Nie wyglądają na hiphopowców. Grzegorz przychodzi na spotkanie w długim, eleganckim płaszczu i koszuli, Mateusz w dżinsach i zwykłej bluzie. Żadnych szerokich spodni z obniżonym krokiem.
- Tak bywa! - śmieje się na uwagę o stroju Grzegorz Cota, łódzki student, który od prawie roku prowadzi portal Lodzki-rap.pl, promujący zespoły hip-hopowe z Łodzi i województwa.
Nie tylko muzyka
- My promujemy hip-hop, a to nie tylko muzyka - podkreśla Grzegorz Cota. - To cała kultura, a więc taniec, graffiti, styl życia, ubierania. Niektórzy do tego wliczają grę w "zośkę" i jazdę na deskorolce. Pojęcie kultura hip-hopowa jest naprawdę bardzo obszerne.
Ale wszystko zaczęło się od muzyki. Często rap traktuje się jako synonim hip-hopu.
- Rap to muzyka, hip-hop to szersze pojęcie - przekonuje Grzegorz Cota.
Mateusz Buczkowski, czyli BCZ szykuje się do wydania swojej pierwszej płyty. Jest łodzianinem, chce, by o albumie i granej przez niego muzyce usłyszała cała Polska.
- Muzyka w rapie musi być ciepła, przyjemna, trafiać do słuchacza, do jego upodobań - wyjaśnia Mateusz. - Jest tworzona na bazie bitów starych utworów jazzowych, funkowych, soulowych. Tą drogą trafiamy do ugruntowanych upodobań muzycznych słuchacza.
Muzyka jest ważna, ale jeszcze ważniejsze są słowa.
- Tekst musi trafiać do serca - zapewnia Mateusz, który sam tworzy słowa utworów. - Ma powiedzieć o czymś, z czym człowiek słuchający piosenki będzie się utożsamiał.
Teksty muszą być prawdziwe, bo ludzie szybko wyczują fałsz. Rap to taki gatunek, gdzie raper sam pisze teksty. Mateusz rapuje o sobie. W swoim życiu musiał pokonać wiele problemów. Teraz przez muzykę chce pokazać, że można wyjść ze wszystkich kłopotów.
- Dużo serca wkłada się w nagranie każdego bitu, każdego utworu - mówi Grzegorz Cota. - Bywa, że jeden kawałek nagrywa się po dwadzieścia razy, by idealnie płynąć po bicie.
Hip-hop nazywa się muzyką, kulturą blokowisk, bo tam ona powstawała.
Mateusz wyjaśnia to prosto. Dużą część naszego krajobrazu tworzą właśnie osiedla z blokami. Mieszka tam głównie tzw. klasa średnia.
- Pierwsi polscy raperzy pochodzili z tej klasy - przypomina Mateusz. - Nie są bogaci. Mają jednak swoje życiowe cele, chcą je spełnić, ale nie przychodzi im to łatwo. Dlatego utwory hip-hopowe w Polsce mówią przede wszystkim o tym, do czego się dąży. I pokazują, że z najniższego miejsca można trafić na sam szczyt.
Niektórzy za pierwszego polskiego rapera uznają... Franka Kimono. Na poważniej wymienia się Kazika. Ale tak naprawdę pierwszy był Liroy z Kielc.
Dziś już mało kto pamięta, że przez wiele lat polski hip-hop istniał trochę na marginesie muzyki. Zespoły za własne pieniądze nagrywały płyty, jeździły na koncerty. W radiu puszczano wprawdzie co jakiś czas piosenki Liroya, ale szybko wzbudziły one protesty, bo co drugie słowo było wulgarne. Dlatego na długo polski rap kojarzył się z wulgaryzmami. Jeszcze dziś znajdzie się je w hiphopowych tekstach, ale kiedy się im uważnie przysłuchać, odnajduje się też treści dla bardziej wymagających.
Teksty polskich raperów stały się przesłaniem dla milionów młodych ludzi, żyjących w wielkich blokach wielkich miast, ale i w miasteczkach.
Najbardziej znanym łódzkim raperem jest O.S.T.R-y, 32-letni dziś Adam Ostrowski, który od 2000 roku prowadzi solową działalność.
- W województwie jest 10-15 osób, które tworzą na większą skalę, znane są w Polsce - uważa Cota.
Wymienia m.in. Familia H.P., Spinache, Zeusa, Lilu oraz NTK, działający na rynku już ponad piętnaście lat. Są też młodsi stażem wykonawcy, jak: Green, Pesante, Dwa Sławy, Joteste.
- Jest wiele osób, które rapują, ale ich muzykę zna się na osiedlu, w kilku blokach - dodaje Cota. - Tworzą dla znajomych i to im wystarcza. Inni chcą zrobić więcej. Pracują, a większą część pieniędzy, które zarobią, ładują w wydanie płyty. Nie wystarczą im MP3. Chcą zostać zauważeni.
Potrzebna nadzieja
Mateusz nagrał materiał na pierwszą płytę. Teraz czeka na jej wydanie. W internecie można już posłuchać jego singla. Hip-hopu zaczął słuchać w podstawówce. Z czasem zamarzył, by samemu tworzyć.
- Kaliber 44, Paktofonika reprezentują poważny, głęboki, trochę mroczny klimat polskiego rapu - mówi Mateusz. - A ja wolę pozytywne, funkowe, a nawet discofunkowe klimaty. Podobnie jak Zeus.
Tacy wykonawcy jak Peja rapują o biedzie, narkotykach. Reprezentują uliczny hip-hop.
- Ta muzyka jest skierowana do fanów piłki nożnej, do tych, którzy nie są, delikatnie mówiąc, miłośnikami policji - twierdzi Mateusz.
On rapując chce dać ludziom trochę radości.
- Mieszkam w Łodzi, mieście, gdzie jest naprawdę wiele ciężkich sytuacji - mówi. - Wielu ludzi straciło już wszelką nadzieję. Swoją muzyką chcę im dać wiarę, że może być lepiej, że można coś zmienić.
W utworze "Światła, muzyka" Mateusz jako BCZ rapuje: "Stawiam stopy na scenie. Do dziś zwą mnie tym podłym raperem. Za sobą zostawiam sforę klaunów, a ty nadstawiaj plecy pod twój młody fanklub. Jeśli w mojej muzie czujesz miód i cukier, to z ciebie pusty głupiec".
I jeszcze jeden cytat: "Nie jestem kleptomanem, nie kradnę fanek, tym, co chciałem, ukradłem talent. Jeśli nie wierzysz w moje like na fejsie, przekonasz się, tylko wreszcie wpadnij na backstage....
Hip-hop kojarzy się ze stylem ubierania - czapka bejsbolówka, luźna bluza, "bagi", czyli szerokie spodnie z obniżonym krokiem. Wielu znanych raperów tworzy własne marki, pod którymi sprzedaje hiphopowe akcesoria.
- Wielu raperów nie nosi się hiphopowo, ale tworzy bardzo fajną muzykę - mówi Grzegorz. - Hip-hop to też graffiti, które wielu ludzi kojarzy z wandalizmem. Ale Łódź pokazuje, że graffiti może być sztuką. Dowodem murale, które można podziwiać na ścianach. No i grafficiarze nie są ludźmi, którzy tworzą w kominiarkach...
Zacznij od Bacha...
Grzegorz słucha hip-hopu, bo znalazł w tej muzyce coś, co mu się podoba.
- Kiedyś słuchałem muzyki klasycznej, m.in. Chopina, Bacha - opowiada. - Potem nosiłem długie włosy, słuchałem heavy metalu, skakałem na koncertach. Teraz czas na hip-hop. Jestem otwarty, nigdy nie zamknąłem się na inne gatunki muzyki.
Zdaniem Mateusza i Grzegorza, popularność filmu "Jesteś Bogiem" wynika z tego, że teksty Magika i "Paktofoniki" trafiały do ludzi, którzy przed laty słuchali ich muzyki, ale też trafiają do współczesnych słuchaczy. Młodzi ludzie dalej mogą utożsamiać się z ich piosenkami.
- Mówią o życiu, miłości, problemach, które przeżywają młodzi ludzie - dodaje Mateusz.
Ich zdaniem, to nie jest film o hip-hopie, ale o problemie społecznym.
- To nie "Kasia i Tomek", gdzie są wymyślone problemy i warszawskie wnętrza - mówi Cota. - W "Jesteś Bogiem" mamy normalnych ludzi. Na ich miejscu mógłby się znaleźć każdy chłopak z osiedla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?