Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat przed sklepem na Retkini: pobicie na śmierć czy tragiczny przypadek?

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
- Nikomu nie chciałem zrobić krzywdy. Bardzo tego żałuję. Jest mi przykro, że doszło do tak wielkiej tragedii - kajał się na ławie oskarżonych 43-letni Dariusz M.

Jego proces właśnie zaczął się w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Śledczy nie mają wątpliwości, że wina Dariusza M. jest bezsporna.

- Oskarżony co najmniej dwa razy uderzył pięścią w twarz pokrzywdzonego, który przewrócił się na chodnik, uderzając głową o beton - zaznaczyła prokurator Magdalena Mazurek-Wardak z Prokuratury Rejonowej Łódź-Polesie, przedstawiając w sądzie akt oskarżenia.

Do zdarzenia doszło przed sklepem na Retkini 8 lipca 2017 roku. Ofiarą był 66-letni Ryszard S., który doznał ciężkich obrażeń. Został przewieziony do szpitala. Niestety, lekarze nie zdołali go uratować. Pacjent zmarł nazajutrz. Sekcja zwłok wykazała, że 66-latek miał m.in. krwiaka mózgu i złamanie podstawy czaszki.

Stąd zarzut prokuratorski: uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi do dwóch lat więzienia. Prokurator Mazurek-Wardak zwróciła też uwagę, że oskarżony Dariusz M. za podobne przestępstwa został skazany w marcu 2010 roku na pięć lat więzienia.

Odpowiadając na pytanie sędzi Agnieszki Boczek, Dariusz M. wyjaśnił, że posiada wykształcenie zasadnicze zawodowe i że przed aresztowaniem pracował jako kierowca w firmie budowlanej. I podkreślił, że nie przyznaje się do zarzutów. Zarówno on, jak i jego obrońca adwokat Tomasz Barański utrzymują, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.

Wyrażam wielkie ubolewanie w związku z tym, co się stało. Wobec znieczulicy, jaka wokół nas panuje, chciałem zareagować jak normalny człowiek. Po prostu chciałem pomóc ekspedientce. Jak normalny obywatel. Nikomu nie chciałem zrobić krzywdy - przekonywał Dariusz M.

I opowiedział, jak doszło do tragedii. Z jego relacji wynikało, że 8 lipca 2017 roku wracał z Festiwalu Koloru i wstąpił do sklepu, aby kupić piwo. W sklepie była samotna sprzedawczyni za ladą oraz klienci. Wśród nich był Ryszard S., którego oskarżony znał z widzenia. Ekspedientka poprosiła 66-latka, aby wyszedł ze sklepu, ponieważ pachnie nieprzyjemnie. W tej sytuacji oskarżony poparł kobietę i też zaczął się domagać, aby opuścił sklep, jednak 66-latek ani myślał wychodzić.

- Ryszard S. powiedział do mnie, abym się odczepił i zagroził, że wezwie policję. Wówczas chwyciłem go za ramię i wyprowadziłem ze sklepu. Wtedy Ryszard S. uderzył mnie w twarz, ale krzywdy mi nie zrobił. Chciałem do niego powiedzieć „Co ty, Ryszard, gryziesz rękę, która cię chroni”, ale nie zdążyłem, ponieważ on potknął się o wystającą kostkę brukową i runął na ziemię. To stało się tak szybko, że nawet nie zdążył się podeprzeć. W wyniku upadku stracił przytomność i zaczął krwawić - zeznał Dariusz M.

Po tym zdarzeniu oskarżony miał być tak zdenerwowany, że najpierw zadzwonił do straży pożarnej, a dopiero potem do pogotowia ratunkowego, gdzie usłyszał, że karetka została już wysłana, gdyż wcześniej ktoś w tej sprawie zadzwonił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki