Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dym śmierdzi zgodnie z przepisami. Studenci Politechniki Łódzkiej i mieszkańcy ul. Wróblewskiego walczą z uciążliwym dymem

Matylda Witkowska
Matylda Witkowska
Łukasz Kasprzak/archiwum Dziennika Łódzkiego
Mieszkańcy ulicy Wróblewskiego i studenci Politechniki Łódzkiej od kilku lat próbują pozbyć się cuchnącego i drapiącego w gardle dymu emitowanego przez producenta tkanin Ar-Pol. Niestety prawo stoi po stronie fabryki. A ludzie wdychający opary zastanawiają się co w nich jest.

Drapie w gardło, zatyka nos, nie pozwala normalnie oddychać. Tak działa dym emitowany przez pracującą na zapleczu Politechniki Łódzkiej wytwórnię i wykańczalnię tkanin Ar-Pol. Dym od lat zatyka oddech o różnych porach doby. I nic nie można na to poradzić.

- Gdy tylko wyjdziemy na dwór zaraz szczypie w gardło i w oczy. Nie da się wytrzymać - mówi mieszkanka ulicy Wróblewskiego. - To kwaśny, jakby octowy odór - dodaje.

Dym z kominów fabryczki leci bardzo często, chociaż jego uciążliwość zależy od pogody. Gdy wiatr wieje w stronę alei Politechniki, mieszkańcy mogą odetchnąć. Wtedy jednak cierpią studenci. Starają się nie otwierać okien, a kiedy muszą przejść ulicą kryją twarze w szalikach lub wstrzymują oddech. Boją się, że dym jest niebezpieczny dla zdrowia.

Mieszkańcy ulicy Wróblewskiego w ubiegłym tygodniu złożyli skargę do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi z prośbą o pomoc. Wielokrotnie o pomoc urzędników apelowała Politechnika Łódzka.

Ale szanse na zlikwidowanie dymu są zerowe. Z kilku powodów.

Po pierwsze WIOŚ kilka lat temu kontrolował opary i okazało się, że nie są one niebezpieczne. Po drugie instalacja ma na tyle mały zasięg, że jej używanie nie wymaga zezwolenia. Po trzecie w polskim prawie nie ma przepisów, które pozwalałyby karać przedsiębiorcę za emitowany smród. Jeśli nie wytwarza on substancji toksycznych, hałasu, odpadów czy fal elektromagnetycznych nic nie można zrobić.

- W polskim prawie nie ma norm dotyczących zapachu, do których można by się odnieść – przyznaje Artur Owczarek, dyrektor WIOŚ. - Zapach jest jedynie przedmiotem subiektywnej oceny – dodaje.

W 2017 r. WIOŚ przeprowadził w firmie Ar-Pol kontrolę. Ale znalazł tylko drobne uchybienia, np. dotyczące hałasu czy dokumentów. Żadne z nich nie dotyczyło dymu. WIOŚ wystąpił do Urzędu Miasta Łodzi, aby wymusił na firmie zrobienie przeglądu ekologicznego. Magistrat odmówił. Uznał bowiem, że nie ma do tego podstaw.

Mieszkańcy i studenci walczą od lat i czują się coraz bardziej bezradni. My o problemie pisaliśmy już rok temu. Andrzej Rutkowski, właściciel firmy wyjaśniał nam wówczas, że z kominów leci jedynie para wodna, bo używane w zakładzie farby są na bazie wody. - Od tego czasu nic się nie zmieniło - mówi dziś Rutkowski.

Tymczasem podobny problem mają też mieszkańcy innych dzielnic. Według WIOŚ są w Łodzi jeszcze co najmniej trzy takie miejsca w których mieszkańcy narzekają na dymy o nieprzyjemnym zapachu.

- Ten problem pojawia się wszędzie tam gdzie jest styk zabudowy przemysłowej i mieszkalnej - przyznaje Owczarek.

Co śmierdzi w Łodzi? Są skargi do WIOS-iu ale przepisy nie pozwalają ukarać za smród

Problem mieszkańców Łodzi z brzydkimi zapachami pojawia się co kilka miesięcy. Na początku marca odory wytwarzali okoliczni rolnicy wylewający na pola gnojowicę, w sierpniu ubiegłego roku ferma kurza, która rozrzuciła obornik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki