Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gen. Skrzypczak znał się na tym, co robił. Nie o każdym ministrze i pośle da się to powiedzieć

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa Grzegorz Gałasiński
Rezygnacji wiceministra obrony Waldemara Skrzypczaka można się było spodziewać - był już zbyt dużym obciążeniem dla Donalda Tuska. Ciągnęła się za nim sprawa braku certyfikatu dostępu do tajnych informacji, później wypłynął list do izraelskiego ministerstwa obrony, który mógł sugerować, że wiceministrowi podoba się pewna firma produkująca drony. Zwłaszcza ta ostatnia sprawa w kontekście przetargu na bezzałogowe samoloty nie wyglądała najlepiej.

Szef Skrzypczaka, minister Tomasz Siemioniak, zachował się jak na przyzwoitym pogrzebie - przede wszystkim docenił zasługi tego, który odszedł. Napisał też, że ma nadzieję, iż wszystkie wątpliwości wokół Skrzypczaka "zostaną w sposób pomyślny dla niego wyjaśnione i będzie się cieszyć zasłużoną dobrą oceną opinii publicznej". Zauważmy, że nie ma w tym obietnicy powrotu na stanowisko, jak to było chociażby w przypadku Sławomira Nowaka.

Czym ostatecznie okażą się "wątpliwości" wokół gen. Skrzypczaka, nie wolno dziś przesądzać, ale wiadomo z góry, że nawet ich rozwianie już nikomu w niczym nie pomoże. Skrzypczakowi też nie.

Mimo tych wszystkich podejrzeń, że może za kimś lobbował, można żałować odejścia Skrzypczaka. Po prostu dlatego, że rzadko trafiają się w MON ludzie, którzy nie tylko znają się na armii, ale i mają wystarczająco dużo odwagi i energii, żeby o nią zadbać.

Miałem okazję poznać gen. Skrzypczaka, kiedy był jeszcze dowódcą Wojsk Lądowych. Był niesłychanie lubiany przez żołnierzy, mając przy tym autorytet. W 2009 roku naraził się ówczesnemu szefowi MON, atakując go za brak odpowiedniego wyposażenia dla polskich żołnierzy na misjach. Musiał zamienić mundur na garnitur, ale w 2011 roku znalazł się w MON.

Tomasz Siemioniak oddał Waldemarowi Skrzypczakowi sprawiedliwość, kiedy stwierdził, że modernizacja techniczna armii była w dużej mierze jego zasługą. Kilka dni przed dymisją Skrzypczaka ministrowie obrony Polski i Niemiec podpisali umowę o sprzedaży Polsce ponad 120 używanych czołgów Leopard. Można sobie kpić, że znowu kupujemy jakieś poniemieckie czołgi, ale i tak są znacznie lepsze od tego, co mamy. Nie mówiąc o tym, że inne armie robią to samo. W tym zakupie z pewnością była ręka gen. Skrzypczaka. O tym, żeby dalej kupować Leopardy, mówił jeszcze jako dowódca Wojsk Lądowych.

Teraz pytanie brzmi nie co dalej ze Skrzypczakiem, ale co dalej po Skrzypczaku. W okresie rządów PiS zapanowała obsesyjna podejrzliwość w sprawie zakupów uzbrojenia, która ciągnęła się przez następne lata. Najlepszym sposobem na uniknięcie podejrzeń o korupcję było nie kupować nic. Tyle że był to prosty sposób na zaprowadzenie armii do Muzeum Wojska Polskiego.

Skrzypczak wiele zmienił, rozkręciły się przetargi. Jego odejście w aurze podejrzeń o lobbing i stronniczość może poskutkować tym, co działo się wcześniej. Najważniejsze będą procedury i strach przed podejmowaniem decyzji, aby tylko nie podpaść CBA lub Służbie Kontrwywiadu Wojskowego.

Teraz najpoważniejszym zmartwieniem, i to nie tylko ministra obrony, jest znalezienie naprawdę dobrego następcy generała Waldemara Skrzypczaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki