Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Bławut: Bohaterowie moich filmów nie są mi obcy, ale nie chcę już poznawać nowych

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
O bohaterach swoich filmów dokumentalnych, o łączących ich relacjach, a także o tym, dlaczego teraz zajmie się reżyserowaniem filmu fabularnego o polskim okręcie ORP „Orzeł” - opowiada reżyser Jacek Bławut, który od lat mieszka w Łodzi.

Kręci Pan jeszcze filmy dokumentalne?
Już od ładnych paru lat nie. Nakręciłem tych filmów bardzo dużo. W pewnym momencie uznałem, że to wszystko pobierało ze mnie za dużo prądu, a za mało było doładowywania. Szczególnie „Szczur w koronie” był dla mnie trudnym filmem, który wiele mnie kosztował. Zresztą żaden nie był łatwy. Przychodzi czas, gdy trzeba opowiedzieć coś o sobie.

Był czas, gdy bohaterowie filmów bardzo wnikali w Pana życie, jak choćby Michał, bohater „Szczura w koronie”, telenoweli „Ja, alkoholik”...
Z dużą intensywnością. Zajmowałem się innymi, teraz warto znaleźć czas dla siebie. Chciałem opowiedzieć o tym, co artyście jest bliskie, powiedzieć coś własnym głosem, zobaczyć coś nowego.

Michał nie żyje. Ma Pan jeszcze kontakt z innymi bohaterami swoich filmów dokumentalnych?
Mam kontakt z Robertem, bohaterem „BornDead”. Często do mnie dzwoni. Na pewno ten film i nasze spotkanie dużo mu dało. Jest innym człowiekiem. Dostał nagrodę za tę wolę bycia lepszym. Narodził się na nowo. Ma córeczkę, wszystko mu się układa. Jest szczęśliwy człowiekiem.

A co dzieje się u Marka Piotrowskiego, znanego przed laty kick boksera, który został bohaterem filmu „Wojownik”?
Nie mamy kontaktu. Kiedyś próbowałem go nawiązać. Wydaje mi się, że zamknął się przed światem. Zaczynam podejrzewać, że nie spełniło się to, na co liczył. Marek choruje na parkinsona. Ta choroba nie daje mu możliwości pełnego powrotu do życia. Słyszałem tylko, że nie spełniło się to, na co liczył, czyli pełny powrót do zdrowia.

Jerzy Orłowski, łódzki weterynarz, był bohaterem i narratorem telenoweli „Ja, alkoholik”...
Niestety Jurek już nie żyje. Zmarł niedawno. Spotykaliśmy się... Ostatnio umawialiśmy się na zieloną herbatę. Jurek ją kupił, bo wiedział, że lubię ją pić. Niedaleko mnie, na Retkini miał ogródek działkowy. Mobilizowałem się, by spotkać się w nim z nim i wypić tę herbatę. Nie zdążyłem. Zmarł nagle. Od czasu do czasu musiał zmierzyć się z chorobą, ale miał długie okresy abstynencji.

Inni bohaterowie tej telenoweli żyją?
Tak. Wiem, że ułożyło się Jackowi, byłemu piłkarzowi. Rozmawiałem z nim pół roku temu. Osiągnął pełen sukces, czego zupełnie bym się nie spodziewał. Ale poznał kobietę, nie pije już cztery lata. Trzymam kciuki za Jacka, by dalej mu się udawało. Co miesiąc, dwa otrzymuję wiadomości do Staszka. Mówi, że porzucił picie w chwili, gdy robiliśmy film. I od tego czasu się trzyma. Słyszałem, że Konrad z Ozorkowa ciągle zmaga się z problemem.

Gdy Pan słyszy o sukcesach bohaterów, to się Pan cieszy, bo to także Pana zasługa, że wygrywają z nałogiem?
Ale to przede wszystkim ich sukces, zwycięstwo. Ich wola, walka, wysiłek. Sobie mogą to tylko zawdzięczać.

Mijają lata, a bohaterowie nie są Panu obcy...
Tak, choć nowych nie chciałbym już poznawać.

Jeden z Pana ostatnich filmów dokumentalnych „Wirtualna wojna” opowiada o młodych ludziach, którzy grając w grę komputerową, wcielają się w pilotów z czasów II wojny światowej...
Rodziło się wtedy życie w świecie wirtualnym. Byłem tego świadkiem. Patrzyłem, jak można w tym świecie spędzać życie. Teraz to przybiera różne formy. 30 milionów ludzi walczy w czołgach, inni zbierają złom w kosmosie. Ale „Ił-2 Szturmowiec” to było coś niesamowitego. Ludzie jednoczyli się w całe dywizjony. Towarzyszył im z wielką intensywnością ten duch, demon II wojny światowej. Była to niespotykana sytuacja. Myślę, że już wygasła, ale może wiąże się to z oczekiwaniem na wyższy poziom przeżywania, podniesienia poziomu realizmu. Wtedy każdy chciał zmierzyć się nie tylko z przeciwnikiem, ale i własną słabością. Zmierzamy w tym kierunku, że doznawanie takich emocji może stać się groźne dla nas.

Film o wirtualnych pilotach był jednym z ostatnich Pana filmów dokumentalnych. Jeden z pierwszych nakręcił Pan o „Cyrku Skalskiego”. To przypadek?
Nie, bo kiedyś chciałem być pilotem. Był nim mój ojciec. Teraz, gdy słyszę, że ma powstać film o Dywizjonie 303, to myślę, że to przecież mój film, temat, ja go powinienem zrobić!

Ale szykuje się Pan do innego filmu fabularnego, o okręcie podwodnym ORP „Orzeł”...
No tak. To też była moja fascynacja. Urodziłem się i wychowywałem na zupełnym odludziu, w zamku Grodno. Bliskie mi były lochy, zbroje, średniowieczny klimat. Teraz próbuję zebrać ostatnie pieniądze na film fabularny, którego akcja rozgrywa się w głębinach. Oparty o prawdziwą historię naszego słynnego okrętu ORP „Orzeł”. Znamy ją z filmu Leonarda Buczkowskiego. Okręt ten uciekł z Tallina, gdzie był internowany, do Anglii. Ja tę historię zaznaczę w prologu. Jednak generalnie jest to próba odtworzenia ze strzępów dokumentów ostatniego patrolu. Włożyłem w to wieloletnią pracę. Teraz chcę przepłynąć z nimi ten ostatni patrol, z którego już nie wrócili. Ale też tak na 100 procent nie wiadomo, co się z nimi stało. Już trzeci rok zanurzam się z nimi, więc myślę, że jeszcze raz się z nimi wynurzę.

Kiedy rozpoczną się zdjęcia?
Planujemy zacząć je jesienią. Chcemy zdążyć na wspaniałe rocznice, które są przed nami. A więc 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, Polskiej Marynarki Wojennej, 85-lecie podniesienia bandery na ORP „Orzeł”. Scenariusz filmu napisałem, gdy nie było mody na te tematy. Teraz zainteresowanie bardzo wzrosło. Scenariusz przeszedł przez Polski Instytut Sztuki Filmowej, został bardzo dobrze przyjęty, dostałem pieniądze na realizację filmu. Prowadzę już zaawansowane rozmowy na temat budżetu.

Długo przygotowuje Pan swoje filmy fabularne. Tak było z „Jeszcze nie wieczór”.
Przygotowywałem się do niego 11 lat. Wynikało to z ciągłego poszukiwania pieniędzy. Mam nadzieję, że w przypadku „Orła” nie będzie to trwało 11 lat. Jeśli chodzi o „Jeszcze nie wieczór”, to ciągle musiałem zmieniać scenariusz, bo umierali wiekowo zaawansowani aktorzy, którzy mieli zagrać w tym filmie. W ORP „Orzeł” będzie grało wielu wspaniałych, młodych aktorów. Oficerami na tym okręcie byli dwudziestokilkuletni ludzie. Ale nie chciałbym, by ci aktorzy się zestarzeli, czekając na rozpoczęcie zdjęć.

Kogo obejrzymy w tym filmie?
Załoga się powoli kompletuje. Zagra plejada wspaniałych aktorów. Między innymi Adam Woronowicz, Dawid Ogrodnik, Mateusz Kościukiewicz, Tomasz Schuchardt, Tomasz Ziętek czy Antoni Pawlicki. Przy czym w tym filmie mamy bohatera zbiorowego, którym jest okręt. Każdy z marynarzy jest jego częścią, połączoną w trwały sposób. To specyficzny film. Zabierze oglądającym go widzom tlen. Poczujemy to miejsce, gdzie rozgrywa się akcja. To co przeżyła załoga „Orła” trudno porównać z czymkolwiek. To dla mnie gladiatorzy, którzy co chwilę musieli zmierzyć się z następnym przeciwnikiem, który jest nie do pokonania. I ciągle wygrywają. To film o zwycięstwie, a nie o przegranej. Niezwykłym harcie, woli ducha.

Ale wrócę do filmu „Jeszcze nie wieczór”. Oglądamy tam tuzy polskiego aktorstwa. Dla wielu z nich był to ostatni film...
To był film fabularny, ale z duszą dokumentalną. W pisaniu był fabularny, w czasie realizacji te proporcje zmieniały się na korzyść filmu dokumentalnego. Teraz mogę powiedzieć, że to dokument. Z obsady żyje tylko kilka osób. I to tych młodych. Jedynie Danuta Szaflarska potwierdza niezwykły układ z mocami. Niedługo będzie obchodziła 102 urodziny.

Skąd Danuta Szaflarska czerpie taką siłę?
Z radości i ciekawości życia. Pozytywnego myślenia, dobrej energii, którą ma w sobie i nią żyje. Nie żyje szarościami. Żyje światłem. Rozmawiałem z nią niedawno. Ale ten głosik jest taki delikatny... Już wybiera się w swoją drogę. Jest jej mniej niż więcej. Parę razy już mi się tak wydawało. Mam nadzieję, że Danusia będzie z nami bardzo długo.

W Pana filmie ostatni raz na ekranie widzieliśmy Irenę Kwiatkowską.
Tak, ale też Ninę Andrycz, Wieńczysława Glińskiego, Witolda Skarucha. Niedawno rozmawiałem z Romanem Kłosowskim. Prosił mnie, bym nikomu nie mówił, że nie widzi, bo nikt do niego nie zadzwoni. W dobrej formie jest Zofia Perczyńska, która w „Ostatniej rodzinie” zagrała matkę Zdzisława Beksińskiego.

Pan też miał zostać aktorem?
Grałem jako dziecko w filmach. Mama chciała, bym został aktorem. Przez to samotne wychowanie byłem nieśmiały i brano mnie do filmu. Byłem ciekawy dla filmowców. Teraz mali aktorzy nie ustępują zawodowym. Ja nie grałem. Wykorzystywano moją naturalność.

Dzieci poszły w Pana ślady?
Syn skończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Myślałem, że będę go podziwiał w innych zawodach artystycznych. Potem skończył szkołę Wajdy. Robił filmy dokumentalne związane z muzyką. Dostał m.in. Srebrnego Lajkonika na festiwalu w Krakowie za „Samotność dźwięku”. Teraz zrobił bardzo ładny film związany ze światem dźwięku i kończy fabułę dla dzieci „Dzień czekolady”. Za ten scenariusz dostał nagrodę w Cannes. Córka skończyła montaż. Czasem montuje filmy. Główną pasję skierowała w inną stronę. Otworzyła w Łodzi Dom Dziennego Pobytu dla osób z chorobą Alzheimera. Wymyśliła ten dom, zorganizowała go. Pracują tam profesjonaliści, którzy próbują nam przywrócić naszych rodziców, dziadków. Mąż Weroniki jest dźwiękowcem w filmie. Synowa jest kierownikiem produkcji. A żona nas pilnuje, by wszystko było na swoim miejscu. Jest głównym menedżerem, recenzentem i pierwszym widzem.

Jacek Bławut
Jacek Bławut Urodził się Zagórzu Górnym, w 1950 roku. W 1982 roku ukończył wydział operatorski łódzkiej Szkoły Filmowej. Jest operatorem, reżyserem i producentem. Wykładał w szkołach filmowych m.in. w Berlinie i Hanowerze.

Od 2010 roku jest wykładowcą łódzkiej Szkoły Filmowej. Nakręcił kilkadziesiąt filmów dokumentalnych docenionych na wielu festiwalach. Jest twórcą telenowel dokumentalnych „Ja, alkoholik” i „Kawaleria powietrzna”.

Jego fabularnym debiutem był nakręcony w 2008 roku film „Jeszcze nie wieczór”, który na Festiwalu Filmowym w Gdyni dostał Srebrnego Lwa. Mieszka w Łodzi. Ma żonę Elżbietę i dwoje dzieci: Jacka Piotra i Weronikę.

ZOBACZ |Wydarzenia minionego tygodnia w Łódzkiem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki