Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Caritas od 25 lat pomaga łodzianom, których dręczą bieda lub choroby [ZDJĘCIA]

Matylda Witkowska
Joanna Torańska / Polska Press
W niedzielę w łódzkiej archikatedrze odprawiona zostanie msza św. z okazji 25-lecia istnienia Caritas Archidiecezji Łódzkiej. Jednak początki organizacji sięgają lat 30. ubiegłego wieku. W 1950 roku działalność charytatywna została przerwana, a budynek przy ul. Gdańskiej przejęło państwo

Caritas Archidiecezji Łódzkiej w niedzielę rozpocznie obchody 25-lecia działalności. Ale to już drugi rozdział w historii łódzkiej Caritas. Jej początki sięgają bowiem lat 30. XX wieku.

Już w 1926 roku, zaledwie w 6 lat po powołaniu diecezji łódzkiej, ówczesny biskup Wincenty Tymieniecki zakupił od hurtowni artykułów kolonialnych budynek przy ul. Gdańskiej 111. Działał w nim dom Akcji Katolickiej. W dużej sali odbywały się kursy zawodu dla młodzieży przybywającej do Łodzi. Działały też ochronka i wydawnictwo diecezjalne. Gdy w 1932 roku utworzona została Caritas, także wprowadziła się do budynku.

Powrót po latach

W czasie wojny z budynku przy ul. Gdańskiej 111 także prowadzono działalność charytatywną. Caritas diecezjalna mieściła się tam aż do 1950 roku, gdy na mocy ustawy Kościół stracił prawa do prowadzenia dzieł społecznych.

Zamiast niego powstało Zrzeszenie Katolików Świeckich Caritas.

- Była to instytucja, która niewiele miała wspólnego z działalnością charytatywną, raczej jej ideą było pozyskiwanie współpracowników nowej władzy. Działalność charytatywna była państwową działalnością opiekuńczo-wychowawczą - mówi ks. Ireneusz Kulesza, pierwszy dyrektor Caritas w latach 1990-2002.

Wszystko zmieniło się w roku 1990, gdy Kościół odzyskał budynek.

- Na parterze, gdzie obecnie jest kaplica, mieścił się wtedy sklep bieliźniarski, obok były też zakłady krawieckie oraz dom dziennego pobytu prowadzony przez poprzednią Caritas - wspomina ks. Kulesza.

Jednocześnie dekretem biskupa Władysława Ziółka z dnia 2 kwietnia 1990 roku reaktywowano przedwojenną Caritas. Ks. Ireneusz Kulesza dyrektorem nowej instytucji został 20 dni później...

- Do końca nie wiedziałem, co mnie czeka - przyznaje dziś. - Znałem oczywiście ówczesną działalność charytatywną kościoła, która polegała między innymi na dystrybucji darów, rekolekcjach dla chorych i cierpiących, których odwiedzali klerycy z magnetofonami, przekazywaniu leków z darów. Jednak w latach 90. rozpoczął się okres transformacji i pojawiały nowe wyzwania: upadające fabryki i bezrobocie - opowiada.

Pierwsze bezpłatne kolonie dla 750 dzieci zorganizowano już w czerwcu 1990 roku. Caritas nie miała wtedy ani siedziby ani ośrodków.

Jednak wkrótce zaczęła się rozwijać. W 1991 roku w budynku przy ul. Gdańskiej 111 powiększono dom dziennego pobytu. Rok później zaczęły działać kuchnia dla ubogich, świetlica dziecięca i młodzieżowa.

W 1994 roku zaczął działać Zespół Domowej Opieki Hospicyjnej i pierwsza świetlica środowiskowa dla dzieci z trudnych rodzin. Wkrótce potem Caritas zyskała domy kolonijne w Drzewocinach i Kolumnie. Na kolonie zapraszała nie tylko dzieci polskie, ale też m.in. białoruskie dotknięte katastrofą w Czarnobylu.

W 2002 roku dyrektorem Caritas został ks. Jacek Ambroszczyk, a działalność organizacji poszerzyła się o aktywowanie bezrobotnych, m.in. przez Ośrodek Aktywizacji Zawodowej i Społecznej "OAZiS", który oprócz nauki zawodu zaoferował młodym ludziom spotkania m.in. z wizażystką i seksuologiem.

Z pierwszej edycji Akademii Życia skorzystała m.in. pani Ewelina Kleber, obecnie starszy posterunkowy w łódzkiej policji. Projekt był adresowany do młodzieży bez pracy i z trudnych środowisk. Pani Ewelina była wtedy w trudnej sytuacji.

- Udział w projekcie był jedną z lepszych decyzji w moim życiu - przyznaje dziś policjantka. - Podniósł moją samoocenę i zdecydował o drodze zawodowej. Najbardziej wartościowe były spotkania z psychologiem. Umiejętności wtedy zdobyte do tej pory przydają mi się w pracy.
Nie liczby najważniejsze

Dziś Caritas to ogromna instytucja charytatywna z rocznym budżetem w wysokości 8 mln zł. Prowadzi 4 świetlice środowiskowe, 2 domy dziennego pobytu, ośrodek aktywizacji zawodowej, miejsce pracy i rehabilitacji dla osób niepełnosprawnych, punkt pomocy charytatywnej, kuchnię społeczną, hospicjum domowe oraz 2 ośrodki wypoczynkowe: rehabilitacyjny i kolonijny.

Co roku z pomocy Cartitas w archidiecezji łódzkiej korzysta około 24 tys. osób. Tylko w 2014 roku kuchnia społeczna Caritas wydała 120 tys. posiłków, dla 10 tys. osób. Na kolonie wyjechało prawie 300 dzieci, ponad 250 chorych otrzymało domową opiekę hospicyjną.

Jak podkreśla Tomasz Kopytowski, rzecznik prasowy Caritas, największą satysfakcję pracownikom i wolontariuszom sprawiają nie imponujące liczby, lecz sytuacje, gdy ktoś... rezygnuje z ich pomocy.

- Zdarza się, że ktoś przychodzi do nas i mówi, że pomoc już nie jest mu potrzebna, bo stanął na nogi. Bardzo nas to wtedy cieszy - mówi Kopytowski. - Mamy na przykład wychowanka świetlicy środowiskowej, który pochodził z bardzo trudnej rodziny. Jednak udało mu się zdobyć średnie wykształcenie i ożenić z dziewczyną z tak zwanego normalnego domu. Mają dwójkę dzieci, a on pracuje na kierowniczym stanowisku. Udało mu się ułożyć życie.

Natomiast trudne są sytuacje, gdy trzeba sobie zdać sprawę, iż pomoc przeszkadza.

- Mamy rodziny, w których już trzecie pokolenie uzależnione jest od pomocy społecznej. Wysiłki naszych pracowników socjalnych idą na marne. Niestety, tym ludziom tak jest wygodniej - dodaje Tomasz Kopytowski.

Wciąż chcą pomagać

Pomoc dla potrzebujących świadczy około 70 pracowników i niemal tyle samo wolontariuszy. Jednak wraz z 3 tys. członków prawie 200 szkolnych grup Caritas, wiernych działających w 37 parafialnych zespołach Caritas, liczba osób zaangażowanych w pomoc w diecezji łódzkiej wzrasta do 5 tys.

Pani Małgorzata Wiktor na co dzień pracuje jako katechetka. W wakacje od kilkunastu lat jest wolontariuszką na caritasowych koloniach.

- Namówiła mnie koleżanka, bo potrzebni byli wychowawcy. Pojechałam raz i zostałam już na dłużej - mówi.

Do współpracy z Caritas przekonał ją jeden z chłopców, uczestników kolonii.

- Pierwszego dnia bardzo smakował mu kolonijny obiad i kolacja. Podziękował ładnie i spytał, czy następnego dnia też będzie takie jedzenie. Po dwóch tygodniach, już przy wyjeździe, powiedział, że najbardziej będzie mu brakować właśnie kolonijnych posiłków. Zrozumiałam, że w rodzinnym domu nie zawsze może na nie liczyć - mówi pani Małgorzata.

Z czasem zaczęła jeździć regularnie, została kierownikiem kolonii. Poświęcając część swojego urlopu chce dać radość dzieciom. Bo wie, że na co dzień nie mają jej wiele.

- Każde dziecko to inna historia, inny smutek i inna tragedia - przyznaje Małgorzata Wiktor. - Niektóre dzieci boją się dotyku, inne czasem nawet sześcio- czy siedmioletnie moczą się w nocy. Takim dzieciom próbowałyśmy zakładać na noc pampersy, ale dałyśmy sobie spokój. Bo na koloniach czuły się bezpiecznie i niemal przestawały się moczyć.
Razem z nią na każdej kolonii pracuje kilkanaście osób: wychowawcy, pielęgniarki. Wszyscy robią to społecznie.

- Pielęgniarki biorą urlopy i dwa tygodnie poświęcają na pomoc dzieciom - mówi pani Małgorzata. - Wiedzą, że mogą im dać chociaż dwa tygodnie uwagi i miłości, której nie często nie mają w domu.

W roku szkolnym pani Małgorzata pracuje jako katechetka. W szkole podstawowej nr 64 prowadzi szkolne koło Caritas. Działa w nim 10-12 uczniów. Rozprowadzają bożonarodzeniowe świece i baranki wielkanocne, robią też zbiórki żywności. Zarobione pieniądze przeznaczają na pomoc dzieciom ze szkoły.

- Kupujemy bilety do kina czy wyjazdy na wycieczki. Często zdarza się, że któryś z uczniów nie może jechać, bo go nie stać - wylicza pani Małgorzata. - Raz kupowaliśmy jednemu z uczniów bluzę. Robiło się już chłodno, a on wciąż chodził w krótkim rękawku, bo nie miał nic cieplejszego.

Pani Małgorzata pracowała też w punkcie wydawania żywności.

- Przychodziły do nas rodziny i gdy zadzwoniliśmy, że mogą przyjść po paczkę cieszyły się, że mają co włożyć do garnka - mówi. - Często nie były to patologiczne rodziny, tylko osoby, którym życie się skomplikowało.

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych darczyńców Caritas jest pan Stanisław Rodziński, 96-letni emerytowany nauczyciel z Łodzi. Od kilkunastu lat przekazuje część swojej emerytury Caritas na chleb dla ubogich. Przez lata kupił w ten sposób kilkadziesiąt tysięcy bochenków chleba.

- To wspaniałe uczucie, że jeszcze w moim wieku można coś zrobić dla innych - mówi łodzianin.

Niedzielny jubileusz

Caritas ma też plany na przyszłość. W parafii Kaszewice chce wybudować dom pomocy społecznej dla 46 starszych pensjonariuszy. Planuje też rozwijać wolontariat domowy skierowany do osób starszych.

Natomiast najbliższy rok upływać będzie pod hasłem jubileuszu 25-lecia Caritas.

W niedzielę (12 kwietnia) przypada uroczystość Bożego Miłosierdzia. To patronalne święto Caritas, od którego zaczną się obchody.

- Caritas pełni dzieła miłosierdzia, dlatego ten dzień jest dla nas taki ważny - mówi Tomasz Kopytowski.

Z tej okazji właśnie w niedzielę o godz. 14 w łódzkiej katedrze odprawiona zostanie msza św, a o godz. 15 odmówiona Koronka do Miłosierdzia Bożego.

- Chcemy podziękować za te 25 lat działalności - mówi Kopytowski. - Będzie to też okazja do spotkania dawnych podopiecznych Caritas, uczestników kolonii, wolontariuszy i pracowników. Zapraszamy też wszystkich, którzy chcieliby lepiej poznać Caritas lub włączyć się w naszą działalność.

Natomiast 14 czerwca pod katedrą odbędzie się piknik Caritas dla Rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki