18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohaterska alternatywa

Łukasz Kaczyński
Własnym głosem, o własnych sprawach i na własną odpowiedzialność - według Mariana Glinkowskiego to jedna z głównych idei ŁST.
Własnym głosem, o własnych sprawach i na własną odpowiedzialność - według Mariana Glinkowskiego to jedna z głównych idei ŁST. Łukasz Kaczyński
Gdy kończyłem studia, w środowisku studenckim toczyła się gorąca dyskusja o potrzebie powołania do życia takiego właśnie festiwalu - opowiada Marian Glinkowski, reżyser, animator kultury, propagator sztuki alternatywnej, przez wiele lat dyrektor artystyczny Łódzkich Spotkań Teatralnych, pomysłodawca Łódzkiego Przeglądu Teatrów Amatorskich "ŁóPTA".

Próbny przegląd odbył się w roku 1963 i wynikał przede wszystkim z potrzeb środowiska studenckiego - na inteligencji spoczywał zawsze obowiązek mówienia o świecie i kształcie, jaki powinno przybierać nasze życie. Regularne ŁST ruszyły od roku 1964. Glinkowski działał wówczas w biurze organizacyjnym festiwalu. Udało się przygotować piętnaście kolejnych edycji. W ciągu tych lat przez ŁST przewinęło się kilkadziesiąt zespołów i grup teatralnych, ale już wcześniej, około roku 1970, oblicze teatru studenckiego zaczęło się zmieniać. Zrodziło się przekonanie, iż należy tak polepszać panujący ustrój socjalistyczny, by stał się bliższy człowiekowi.

- Z wejściem w ten obszar świadomości, tego, co proponował Teatr STU czy Teatr Ósmego Dnia, zaczęło się inne myślenie w obszarze młodej kultury - mówi Glinkowski.

- Siódma edycja spotkań to był ten moment, w którym teatr studencki zaczął zmierzać coraz wyraźniej w kierunku alternatywnego - mówi prof. Lech Śliwonik.

Najpierw festiwal miał jednego organizatora - Zrzeszenie Studentów Polskich, które próbowało pełnić dobry mecenat nad ruchem teatru studenckiego. Jednocześnie władze traktowały ŁST jako swoisty wentyl bezpieczeństwa. Choć na spektaklach pojawiały się tłumy, władze były przekonane, że jego oddziaływanie jest ograniczone. Ta idylla nie trwała długo.

Kruczek się trzęsie
- Ostatnią edycję pierwszej odsłony spotkań, tę z 1979 roku, odwołała cenzura. Pretekst? Spektakl "Przecena dla wszystkich" Teatru Ósmego Dnia- wspomina Lech Śliwonik, profesor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, redaktor naczelny czasopisma "Scena".

Cenzura od samego początku była ciągła i badała wszystko: od tekstów i formy spektakli, po dobór teatrów.
- Nie wiem dlaczego, ale podobno w Łodzi można było trochę więcej ze sceny powiedzieć. Zazdroszczono nam tego - twierdzi Marian Glinkowski. - Gdy przygotowywałem "Lekcję polskiego" według tekstów Brylla i Grochowiaka, Bryll specjalnie przyjechał i prosił, byśmy włączyli też jego nowe teksty. Inna przygoda spotkała nas w teatrze studenckim jeszcze gdy robiliśmy "Pokolenie" Harasymowicza. Mieliśmy grać je w telewizji w ramach turnieju między uniwersytetami. Cenzor nie zgodził się. Dlaczego? Bo w tekście padło pytanie: "Dlaczego Kruczek się trzęsie? Boi czy rasa taka?". Pies wabił się Kruczek i okazało się, iż takie nazwisko nosił I sekretarz KW PZPR w Rzeszowie.

Zdarzały się też, że niektórzy cenzorzy próbowali puszczać oczko do ludzi i udawali, że czegoś niedostrzegli. Taka rzeczywistości dotykała też ŁST.

- W 1992 roku wraz z profesorem Śliwonikiem dźwignęliśmy spotkania z niebytu - mówi Glinkowski. - Wydawało mi się, że oto nadszedł czas personalnych karuzeli i zawieruchy politycznej, i że w takiej sytuacji głos młodego teatru będzie bardzo potrzebny.

- Wysłaliśmy listy do 25 osób silnie związanych z życiem teatralnym z zapytaniem, czy jest sens odtwarzać tę imprezę. Nie muszę mówić jaka była odpowiedź - dodaje Śliwonik.

- Trzeba było tylko zbudować program, który gwarantowałby międzypokoleniową wymianę doświadczeń i punktów dojścia w obszarze poszukiwania języka teatralnego. Udało się nam i do 2009 roku, kiedy zdecydowałem się odejść na emeryturę, przez 18 lat kierowałem festiwalem, który w pełni odwoływał się do tego wszystkiego, co działo się w latach 60. i 70., dotyczył tego samego kręgu kultury teatralnej. Nieco inne były cele, wynikające z potrzeb środowska i samego teatru - mówi Glinkowski.

Kłótnie przy księżycu
Istotą Łódzkich Spotkań Teatralnych zawsze był dialog. Po spektaklach, które odbywały się w różnych miejscach: w siedzibach teatrów Cytryna, Pstrąg, później także w Pałacu Młodzieży, sali kolumnowej ŁDK. Pospektaklowe "Rozmowy o północy", dyskusje nad sensem pracy teatralnej, jej celu, niejednokrotnie bardzo żywe i emocjonujące, trwały godzinami w Klubie 77.

- Pamiętam taką dyskusję na przełomie lat 60. i 70. Właściwie ostry spór o to, czy taki teatr w ogóle jest potrzebny, jeżeli tak to komu? - wspomina Marian Glinkowski. - Także Grotowski zainteresowany był tym tematem, ale nie mógł przyjechać z zagranicy. Nasi gości nierzadko nocowali na korytarzach, w akademikach, tańszych hotelach. To był normalny festiwal, tyle że offowy, więc biedniejszy niż inne. Jednak owocem zarówno pierwszej, jak i drugiej edycji Łódzkich Spotkań Teatralnych, jest dzisiejszy ruch teatrów offowych. To trzecia siła między teatrem profesjonalnym, a amatorskim.

Do dziś z jednej strony bada on temperaturę życia społecznego, szuka tego, co w naszym życiu złe, a z drugiej niesie pomoc słabszym, udaje się i gra w takich miejscach, gdzie inni nie chcą, dla chorych, ludzi ze środowisk zagrożonych wykluczeniem społecznym.

- Co niezmiernie ważne, twórcy teatru alternatywnego sobą podpisują swoje produkty - stwierdza Glinkowski. - Nie są to przedstawienia w tradycyjnym sensie. Zdzisław Hejduk, przez lata dyrektor spotkań, nazywał je wypowiedzią teatralną i tak należy je traktować. To jest głos twórcy o świecie. Mówi on własnym głosem, o własnych sprawach i na własną odpowiedzialność. To tworzy pewną rzeczywistość dla tego teatru i odróżnia go od tego, co jest kulturotwórczym działaniem teatrów instytucjonalnych czy radosną twórczością teatru amatorskiego.

Mentorzy komentują
- Byłem już kierownikiem Ośrodka Teatralnego ŁDK, gdy przekonałem ówczesnego dyrektora, by wsparł ideę powołania na nowo Łódzkich Spotkań Teatralnych - mówi Glinkowski. - Głównie zajmowaliśmy się wtedy ruchem amatorskim, ale w ciągu kilku lat zbudowaliśmy program i powoli, jeśli mogę tak powiedzieć, ruch amatorski się ualternatywniał. Ideą tego teatru stało się myślenie, iż sztuka nie jest celem, ale narzędziem, by zmieniać świat wokół nas i rzeczywistość w sobie. Aby być bardziej otwartym na kontakt z innym człowiekiem. Mam wrażenie, że nam się udało i marzy mi się, by było to kontynuowane. Widzę sens uprawiania takiego teatru - na miarę własnych sił i środków, ale pożytecznego dla innych. Jasne, że nigdy nie będzie on dysponował wybitną sprawnością estetyczną, ale jeśli myśl i przesłanie będą dobrze skonstruowane, jeśli będzie mu towarzyszyło przekonanie, iż coś powinno z niego społecznie wynikać, wówczas będzie miał swą siłę oddziaływania i uwagę widza. Bowiem widzowie nie oczekują od niego doskonałości. Tę mają zapewnioną w teatrze zawodowym. Żądają dobrej myśli skierowanej ku poszerzeniu tego, co dobre w naszym życiu.

Inną ważną ideą ŁST było zawsze to, aby twórców ze starych i zasłużonych zespołów alternatywnych, jak Scen Plastyczna Leszka Mądzika, poznańskie"Ósemki", Akademia Ruchu, Teatr Provisorium, spotykać z młodymi, by dzięki wymianie doświadczeń zachować pewną ciągłość pokoleń. Po konkursowych prezentacjach młode grupy mogły wysłuchać opinii znawców tematu: Lecha Śliwonika, Ewy Wójciak, Pawła Szkotaka i wielu innych. Jurorzy byli traktowani jak prawdziwi mentorzy. Bardziej chodziło o rozmowę niż ocenianie i przyznawanie nagród.

- Spotkaniom zawsze właściwy był niepokorny duch poszukiwań formalnych - mówi Ewa Wójciak, aktorka Teatru Ósmego Dnia oraz od dziesięciu lat jurorka ŁST.

Umarł król...?
- Łódź była jedynym miejscem, gdzie stworzono pełną ofertę dla twórczego uczestnictwa w życiu kulturalnym. Od dziecka, po człowieka dojrzałego, czyli od Dziatwy, przez festiwal Centrum Kultury Młodych, Łódzki Przegląd Teatrów Amatorskich, po Łódzkie Spotkania Teatralne.

A jednak przy ostatniej edycji ŁST pojawiły się głosy, iż festiwal potrzebuje odświeżenia...
- W mediach coraz silniejsza jest pokusa stawiania szybkich diagnoz. Z drugiej strony całe życie kulturalne kraju osłabło, dlaczego młody teatr miałby być wyjątkiem? Idea Łódzkich Spotkań Teatralnych miała charakter długodystansowy. Czy w nowej formule nadal będą pełnić swą rolę? Głęboko i szczerze w to wątpię - zastanawia się prof. Lech Śliwonik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki