

To standardowy komunikat Grupy Lufthansa wykorzystywany w takich sytuacjach.

Czyli powiedzieli nieprawdę.

Ależ nie. Proszę zwrócić uwagę, że kiedy Lufthansa wycofywała się w 2016 roku z Lublina, skąd latała do Monachium, komunikat był sformułowany podobnie, ale wyraźnie mówił o rezygnacji ze względów ekonomicznych. Nawiasem mówiąc pół roku później w miejsce Lufthansy weszła tam linia BMI, która obsługiwała loty do Monachium. W naszym przypadku jest mowa o zawieszeniu. To że połączenie powróci, zapewnia też Frank Wagner, Country manager Grupy Lufthansa w Polsce, w swojej wypowiedzi dla branżowego portalu Rynek Lotniczy. Przygotował też list do łódzkiego biznesu korzystającego z połączenia do Monachium, wyjaśniający sytuację i zapewniający, że Lufthansa dołoży starań, by wrócić do Łodzi.

To brzmi jak standardowy komunikat. I nie podano, ile potrwa stan zawieszenia.

Proszę zwrócić uwagę, że zdarzyły się dwie nagłe sytuacje na rynku: upadek Thomasa Cooka i linii Adria Airways. Ponieważ Adria dowoziła pasażerów Lufthansy do jej hubów, upadek tej linii zagroził pasażerom Lufthansy. Właścicielem lotniska w Lublanie jest Fraport Słowenia, który należy do niemieckiej grupy Fraport zarządzającej lotniskami we Frankfurcie i kilku innych miastach w Niemczech, ale też w Bułgarii, Grecji i kilku na świecie. Brak wolnej floty na rynku spowodował, że w nagłym trybie zaczęto szukać samolotów do przewozu pasażerów obsługiwanych przez Adrię. Jeśli ktoś obserwuje wnikliwie branżę lotniczą, takie ruchy są dla niego czytelne.

Ale dlaczego zaczęli gasić ten pożar łódzką sikawką? Bo była najsłabsza?

Lufthansie szło w Łodzi bardzo dobrze, samoloty miały już wypełnienie na poziomie 70 procent. Być może przyczyną było to, że byliśmy jednym z najmłodszych ogniw w strukturze połączeń. Nasza umowa z Lufthansą zawarta została na okres 3 lat, a do zawieszenia połączenie funkcjonowało zaledwie 19 miesięcy. Poza tym samoloty zabrano jeszcze z kilku miejsc w Europie, nie tylko u nas. To wszystko naprawdę działo się w trybie nagłym. W sierpniu i we wrześniu prowadziliśmy wspólnie z Lufthansą kampanię promocyjną na billboardach i w internecie, której efekty miały być widoczne w kolejnych miesiącach. To była już blisko czterdziesta aktywność reklamowa realizowana wspólnie z Lufthansą. Gdyby Lufthansa wiedziała wówczas, że zawiesi połączenie z Łodzi, na pewno nie weszłaby w tamtą kampanię. To tylko nas utwierdza, że decyzję o zawieszeniu lotów podjęto ad hoc.

Więc kiedy wracają?

Takiej deklaracji Lufthansa nie wyda. Osobiście cieszyłabym się, gdyby loty do Monachium wróciły latem przyszłego roku. Lufthansa jest ważna, ale nie skupiamy się tylko na jednym segmencie ruchu. Odkąd zostałam prezesem lotniska, cały czas się rozwijamy w kilku obszarach. Przygotowaliśmy wówczas strategię, w której założyliśmy, że największa dynamika wzrostu połączeń przypadnie w roku 2021. To wynika ze specyfiki biznesu lotniczego. Od momentu podjęcia rozmów z przewoźnikiem do uruchomienia połączenia mijają średnio dwa, trzy lata. Teraz, po ostatnich perturbacjach na rynku problemem z dostawami samolotów do linii lotniczych i uziemieniu floty Boeingów 737 Max, trwa to jeszcze dłużej. Rozmowy z liniami lotniczymi nie są łatwe, w samej Europie jest ponad 300 lotnisk, przedstawiciele każdego z nich rozmawiają z przewoźnikami i chcą uruchamiać nowe połączenia, a muszę dodać, że kiedy zostałam prezesem portu, zetknęłam się z tym, że Łódź była kompletnie nieznanym portem na rynku przewoźników. Sporo wysiłku nas kosztowało, aby Łódź, jako lotnisko, ale również miasto, zaistniała w ich świadomości.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

W 2017 roku mówiła pani, że za pięć lat, czyli w roku 2022, łódzki port lotniczy będzie obsługiwał pół miliona pasażerów rocznie. Po rezygnacji Lufthansy i braku nowych destynacji i przewoźników to nadal realne?
Myślę, że tak. Lufthansa w ciągu roku przewozi 20 tysięcy pasażerów, więc jest to oczywiście strata, głównie wizerunkowa, ale z drugiej strony rynek czarterów urósł nam szybciej, niż się spodziewaliśmy. Zaufały nam biura podróży, w tym łódzkie Rainbow, a to dużo znaczyło po wcześniejszych niepowodzeniach.

Czyli czego możemy się spodziewać w czarterach w przyszłym roku?

Podwojenia liczby samolotów operujących z łódzkiego lotniska. W ciągu tygodnia będzie ich 11. Jeśli chodzi o kierunki, w tym roku mieliśmy Antalyę, Burgas i Zakynthos, w przyszłym roku dołączą do nich Rodos, Korfu, Kreta i Bodrum. Sprzedają je już biura Rainbow, Grecos, TUI, Coral Travel Wezyr. Być może będzie jeszcze więcej kierunków. Sytuacja nam sprzyja także dlatego, że Okęcie bardzo niechętnie widzi czartery u siebie. Kto wie, może w 2021 roku liczba czarterów znów się podwoi. Intensywnie nad tym pracujemy, ale decydujące będą wyniki sprzedażowe biur podróży, które pokażą, jaki jest potencjał łódzkiego rynku. Z naszych ankiet wynika, że już 10 procent pasażerów czarterowych pochodzi z województwa mazowieckiego. Okazało się też, że dla 30 procent ankietowanych to był pierwszy lot samolotem w życiu, a to znaczy, że generujemy nowe grupy pasażerów. W przyszłym roku planujemy obsłużyć blisko 70 tysięcy pasażerów czarterowych.

Dobrze, ale co z połączeniami regularnymi? Niedawno Ryanair ogłosił 27, a Wizzair 15 nowych kierunków na przyszły rok, ale żaden z nich nie dotyczy Łodzi. Jak pani zamierza budować potencjał lotniska bez nowych regularnych przewoźników i regularnych destynacji? Na samych czarterach?

To, że ogłoszono już pewną liczbę kierunków nie oznacza, że przewoźnicy nie ogłoszą nowych za miesiąc czy półtora. Tym bardziej że jest flota do skonsumowania po Thomasie Cooku, na którą chrapkę mają i Ryanair, i Wizzair. A to otworzyłoby możliwość nowych połączeń, na które teraz brakuje samolotów. Być może dostaniemy jakąś propozycję i niekoniecznie musi być to Ryanair lub Wizzair, chociaż rozmowy z nimi są najbardziej zaawansowane. Obydwaj przewoźnicy otrzymali już od nas oferty.

Od pani?

Ja jestem prezesem portu, ale właścicielem portu jest miasto. Propozycja została złożona w porozumieniu z miastem.

Rozmawiała pani z prezydent Zdanowską po zawieszeniu lotów przez Lufthansę?

Tak. Jesteśmy w stałym kontakcie. Każda zła i każda dobra wiadomość jest na bieżąco przekazywana.

Jest pani po imieniu z panią prezydent?

Cóż, pani prezydent mówi do mnie „Aniu”, ale ja nie mam tej śmiałości.

I prezydent mówi: „Aniu, trzymaj tak dalej, dobrze jest”?

Nie, ale wierzy we mnie i jest zadowolona z podejmowanych działań. Widzi wszystkie te zmiany, które nastąpiły w ciągu ostatnich dwóch lat. Zmniejszyła się znacznie strata lotniska. W 2015 roku wynosiła ponad 55 milionów, w kolejnym 50, w tej chwili to niespełna 30 milionów. Ja nie mówię, że to jest najważniejsza rzecz, ale w sytuacji, gdy rośnie nam liczba pasażerów i udaje nam się znacząco zmniejszać stratę, mogę powiedzieć nieskromnie, że zasługuję na słowa „Aniu, rób tak dalej, wierzę w ciebie”. Zresztą pani prezydent ma pełną wiedzę na temat planów lotniska i toczących się rozmów, a ja nie o wszystkim mogę jeszcze mówić publicznie.

Ale spójrzmy na inne porty lotnicze. Chociażby z Bydgoszczy można w tej chwili dwa razy w tygodniu polecieć do Kijowa. A u nas nic.

Uważam, że przyjdzie ten moment. Dla mnie wzorem rozwoju regionalnego lotniska są Katowice. Piętnaście lat temu zaczynali od podobnej liczby pasażerów tak jak my i zbudowali swoją potęgę właśnie na czarterach. W 2017 roku, kiedy zaczęłam pracę na łódzkim lotnisku, trudno było rozmawiać z przewoźnikami, konkurencja nas wyprzedziła, niewiele się działo. Dziś możemy pokazać, że samoloty w naszej ofercie są wypełnione, czyli jest potencjał. Zwykle przewoźnicy podejmują decyzję o zbazowaniu samolotu, kiedy liczba pasażerów wynosi około pół miliona i my idziemy w tym kierunku. A zbazowanie samolotu przynosi kolejny skok w liczbie pasażerów. Ale bądźmy realistami, nikt nie odnosi samych sukcesów. W 2018 roku Wizzair wycofał swoje bazy z Lublina, a w tym roku z Poznania. Poznań - lider w ubiegłym roku, w tym ma spadki. Lublin, który w zeszłym roku stawiano nam za wzór, bo obsłużył 455 tysięcy pasażerów, na koniec tego roku będzie miał statystyki pasażerskie tylko trochę lepsze od Łodzi.

Ale patrzy pani w tabelkę z liczbą obsłużonych pasażerów?

Codziennie.

I tam Łódź jest trzecia od końca, za nami już tylko Mazury i Zielona Góra.

Niech pan nie porównuje nas do Zielonej Góry, oni tam do września mieli razem 24 tysiące pasażerów, tyle co my w ciągu miesiąca. Tam lata tylko LOT, który od nas, mimo oczywistych analiz międzynarodowych ekspertów, że byłoby to opłacalne dla obu stron, nie chce latać.

Dobrze, to weźmy Bydgoszcz, która jest o jedną pozycję wyżej niż Łódź i ma ponad 400 tysięcy pasażerów rocznie. Czym się różni Bydgoszcz od Łodzi?

Jako aglomeracja, biorąc pod uwagę wszystkie atuty, lokalny biznes i gospodarkę, jesteśmy zdecydowanie silniejsi od Bydgoszczy.

My mamy atuty, a oni pasażerów. Pytała pani Ryanaira, dlaczego latają do Kijowa z Bydgoszczy, a nie od nas?

Tak, ale poza oficjalnymi uzasadnieniami, typu „brakuje floty”, „patrzymy jak się rozwijacie”, „zobaczymy”, nic od nich nie usłyszymy. Obserwując jednak rynek lotniczy i politykę Ryanair, można się domyślić, czemu pojawiła się tam ta trasa. Wystarczy spojrzeć, kiedy Ryanair ją ogłosił zaraz po tym, jak zrobił to LOT, to była decyzja czysto handlowa.

Co nie działa z rynkiem wschodnim?

To nie tak, że coś nie działa z rynkiem wschodnim, to rynek jak każdy inny. Oczywiście pokazujemy przewoźnikom, jaka jest liczba Ukraińców w Łódzkiem, jak duży biznes z ich udziałem rozwija się w centrum Ptak w Rzgowie. Ale trzeba pamiętać, że my mamy swoje analizy i strategię, a przewoźnicy mają swoje. Myślę, że Ukraina jest w naszym zasięgu, ale walczymy też o inne połączenia. Przedstawiliśmy też swoje preferencje różnym przewoźnikom. Jest tam i Ukraina, i Skandynawia, i inne kierunki.

Zawieszenie lotów Lufthansy było dużym ciosem dla pasażerów z regionu łódzkiego. Będzie pani miała jakieś dobre informacje?

Może za miesiąc będę mogła przekazać pewną dobrą wiadomość, która korzystnie wpłynie na status łódzkiego lotniska. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki