MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grek odbierze syna łodziance

Agnieszka Jasińska
Pani Anna nie wyobraża sobie, że będzie musiała oddać pod opiekę Grekom ukochanego Kostusia
Pani Anna nie wyobraża sobie, że będzie musiała oddać pod opiekę Grekom ukochanego Kostusia fot. Jakub Pokora
33-letnia łodzianka przez jeden, nieopatrznie złożony podpis straci syna. Dziecko chce mieć przy sobie ojciec - zamożny Grek. Mężczyzna złożył pozew o przyznanie opieki nad dzieckiem. W Łodzi zapadł już prawomocny wyrok: sąd uznał, że pani Anna uprowadziła syna z domu jego ojca i kazał oddać mu dziecko. Wszystkie instytucje, które kobieta błagała o pomoc, bezradnie rozkładają ręce i mówią, że chłopczyk musi wrócić pod opiekę ojca.

Pani Anna zarabiała na życie jako trenerka koni. Gdy trzy lata temu straciła pracę w Polsce, wyjechała do Grecji. Poznała zamożnego ginekologa, który zaproponował, że ją zatrudni w swojej prywatnej stadninie. Kobieta wspomina, że Ioannis był nią zachwycony, podziwiał zaangażowanie w pracę, adorował.

- Chodziliśmy na romantyczne spacery, zabierał mnie na zakupy, kolacje przy świecach. Zakochałam się. Nagle znalazłam się w świecie, do którego wcześniej nie miałam dostępu - opowiada drobna szatynka. - Po trzech tygodniach znajomości Ioannis mi się oświadczył. Miesiąc później zaszłam w ciążę. Urodziłam synka - Konstantego.

Po narodzinach dziecka Ioannis podsunął łodziance dokument do podpisania. Był spisany po grecku. Pani Anna nie znała dobrze języka - mężczyzna zapewniał ją, że postanowił na piśmie uznać chłopca za swoje dziecko. - Nie miałam powodów, by mu nie wierzyć, nie poprosiłam o tłumaczenie dokumentu - ociera łzy kobieta.

Opowiada, że gdy tylko podpisała papiery, Grek zmienił się nie do poznania. Przestał być czuły, stał się katem. - Znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie. Szarpał za włosy, krzyczał - opowiada pani Anna. - Nie pozwolił mi się kontaktować z rodziną, nie mogłam pojechać do Polski, kiedy moja matka miała zawał. Ioannis zabrał mi nawet komórkę, aby mnie odizolować od znajomych i rodziny. Żyłam tak ponad 2 lata.

Pani Anna postanowiła uciec z potrzasku, w jakim się znalazła. - Powiedziałam Ioannisowi, że idę z Kostkiem na spacer. Wyszłam z domu tak, jak stałam. Wsiadłam do taksówki i pojechaliśmy do mojej przyjaciółki - opowiada kobieta. - Spędziliśmy tam kilka dni.

Przyjaciółka kupiła Annie i Kostusiowi bilet na prom. - Bałam się odprawy paszportowej, ale wszystko się udało. To było w maju ubiegłego roku - opowiada kobieta.

W Łodzi znalazła pracę jako szwaczka. W październiku pani Anna dostała wezwanie do sądu. Ioannis domagał się oddania dziecka.

- Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jednym z dowodów, który pełnomocnicy Ioannisa przedstawili przed sądem, był dokument, który podpisałam po urodzeniu dziecka - opowiada kobieta.
Okazało się, że pani Anna podpisała dokument ustanawiający, tzw. domicyl Konstantego w Grecji. Dokument ten, z prawnego punktu widzenia, wskazuje miejsce stałego zamieszkania. - Wynika z niego, że gdybym chciała wyjechać z Grecji, to dziecko musi zostać z ojcem - opowiada.

Łódzki sąd nie poprosił o badanie psychologiczne dziecka i nie sprawdził, jaka jest więź pomiędzy ojcem a synem. - Poprosiliśmy o to, ale sąd odrzucił wniosek, twierdząc, że zwróciliśmy się o to zbyt późno - mówi mec. Krzysztof Stępniewicz, pełnomocnik pani Anny. Zapowiada apelację.

Decyzją sądu jest zaskoczona Joanna Kluzik-Rostkowska, zasiadająca w Sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.

- Sąd w pierwszej kolejności powinien myśleć o dziecku. Niepokoi mnie, że nie przeprowadzone zostały badania psychologiczne. Skoro dziecko ma w Polsce dobrą opiekę, to czy sąd powinien decydować o wysłaniu go jak walizki do innego kraju? - zastanawia się parlamentarzystka.

Pani Anna postanowiła prosić o pomoc Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Rafał Sobczak z resortu odsyła ją do Ministerstwa Sprawiedliwości. Ale i tam pani Anna niczego nie wskóra. - Jako ministerstwo nie odnosimy się do decyzji sądów - mówi Joanna Dębek z MS.

Decyzję łódzkiego sądu popiera Ireneusz Dzierżęga z Centrum Praw Ojca i Dziecka. - Przecież ten chłopiec nie trafi do obcego człowieka. Nawet po takiej rozłące dziecko rozpozna ojca i będzie mogło być z nim szczęśliwe. Mama Konstantego mogła przejąć nad nim opiekę. Jeśli była bita przez partnera, mogła zgłosić to do greckiej policji. Wtedy ojciec nie mógłby przejąć opieki nad dzieckiem - mówi.

Wyrok od wczoraj jest prawomocny. Ojciec Konstantego w każdej chwili ma prawo zapukać do drzwi pani Anny i zabrać z sobą syna do Grecji. Teraz łodzianka może co najwyżej negocjować z adwokatami partnera sprawę odwiedzin synka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki