18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekumeniczny śmigus-dyngus po łódzku

Wiesław Pierzchała
I co tu wybrać: babkę, pisankę czy cukrowego baranka?
I co tu wybrać: babkę, pisankę czy cukrowego baranka? Reprodukcja/Łukasz Sobieralski
Niemcy nie święcili pokarmów wielkanocnych ani nie ubierali w świątyniach Grobu Pańskiego. Dla Polaków były to dwa ważne i symboliczne wyróżniki świąt wielkanocnych. Rosjanie obchodzili Wielkanoc zwykle po Polakach i Niemcach, pozdrawiali się słowami "Christos woskries" i mieli aż 11 dni wolnych od pracy. Tak było w dawnej Łodzi, gdzie Wielkanoc zgodnie, lecz nie wspólnie, świętowali katolicy, protestanci i prawosławni.

Niemcy szczególnie uroczyście obchodzili Wielki Piątek, czyli dzień Męki Pańskiej, który dla protestantów był najważniejszym świętem w roku. W fabrykach i sklepach należących do protestantów ten dzień był wolny od pracy. Wszystko po to, aby wierni mogli tłumnie przybyć do kościołów na mszę św. o godz. 15, czyli o porze, kiedy Syn Boży skonał na krzyżu.

Do której świątyni?

Wierni pochodzenia niemieckiego gromadzili się w Łodzi w trzech świątyniach. Najstarsza z nich to kościół św. Trójcy przy placu Wolności. Zbudowano go w latach 1826 - 28. Był bliźniakiem pobliskiego ratusza. Z czasem okazał się zbyt mały, dlatego na przełomie lat 80. i 90. XIX stulecia przebudowano go na okazałą neorenesansową świątynię z narożnymi wieżyczkami i kopułą pośrodku.

W 1884 roku wybudowano kościół św. Jana przy ul. Sienkiewicza. Stało się to możliwie dzięki królowi bawełny Karolowi Scheiblerowi, który wyłożył na tę inwestycję 50 tys. rubli. Powstała neoromańska bazylika z potężną wieżą i dwiema wieżyczkami, która po ostatniej wojnie znalazła się w gestii jezuitów. Słynęła z wybornego chóru parafialnego, którego popisowym występem było wykonanie podczas liturgii wielkopiątkowej fragmentu utworu Józefa Haydna "Siedem ostatnich słów Jezusa na krzyżu".

Trzecia świątynia ewangelicka to oczywiście monumentalny, neoromański kościół św. Mateusza przy ul. Piotrkowskiej z wieżą i wielkimi rozetami po bokach, którego budowa - z powodu I wojny światowej - ciągnęła się od 1909 do 1928 roku.

- Dla Niemców, którzy nie szykowali święconek i nie budowali Grobu Pańskiego, Wielka Sobota nie była dniem szczególnym. Niedzielę zaczynali zaś wielką kanonadą z okazji zmartwychwstania Chrystusa, która zaczynała się po północy i trwała aż do rana. Tego dnia świątynie protestanckie znów były pełne - opowiada kustosz Barbara Chlebowska z działu wierzeń, obrzędów i folkloru Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi.

W rodzinach niemieckich bardzo popularny był zwyczaj szukania przez dzieci jajek i słodyczy, które w Wielki Czwartek przynosił zając i chował przemyślnie w ogrodzie lub mieszkaniu. Ewangelicy nie malowali jajek, ale - dla ozdoby - owijali je w folię, bibułkę lub sreberko. Atrakcją były też łakocie, których dzieci już od niedzielnego poranka szukały w domowych zakamarkach lub wśród krzewów w ogrodzie.

Po owocnych poszukiwaniach wszyscy szli do jadalni, gdzie jedną z ozdób stołu świątecznego był zając z czekolady, który z czasem zagościł także w polskich domostwach. Następnego dnia na ulicach i podwórkach, w mieszkaniach i rezydencjach obchodzono śmigus-dyngus.

U Scheiblerów, Kindermannów i Biedermannów w ruch szły flakony wykwintnych perfum i wody kolońskiej, w rodzinach robotniczych chwytano za wiadra i kubły. Podczas tych szaleństw skupiano się na pannach, które często przemokły do suchej nitki. Płoche niewiasty głośno pomstowały, ale w duchu radowały się, gdyż był to znak, że mają duże wzięcie u kawalerów. Dlatego te niebogi, których nikt nie polał, same to czyniły w ukryciu, po czym wpadały na podwórko krzycząc wniebogłosy: Olaboga, jak mnie okrutnie zmoczyli!

- W lany poniedziałek w rodzinach niemieckich uderzano się też, oczywiście z wyczuciem, gałązkami z jałowca. Było to nawiązanie do korony cierniowej Zbawiciela, mające zapewnić wypędzenie z wiernych gnuśności i lenistwa - tłumaczy Barbara Chlebowska.

W cerkwiach

Niemców przed I wojną światową było w Łodzi ponad 80 tys., Rosjan zaledwie 3 tys. A to dlatego, że wśród nich dominowali urzędnicy, wojskowi i policjanci, czyli przedstawiciele władzy.

Modlili się w trzech świątyniach. Najsłynniejsza z nich to cerkiew św. Aleksandra Newskiego. Stanęła przy Dworcu Fabrycznym, aby każdy przybysz uprzytomnił sobie, kto rządzi w Łodzi. Inicjatorem budowy był gubernator z Piotrkowa Trybunalskiego, który nakłonił łódzkich fabrykantów - z Scheiblerem, Poznańskim i Heinzlem na czele - do postawienia świątyni w podzięce za ocalenie życia carowi Aleksandrowi II, który wyszedł cało z zamachu.

Cerkiew w stylu rosyjsko-bizantyjskim była gotowa w 1884 roku. Wkrótce powstały dwie kolejne - św. Olgi przy ul. Piramowicza (1895) i garnizonowa przy ul. św. Jerzego (1896).

Prawosławni posługiwali się kalendarzem juliańskim, zaś katolicy i ewangelicy - gregoriańskim. W obu kalendarzach święta wielkanocne były ruchome. Wszystko to sprawiało, że Rosjanie obchodzili je zwykle od jednego do trzech tygodni po Polakach i Niemcach. Ci ostatni zazdrośnie spoglądali ku prawosławnym, którzy w tym czasie mieli aż 11 dni wolnych od pracy: od Wielkiego Czwartku do niedzieli po świętach.
Same święta zaś trwały trzy dni: w niedzielę, poniedziałek i wtorek. Dlatego wierni obrządku wschodniego mogli powoli i w skupieniu celebrować Wielkanoc, pozdrawiając się tradycyjnym "Christos woskries" (Chrystus zmartwychwstał) i słysząc w odpowiedzi "Woistinu woskries" (naprawdę zmartwychwstał).

Rosjanie gromadzili się na najważniejszej mszy św. będącej odpowiednikiem katolickich rezurekcji. Zaczynała się po północy z soboty na niedzielę.

Wierni tworzyli procesję, która - przy biciu dzwonów - trzy razy okrążała cerkiew u zbiegu ulic Narutowicza i Kilińskiego, po czym pop trzy razy uroczyście uderzał krzyżem w drzwi świątyni, co symbolizowało usunięcie kamienia z grobu Chrystusa.

Nabożeństwo trwało kilka godzin, po czym zmęczeni, ale szczęśliwi wierni wracali do domów. Czekały tam na nich stoły suto zastawione świątecznymi smakołykami, wśród których była tradycyjna święconka dzień wcześniej przyniesiona z kościoła.

Pascha też u Rosjan

- Wśród potraw wyróżniała się pascha, czyli rodzaj sernika, na który składały się m.in. masło, żółtka, twaróg, rodzynki, migdały i skórka pomarańczy - wyjaśnia pani kustosz. - Deser ten był w kształcie piramidy egipskiej, a to dlatego, że nawiązywał do żydowskiego święta Pesach obchodzonego na pamiątkę wyjścia Żydów z niewoli egipskiej. To przykład związków między religią prawosławną a judaistyczną.

W polskich domach jedną z największych atrakcji było szykowanie pisanek i pieczenie ciast: od babek i makowców do sękaczy i mazurków. Dlatego przez cały dzień pachniało lukrem, bakaliami i skórką pomarańczy. Jeśli chodzi o malowanie jajek, to najczęściej używano naturalnych barwników - cebuli i kory drzew. Cebula dawała kolor brązowy, dąb - brązowoczerwony, zaś klon i olcha - prawie czarny.

Niekiedy na skorupki mozolnie nanoszono różne wzory i wtedy powstawały klasyczne pisanki będące ozdobą świątecznych stołów i koszyków ze święconką.

Oprócz pisanek w koszykach nie mogło zabraknąć wędlin, chleba, ciasta, a także chrzanu jako znaku goryczy Męki Pańskiej oraz masła jako symbolu słodyczy zmartwychwstania Jezusa.

Na narodową nutę

Święconki zanoszono do kościołów, w których wzrok przyciągał Grób Pański. Bywało, że dekoracje miały wymowę narodową i patriotyczną. A to dlatego, że śmierć Chrystusa porównywano do śmierci Polski pod zaborami, w obu przypadkach liczono na rychłe wskrzeszenie.

Wśród kościołów najważniejsza była strzelista, neogotycka katedra św. Stanisława Kostki przy ul. Piotrkowskiej. Komitet jej budowy zawiązał się w 1895 roku. Pierwsze skrzypce grał w nim baron Juliusz Heinzel, najbogatszy przemysłowiec wyznania katolickiego.

Starania komitetu skończyły się zbudowaniem w 1912 roku bazyliki trójnawowej ze stumetrową wieżą, jedną z najwyższych w ówczesnej Polsce. Wewnątrz uwagę przyciągały barwne witraże oraz neogotycki ołtarz i ambona.

Wcześniej postawiono dwa inne ważne kościoły: Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (1897) przy pl. Kościelnym oraz Podwyższenia Świętego Krzyża (1875) u zbiegu ulic Tuwima i Sienkiewicza.

Co ciekawe, do budowy tej drugiej świątyni cegiełkę dołożyła ewangelicka rodzina Scheiblerów. Ufundowała ona i sprowadziła z Berlina cztery figury ewangelistów, które umieszczono na wieży kościelnej.

Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny zbudowano w miejscu po drewnianym kościółku św. Józefa, który w dobie Łodzi przemysłowej nie był w stanie pomieścić nawet części wiernych. Dlatego rozebrano go i przeniesiono na skwer przy ul. Ogrodowej, gdzie stoi do dzisiaj.

Kościoły wypełniały się po brzegi. Po powrocie do domu można już było biesiadować. Starsi zasiadali przy stołach, zaś młodsi oddawali się grze w walatkę. Polegała ona na toczeniu pisanek tak, aby jedna stuknęła drugą. Wygrywał ten, którego jajko rozbiło jajka adwersarzy.

I tak było do lanego poniedziałku, którego tradycja jednoczyła wszystkich mieszkańców ziemi obiecanej - bez względu na religię, stanowisko i pochodzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki