Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fashion Week: Łódź powoli odbudowuje swoją markę

Joanna Barczykowska
Fashion Week: Łódź powoli odbudowuje swoją markę.
Fashion Week: Łódź powoli odbudowuje swoją markę. Krzysztof Szymczak
Osiemdziesiąt procent gości w pierwszych rzędach na kwietniowej edycji Fashion-Philosophy Fashion Week Poland w Łodzi miało na sobie ubrania polskich projektantów. Kolejni chodzili po showroomie, gdzie było ponad 140 stoisk, żeby kupić ubrania naszych twórców. Polscy projektanci stali się po prostu modni, a moda w Polsce znowu stała się biznesem. Wszystko za sprawą Fashion Week Poland, który od pięciu lat jest organizowany w Łodzi. Impreza ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Podstawowym zarzutem są duże pieniądze, jakie miasto przeznacza na tą imprezę. Chodzi o dwa miliony złotych rocznie. Nie ulega jednak wątpliwości, że Fashion Week stworzył modowy rynek w Polsce, wypromował polskich projektantów, świetnie promuje miasto Łódź jako polską stolicę mody, a teraz jeszcze zaczął nakręcać modowy biznes. Zyskuje na tym Łódź, bo to w naszym szwalniach powstają ubrania prezentowane na tygodniu mody, a potem sprzedawane w butikach.

Ósma edycja łódzkiego tygodnia mody była wielkim sukcesem. Do Łodzi przyjechało aż 12 tys. gości z całego świata. To dwa razy więcej niż przed rokiem, dlatego cztery dni Łódź żyła tylko tym wydarzeniem. W hotelach nie było ani jednego wolnego pokoju. Żadna z dobrych szwalni w mieście nie miała w ciągu ostatnich tygodni wolnego dnia. Wszystko przez kolekcje i ubrania do showroomów, które w 90 proc. zostały uszyte w Łodzi. I to jest dla miasta ogromny sukces tej imprezy. Łódź na rynku modowym staje się ważnym graczem. Nie chodzi tu o wielkie manufaktury czy potęgę włókienniczą. Ta odeszła bezpowrotnie wraz z przeniesieniem produkcji większości polskich firm do Chin i Indii.

Łódź nigdy nie będzie konkurencyjna dla masowej produkcji. Co innego specjalistyczne, szlachetne krawiectwo, jakim cechują się ubrania od projektantów. W Łodzi nadal działa wiele szwalni, które w latach 90-tych przeżyły prawdziwy boom, a następnie mocno odczuły piętno kryzysu. Przetrwały i dziś znów mają szansę na swoje pięć minut. Muszą ją tylko dobrze wykorzystać. W Łodzi zaczynają szyć polscy twórcy. Coraz więcej mówi się o też o otwarciu na Europę Zachodnią. Łódź mogłaby się stać zagłębiem krawiectwa na wysokim poziomie. Od lat częściowo szyje tu np. Hugo Boss. Dla światowych marek i ich klientów bardzo ważna jest informacja "made in UE". Łódź ceną i jakością z powodzeniem mogłaby konkurować np. z włoskimi szwalniami. Angielska firma Burberry od lat szczyciła się tym, że żadna rzecz sygnowana jej marką nie powstała w tanich azjatyckich manufakturach, tylko w europejskich szwalniach. Za tę jakość klienci chcą płacić. - Łódź powoli odbudowuje swoją markę. W Polsce słyniemy ze szlachetnego krawiectwa, dlatego większość projektantów, którzy biorą udział w Fashion Week, dziś szyje w Łodzi, ale nie było tak od początku. Ubrania od projektantów charakteryzują się świetną jakością, a tu potrzeba krawieckiego kunsztu. Łódzkie szwalnie szyją dziś dla większości projektantów i to nas bardzo cieszy - mówi Irmina Kubiak, szef projektu FashionPhilosophy Fashion Week Poland.

W Łodzi szyją Łukasz Jemioł i Natalia Jaroszewska. Tu szyje Agata Wojtkiewicz, a nawet Maciej Zień. Tu w końcu szyją dziesiątki projektantów, którzy swoje kolekcje pokazują w strefie "off" i w showroomach Fashion Week. Spacerując po butikach projektantów wszędzie można było znaleźć rzeczy uszyte w Łodzi. Na stoisku projektantów z designerskimi koszulkami wszystkie były "made in Łódź". Właściciel sklepu internetowego pochodził z Warszawy i z dumą informował, że koszulki dopiero wczoraj wyszły z łódzkiej szwalni. Są to najnowsze wzory po raz pierwszy prezentowane na Fashion Week. Po tygodniu mody wchodzą do stałej sprzedaży, głównie w butikach internetowych.

Internetowe sklepy z ubraniami projektantów to też kolejna nowość na polskim rynku, do powstania której przyczynił się Fashion Week. Pięć lat temu projektanci w sieci praktycznie nie istnieli. Niewielu stać było na stacjonarne butiki w dużych polskich miastach. Większość z nich szyła tylko na zamówienie, a pokaz był dla nich wyłącznie promocją. Dziś kolekcje prezentowane na pokazach praktycznie w całości idą na sprzedaż.

Wzrost liczby znaczących i lubianych polskich projektantów przyczynił się właśnie do powstawania internetowych butików. To bardzo modowe miejsca. Nie znajdziemy tam ubrań z popularnych sieciówek. Są za to ubrania, torebki, buty i biżuteria od projektantów. Wiele z tych rzeczy wykonano ręcznie. Inne zostały uszyte w małych szwalniach, w których przykłada się wagę do jakości uszycia. Koszulki od polskich projektantów nie mają krzywych szwów, ani materiałów, które zbiegają się w praniu. Wszyscy stawiają na jakość i design, bo to jedyna broń, która pozwoli im wygrać z rzeczami produkowanymi w Chinach czy Bangladeszu. Za dobry omen można też uznać ceny w showroomach. Na polskich projektantów stać dziś przeciętnych Polaków. Można tu kupić t-shirt za 80 zł i sukienkę za 200 złotych. Wyższe ceny mają tylko ci najlepsi.

Fashion Week w Łodzi to bowiem nie tylko nowe trendy, medialny szum, ale i modowy biznes. Największy bonus tej imprezy to kupcy, którzy w końcu zaczęli przyjeżdżać do Łodzi. Kolejny to podpisane kontrakty.

Wśród gości Fashion Week było ponad 200 kupców. Przyjechali m.in. z Niemiec, Danii, Anglii, Stanów Zjednoczonych, a nawet Hongkongu i Australii. Wszystko po to, by wybrać najlepsze kolekcje, zamówić je u projektantów i sprzedawać w swoich sklepach.

- Polskimi projektantami bardzo zainteresowane są zwłaszcza sklepy z Anglii. W Wielkiej Brytanii panuje teraz moda na ubrania od projektantów, a te pochodzące od polskich twórców bardzo im się podobają. Mieliśmy też wielu kupców z Warszawy, Gdańska i Poznania. To były osoby, które mają swoje butiki od wielu lat. Sprzedawali w nich głównie odzież z Włoch i Niemiec, ale chcą rozszerzyć asortyment o polskich projektantów. Nawiązali wiele kontaktów, były pierwsze podpisane kontrakty - mówi Agnieszka Jasińska, która opiekowała się kupcami.

Wielkim zwycięzcą jest np. firma Balerina, produkująca rajstopy, która miała swoje stoisko w showroomie. Firma podpisała kontrakt ze Slavą Zaitsevem, ikoną rosyjskiej mody. Projektant przyjechał do Łodzi jako gość specjalny pokazać swoją najnowszą kolekcję. Dodatkowo podpisał kontrakt z polskim producentem rajstop. Tego typu umów było wiele. Dobre kontrakty podpisał m.in. Łukasz Jemioł. Projektant był rozchwytywany przez kupców. Ci mieli też okazję dokładnego zapoznania się z kolekcją.

- Na terenie showroomów mamy tzw. ściankę. To miejsce gdzie po każdym pokazie trafia kolekcja projektanta. Kupcy mogą tu obejrzeć ubrania z bliska. Dotknąć materiał, sprawdzić jak wykonane są szwy. To dla nich bardzo ważne rzeczy - tłumaczy Jasińska.

Do Łodzi przyjechali też kupcy z Sandomierza, którzy mają cztery butiki w galeriach handlowych i kupcy z Tczewa oraz Wrocławia. Wielu z nich to kupcy, którzy w latach 90-tych sprzedawali w butikach ubrania polskich firm odzieżowych. Wejście do Polski licznych sieciówek zabiło ten handel. Przetrwali dzięki sprzedaży włoskich i niemieckich ubrań. Teraz chcą rozszerzyć ofertę o polskich projektantów. Widzą w tym dobry interes.

Ósma edycja tygodnia mody okazała się sukcesem. Organizatorzy w kolejnej chcą zorganizować aż pięć, a nie cztery dni pokazów. Kolejni projektanci są chętni, bo dzięki temu mają szansę sprzedać swoje ubrania. Większa impreza, to też większe koszty.

Fashion Week w Łodzi to ogromne pieniądze. Konieczne, żeby dotrzymać kroku zagranicznym imprezom. Łódzki Fashion Week nie może sobie pozwolić na prowincjonalizm, bo od razu zostałby zdyskwalifikowany przez warszawskie opiniotwórcze media. Nie można też pozwolić sobie na jarmarczność, bo wtedy zamiast z wielką modą łódzki Fashion week kojarzyłby się gościom z czymś w rodzaju Fashion Weekend organizowanym praktycznie przez każde centrum handlowe w Polsce.

Jedna edycja Fashion Week w Łodzi kosztuje około 3 mln zł. Urząd Miasta daje milion. Ekwiwalent reklamowy, jaki w ten sposób uzyskujemy, to 16 mln zł rocznie. W kwietniu do Łodzi przyjechało 550 dziennikarzy, w tym prawie 50 z zagranicznej prasy. Przez kolejne kilka tygodni o łódzkiej imprezie usłyszy cały świat. To duży promocyjny bonus dla miasta. Z badań rynku medialnego widać, że łódzki tydzień mody z roku na rok odbija się w Polsce i na świecie coraz większym echem. Ekwiwalent medialny, czyli liczba publikacji w danym roku na temat łódzkiego Fashion Week, w 2010 roku wynosił pięć milionów złotych. W 2011 roku firmy mediowe wyceniły go już na 18 mln zł. Poprzedni rok był rekordowy, bo przyniósł ekwiwalent medialny w postaci 20 mln zł. Te 20 milionów, mówi o promocji, jaką impreza przynosi również Łodzi.
Przy okazji każdego artykułu zapowiadającego czy relacjonującego Fashion Week pojawiały się informacje o Łodzi i zabytkowych wnętrzach fabryk, w których odbywały się pokazy. Nietrudno zauważyć, że łódzki Fashion Week kilka razy zmieniał miejsca, w których odbywały się pokazy. Wszystko po to, by tysiące gości zjeżdżających na te kilka dni do Łodzi mogli zobaczyć piękne miejsca tego miasta. Pierwsze edycje odbywały się w dawnej Hali Expo. W tym wypadku trudno było mówić o niezwykłej urodzie tego miejsca, ale już kolejne stawiały na "Fabryczną Łódź", która coraz lepiej kojarzy się turystom. Pokaz i gala otwarcia od kilku edycji miały miejsce w hotelu andel's, który na gościach robi niesamowite wrażenie. Pierwsze showroomy były w Manufakturze. Jedna z edycji gościła we wnętrzach Fabryki Geyera i Muzeum Włókiennictwa. Goście byli zachwyceni panującym tam klimatem. Kolejne edycje przeniesiono na teren Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, gdzie znajduje się m.in. zrewitalizowana XIX-wieczna Fabryka Ludwika Grohmana i budynek dawnej hydrofornii. Dzięki temu kolejne tysiące osób mogło poczuć klimat fabrycznej Łodzi, który się niezwykle podobał. Podczas ostatniej edycji zabrakło pokazu w hotelu andel's, ale część imprezy przeniosła się z kolei do zrewitalizowanego Domu Towarzystwa Kredytowego przy ul. Pomorskiej. A to jeszcze nie koniec. Kolejne edycje mają odkrywać przed gośćmi imprezy nowe miejsca Łodzi.

Szukamy nowych pięknych miejsc. Myślimy o budynkach EC1, które są w tym momencie w remoncie. Zastanawiamy się także nad Centrum Promocji Mody Akademii Sztuk Pięknych. Kolejnym awangardowym pomysłem jest lotnisko Lublinek, które w październiku będzie modernizowane. Zobaczymy - mówi Irmina Kłak, szef projektu FashionPhilosophy Fashion Week Poland.
Miasto jest jednym z głównych sponsorów tygodnia mody. Z budżetu Łodzi rocznie na organizację Fashion Week przekazywane są dwa miliony złotych. Jak pokazują badania, ta suma w postaci promocji medialnej zwraca się kilkukrotnie. Ekwiwalent promocyjny to około 20 milionów złotych rocznie.

Do tego dochodzi jeszcze ekwiwalent reklamowy, czy reklamy i spoty telewizyjne wykupione przez naszych sponsorów. Tak jak w zeszłym roku, tak i w tym do Łodzi na Fashion Week zaprasza Polaków firma Carlo Rossi. W telewizji i prasie widzieliśmy też zaproszenia od firmy Palette Schwarzkopf. W zeszłym roku ekwiwalent reklamowy wyniósł aż pięć mln zł. Kolejne kilkaset tysięcy na reklamę wydał organizator. Dzięki temu Łódź nie musi się już dodatkowo reklamować się jako stolica mody.

Dzięki tym pieniądzom Łódź zyskała renomę miejsca, gdzie zrodził się polski tydzień mody i gdzie moda ma swoje źródła. W badaniach zrobionych przez wydział promocji urzędu miasta Łodzi na grupie pięciu tysięcy osób okazało się, że Łódź nadal kojarzy się z włókiennictwem. Twórcy badań wskazali jednak, że Łódź jest doskonałym miejscem do rozwoju przemysłu modowego. I na tym warto się skupić.

Zapisz się do newslettera

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki