Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez kręcenia nie ma życia w Łodzi

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński Grzegorz Gałasiński
Nie tak łatwo się zdecydować co dało Łodzi więcej wiatru w żagle: Oscar dla studia Opus Film czy np. nowy spot zamówiony przez magistrat, który pokazuje Łódź jako miasto przyjazne filmowcom. Co wybrać? "I to pachnie, i to nęci", jak ujął takie dylematy Aleksander hrabia Fredro.

Słusznie się państwo dziwicie, że z małym opóźnieniem spot ów chwalę. Po prostu nadrabiałem zaległości oglądając tuziny wcześniejszych spotów wychwalających co popadnie, popijając przy tym wyborną i bogatą w to, co czyni nasze życie lepszym, łódzką kranówkę oraz marząc o nie tak odległej chwili, w której Łódź stanie się Światową Stolicą Gazu Łupkowego.

Spot "Łódzkie Przyjazne Filmowcom" nie jest długi (coś ponad półtorej minuty) i nie jest drogi. 73 tys. zł za reklamę złożoną głównie z fragmentów innych istniejących filmów, to nie jest wcale wiele, jak na talent urzędników do szastania kasą (patrz np. drzewa na Pietrynę po 10 tys. zł sztuka), warunki polskiej kinematografii i znany ze zdroworozsądkowego rozdzielania swego nie tak oszałamiającego budżetu Łódzki Fundusz Filmowy. Oczywiście nie z tego ostatniego sfinansowano spot. Jest on częścią unijno-miejskiego projektu, którego celem jest (zakujcie to państwo na blachę!) "podnoszenie filmowego potencjału Łodzi i regionu łódzkiego".

Autorką filmiku, który nieźle zmontowano w małym studiu WJTeam z Łodzi jest przede wszystkim Balbina Bruszewska, postać niebywale zdolna, a od niedawna pracownik Wydział Kultury magistratu. Pomimo pełnych obaw listów od czytelników, jestem spokojny - pracę nad spotem na pewno zaczęła ona przed ofertą pracy w magistracie. Kim jednak w swej najgłębszej istocie jest Bruszewska, tego pisać nie trzeba - wie to każde łódzkie dziecko. Dla bezdzietnych zdanie wtajemniczenia: jest to utalentowana autorka nagradzanych filmów animowanych, była dyrektorem artystycznym studia Se-ma-for Produkcja Filmowa i w jego obronę bardzo się angażowała. Potem wyjechała do USA. Musiała więc o studiu Se-ma-for, spadkobiercy tradycji państwowego Se-Ma-Fora i zdobywcy Oscara w 2009 r. za "Piotrusia i wilka", coś niecoś słyszeć. Przyzna to każde rozsądne dziecko. A gdy już obejrzy ono spot, siądzie przy biurku i zaduma się nad dziwnością życia.

ZOBACZ TEŻ: Łódzkie przyjazne filmowcom: powstał nowy spot promocyjny [WIDEO]

Cóż bowiem reprezentuje animacyjną twarz Łodzi? Oscarowy "Piotruś i wilk"? Serial o Parauszku, dla którego dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej uruchomiła specjalną rezerwę wysokości 2 mln zł? A może obsypany nagrodami "Danny-Boy" giganta animacji lalkowej Marka Skrobeckiego? Może inna równie doceniona w świecie animacja ze Szkoły Filmowej? Gdzie tam. Są to fragmenty filmu "Latający fortepian" ze studia BeakThru Films. Studia, które na czas produkcji filmu (przyznajmy - była to artystyczna klapa, ale z dużym budżetem) wynajęło w Łodzi hale, skutecznie ściągało uwagę mediów, ale wycofało się wyjątkowo cicho. Gdzie dziś jest? W Trójmieście, dokładnie w Gdańsku, i pozdrawia Łódź dziękując za darmową reklamę.

Wniosek z tego taki, że Łódź do pustynia animacji. Oprócz Se-ma-fora i Szkoły Filmowej nie działa tu też wspomniane studio WJTeam, w którym Balbina Bruszewska przygotowuje nowy autorski film. Ani tym bardziej Anima-Pol Jadwigi Wendorff, którego "Pamiętnik Florki" emituje topowa stacja MiniMini+. Natomiast Opus Film nie współprodukowało animowanej części filmu "Kongres" Ariego Folmana na podstawie prozy Stanisława Lema. Chwalimy się więc studiem, które miało przejściowy łódzki epizod. Jakie to łódzkie. I jak bardzo na przekór wszystkim unikatowym i niezbędnym do życia inicjatywom urzędników, które mają wykrzesać z nas jakieś resztki lokalnego patriotyzmu. Czego się oni nie imają? Poją gardła łodzian litrami budzącej zazdrość innych miast kranówki, korkują miasto byle zbudować już zbudowaną trasę W-Z... Ale tym przecież ów spot jest - wskazaniem na nasz potencjał i na tytuły, za które każdy łodzianin (widzewiak czy ełkaesiak) dałby się pokroić (zwłaszcza za Idę Lebenstein).

Pomimo promocyjnych zaklęć spot ów odsłania jednak także tę łódzką przypadłość, która z jakichś powodów nie pozwala doceniać tego, co swoje i wartościowe. Bo gdzie jest w Łodzi choćby pomnik lub popiersie Kazimierza Dejmka? Pomnik jego psa to chyba nie to samo. Pomnikiem lub inną formą unieśmiertelnienia nie pogardziłby też póki żyje Andrzej Sapkowski, ale pewnie ubiegnie nas Iława lub Pszczyna, choć to w Łodzi ma powstać Międzygalaktyczne Centrum Gier. Gdzie jest pamięć o związkach z Łodzią Janusza Różewicza, brata poety Tadeusza i filmowca Stanisława, tu schwytanego i zamordowanego przez gestapo? Jak na młode miasto Łódź stale za mało szanuje samą siebie. Dlatego tak trudno jej dorosnąć. I wejść do grupy "starszaków".

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki