Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choreografka klubu go-go czeka na wyrok w sporze z ZUS-em

Alicja Zboińska
Alicja Zboińska
Paweł Relikowski
W poniedziałek zakończył się kolejny proces, który ZUS-owi wytoczyła choreografka łódzkiego klubu go-go. Wyrok zapadnie za dwa tygodnie.

Była choreografka i zarazem menadżerka klubu go-go zdecydowała się na proces, gdy ZUS zażądał od niej ponad 58 tys. zł. Pracownicy Zakładu uznali bowiem, że pani Aleksandrze nie należały się wypłacone zasiłki chorobowe i macierzyński, dlatego ZUS domaga się ich zwrotu wraz z odsetkami.

Była choreografka klubu go-go z przedstawicielami ZUS-u na sali sądowej spotyka się od kilku lat. Wszystko zaczęło się od umowy łodzianki z właścicielem klubu z 2011 r., zgodnie z którą łodzianka zarabiała 5.167 zł brutto. ZUS uznał, że umowa została zawarta tylko po to, by kobieta miała zasiłek. Sąd pierwszej instancji uznał, ze umowa była prawdziwa, ale pensję ocenił, jako wygórowaną i nakazał jej obniżenie do pensji minimalnej.

Czytaj:ZUS nie wierzy, że menedżerka łódzkiego klubu go-go zarabiała ponad 5 tys. zł

Sąd apelacyjny zdecydował, że sąd nie miał się zajmować wysokością pensji, tylko sprawdzeniem, czy kobieta w ogóle pracowała. Mimo to ZUS zażądał zwrotu 58 tys. zł. Kobieta od tej decyzji odwołała się do sądu.

- Zarabiałam 3,5 tys. zł netto miesięcznie, w tym zawarty był dodatek za pracę w nocy - powiedziała wczoraj w sądzie pani Aleksandra.- Miałam 14 lat, jak zaczęłam zajmować się choreografią.

Czytaj:Menedżerka łódzkiego klubu go-go wygrała w sądzie z ZUS

Właściciel klubu podkreślił wczoraj w sądzie, że długo nie mógł znaleźć choreografa, a firma, z którą wcześniej współpracował żądała wyższej kwoty niż otrzymywała łodzianka.

- Szkole tańca płaciłem ponad 10 tys. zł miesięcznie - zeznał właściciel klubu. - Pani Ola wiedziała, ze szkole płaciłem dużo i dlatego zażądała takiej pensji.

Mecenas Mariola Kuberska, pełnomocniczka łodzianki podkreśliła, że ponad wszelką wątpliwość udało się przed sądem udowodnić, że łodzianka pracowała w klubie i zarabiała tyle, ile widniało na umowie.

- Wynagrodzenie za pracę, którą pani świadczyła nie było wygórowane - zaznaczyła Mecenas Kuberska.

Przeciwnego zdania była pełnomocniczka ZUS-u, która zwróciła uwagę na to, ze przełożona łodzianki miała o wiele niższą pensję, a zupełnie inaczej ustala się stawki na kontrakcie i na podstawie umowy o pracę. Zaznaczyła, że od odejścia z klubu pani Aleksandra miała kłopoty z podjęciem pracy.

Ogłoszenie wyroku zaplanowano na 19 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki