Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Morawiec z Łodzi biega od 60 lat. W swojej kategorii nie ma przeciwników [ZDJĘCIA]

Joanna Barczykowska
Jan Morawiec jest multimaratończykiem. W życiu przebiegł ok. 120 maratonów. Ma 81-lat i nie potrafi rozstać się z bieganiem. W zeszłym roku zdobył srebrny medal na Mistrzostwach Europy Weteranów w Czechach. Za tydzień pobiegnie w Brazylii.

Śledzi wyniki każdego maratonu. Sprawdza, czy dałby radę? Interesują go kategorie weteranów. Zawsze porównuje je do swoich rekordów. Cztery godziny i niecałe trzy minuty. Po 80. Na ostatnim maratonie w Berlinie, 29 września, w jego kategorii wiekowej 80+, pobiegło tylko sześciu uczestników. Żaden nie przebiegł maratonu w czasie poniżej pięciu godzin. - Z wynikami bliżej mi do niższej kategorii wiekowej. Od 75 do 79 lat - mówi Jan Morawiec, najstarszy polski maratończyk.

W Berlinie zwycięzca tej grupy wiekowej miał czas: cztery godziny i 23 minuty. Pan Janek mógłby go pokonać. Gdyby był...

Łodzianin musi się jednak oszczędzać. Za dziesięć dni pobiegnie na Mistrzostwach Świata Weteranów w Brazylii. Będzie najstarszym uczestnikiem. Jako jedyny weteran skończył 80 lat. Ma już 81. Ostatni maraton, w jakim wziął udział, to Wrocław - 15 września. Czas: cztery godziny trzy minuty.

- Nie mogę pobiec więcej niż trzech maratonów w roku, bo to niezdrowe, a ja chcę jeszcze pożyć - mówi z uśmiechem pan Janek i kładzie ręce na swoje nogi. To one od 60 lat noszą go po świecie.

Było kolarstwo i był boks

Wychowywał się na Bałutach. - Taka zwykła łódzka dzielnica - podsumowuje pan Janek. - Sport ratował wtedy przed beznadzieją. Bawiliśmy się na podwórku. Goniliśmy się. Wtedy nie było zbyt wielu atrakcji. Gdyby nie bieganie, sam nie wiem, jak by się moje życie potoczyło.

Jako dziecko marzył o kolarstwie. Kiedy miał 16 lat, dostał pierwszy rower. - Składany, ale na początku dawałem na nim radę. Zapisałem się do sekcji kolarskiej. Pamiętam, że kiedyś wygrałem nawet z Jankiem Kudrą (późniejszy zwycięzca Tour de Pologne) - wspomina pan Janek. - Nie miałem jednak pieniędzy na lepszy rower, a na tym składanym długo bym już nie pojeździł.

Szczupły chłopak z Bałut postanowił zapisać się na boks. - Boksowałem trzy miesiące. Cały czas szukałem sportu dla siebie. Kochałem ćwiczyć i wiedziałem, że chcę to robić zawsze - opowiada łodzianin.

Trzymiesięczny epizod zakończył sukces na bieżni. Pan Janek przeczytał w jednej z łódzkich gazet, że szukają młodych talentów w bieganiu. Poszedł się sprawdzić do parku na Zdrowiu. Bez żadnego przygotowania. Wygrał. Niektórych zawodników wyprzedził trzykrotnie. Tydzień później brał już udział w zawodach okręgu łódzkiego na pięć kilometrów. Bał się. - Nigdy nie miałem na nogach kolców. Nie wiedziałem, jak mi się będzie w tym biegło - wspomina pan Janek. - Nie wiedziałem też, jak rozłożyć tempo, bo nie miałem żadnego doświadczenia.

Trener zaproponował mu, by biegł za nim. Wtedy sam złapie tempo. Nie wygrał, ale na mecie był drugi. - Inny zawodnik wyprzedził mnie o długość ramienia. Zgubił mnie brak doświadczenia. Na ostatniej prostej zacząłem słabnąć - mówi Morawiec.

Trenerzy od razu odkryli w nim talent. W latach 50. pan Janek biegał w Społem Łódź, a od 1962 roku w Łódzkim Klubie Sportowym. - Wtedy stawiano na krótkie dystanse, a ja ich nie lubiłem. Jestem dobry w długich biegach. Najlepiej maratonach. Wtedy jednak maratony nie cieszyły się taką popularnością, jak teraz. Trener ciągle powtarzał mi, że w maratonach będę biegał na emeryturze. To biegam - mówi Morawiec.

Czy przestanie? - Będę biegał tak długo, jak mi zdrowie pozwoli. Na razie czuję się dobrze. Wiem, że to dzięki bieganiu - mówi pan Janek. - To może śmiesznie zabrzmi, ale kiedy mam przerwę w treningach, na przykład z powodu przeziębienia, to mam wrażenie, że od razu wszystkie kości chrupią mi w nogach. Kiedy wracam do treningów, przestają.

Janek z ul. Maratońskiej

Biega rano, co drugi dzień. Zaczyna najczęściej o godz. 11, bo rano zawsze je porządne śniadanie. - Potem muszę odczekać ze dwie godziny, bo nie biega się z pełnym żołądkiem - mówi pan Jan.

Najbardziej lubi biegać z Retkini w kierunku Lutomierska. Pan Janek mieszka na Retkini przy ul. Maratońskiej. - Tak się złożyło - mówi.

Miesięcznie pokonuje około 240 kilometrów. Trenuje pod okiem doświadczonego łódzkiego szkoleniowca lekkiej atletyki - Ryszarda Goszczyńskiego. 66-letni trener nie kryje podziwu dla swojego maratończyka: - Jan jest fenomenem - mimo upływu lat jego wyniki wciąż są znakomite.

Jan Morawiec w środowisku biegaczy to już legenda. Mistrz Polski w Maratonie w 1962 roku, wielokrotny rekordzista Polski w różnych kategoriach wiekowych i na różnych dystansach. Startuje w trzech maratonach rocznie. Osiągane przez niego czasy mogą zawstydzić wielu młodszych zawodników. Jego życiowy rekord to dwie godziny, 29 minut.

- Miałem wtedy 28 lat. Biegałem jeszcze w normalnych zawodach. Kiedy skończyłem 35 lat, zacząłem biegać w mistrzostwach weteranów, bo takie są zasady. Dla kobiet magiczną granicą jest trzydziestka - mówi Morawiec i dodaje, że trochę mu smutno, bo dziś nie ma już zbyt wielu przeciwników.

Łącznie ma na koncie już prawie 120 startów w maratonach. Choć nigdy nie przywiązywał wagi do ilości. - Liczy się jakość. Będę biegał tak długo, aż będę miał siłę wygrywać - mówi Morawiec i dodaje, że przybyło mu lat, ale nie ubyło ambicji.

W tegorocznych Mistrzostwach Polski Weteranów łodzianin w swojej kategorii wiekowej, czyli 80+, nie miał sobie równych. Zwyciężył na dystansie 5 i 10 km, poprawiając w dłuższym biegu krajowy rekord o ponad 3 minuty. W ubiegłym roku pan Jan po raz pierwszy wystartował w Mistrzostwach Europy Masters w Hradku. Zdobył wówczas w maratonie srebrny medal osiągając wynik cztery godziny dwie minuty czterdzieści jeden sekund.

Ambicje pana Janka sięgają jednak wyżej. Na Mistrzostwa Europy Weteranów musiałby czekać jeszcze rok. Odbędą się w 2014 roku w Grecji. Prawdziwą gratką były dla niego Mistrzostwa Świata Weteranów w Brazylii. - Bardzo chciałem tam pobiec. To byłoby trochę zwieńczenie mojej pracy. Ale wiadomo, że to wiązało się z wielkimi pieniędzmi, dlatego nie brałem tych marzeń na poważnie - opowiada Jan Morawiec.

Udało się. Sponsorem pana Janka został Program 60+, prowadzony przez łódzką firmę Pelion, do której należy m.in. Polska Grupa Farmaceutyczna i sieć aptek Dbam o Zdrowie.

XX World Masters Athletics - Mistrzostwa Świata Weteranów odbędą się od 16 do 27 października w brazylijskim Porto Alegre. Razem z panem Jankiem jedzie Sławomir Narel, jeden z trenerów łódzkiego Maratonu Dbam o Zdrowie. - Ja nie znam języka. Bałbym się sam jechać - przyznaje pan Jan.

Pan Jan intensywnie przygotowuje się do startu ze swoim trenerem. Jest najstarszym wśród zgłoszonych zawodników. - Dzięki wsparciu sponsorskiemu Programu 60+ spełni się moje marzenie - będę reprezentował Polskę w międzynarodowym turnieju, pobiegnę w maratonie. Zmierzę się z weteranami z całego świata i obiecuję, że nie zawiodę moich kibiców - deklaruje nestor polskich maratończyków. Ostatnim sprawdzianem przed wylotem do Brazylii był 31. Maraton Wrocławski, w którym Jan Morawiec pobiegł 15 września.

Teraz pan Janek odpoczywa i biega. Bo bieg to dla niego odpoczynek. - Kiedy biegam, to medytuję i rozmyślam. To dla mnie najlepszy odpoczynek - opowiada pan Jan i dodaje, że zawsze lubił biegać sam. - Jestem jak bohater z filmu "Samotność długodystansowca".

Choć prywatnie pan Jan samotny nie jest. Ma czworo dzieci. - Najstarsza córka ma już 60 lat. Najmłodszy syn 37. Mam wnuki i prawnuki. Mój najstarszy prawnuk ma już 11 lat. Jestem aż tak stary - śmieje się pan Janek i dodaje, że mimo wieku kondycję ma dobrą.

- Badam się regularnie. Robiłem tak przez całe życie. Co trzy miesiące lekarz robi mi EKG, mierzy ciśnienie i bada krew. W sporcie takie badania są bardzo ważne, a wielu młodych ludzi dziś o tym zapomina - mówi pan Janek.

Koniec. Jaki koniec? Już za dziesięć dni pan Janek pobiegnie w maratonie w Brazylii. Czy to będzie jego ostatni bieg? - Tego nigdy nie wiem, na pewno nie przestanę trenować. Nie traktuję Brazylii jak zwieńczenia mojego sportowego życia. Na pewno jest to pewien ważny etap w moim życiu, ale na pewno nie koniec - mówi pan Janek.

Gdzie tkwi tajemnica jego sukcesu? - Janek przez całe życie trenuje, a nie tylko biega. A tak robi dziś niestety niewielu młodych ludzi. Maratony stały się modne, przez co wielu ludzi zaczęło biegać. Niestety, nie robią tego dla sportu, tylko dla wyników. Mają jakieś tam Endomondo, które mierzy im, jak szybko pokonują dane trasy i ile przebiegli, a nie to jest najważniejsze - mówi Ryszard Goszczyński, który od prawie 50 lat trenuje pana Janka.

Zdaniem pana Janka, wielu biegaczy potrzebuje dziś przewodników bardziej niż wyników. Sport powinien nadal pozostać zdrowy.

Maraton to ekstremum

Moda na biegi maratońskie ogarnęła cały świat. Również Polskę. Każde większe miasto organizuje obecnie swój maraton. Łódź ma Maraton Dbam o Zdrowie.

W kwietniu tego roku odbył się w Łodzi już dziewiąty bieg maratoński oraz kilka biegów krótszych. W sumie w imprezie wzięło udział prawie cztery tys. biegaczy z 24 krajów (oprócz Polaków najwięcej zgłosiło się Etiopczyków - 12). Maraton ukończyło niewiele ponad tysiąc uczestników. Nikomu nic się nie stało.

Jedną z największych tego typu imprez w Polsce jest "Biegnij Warszawo". We wrześniowym biegu na dziesięć kilometrów wzięło udział dziesięć tysięcy osób. I tu doszło do pierwszej w Polsce tragedii. Historia z Warszawy przeraziła biegaczy w całej Polsce. Czy ten sport jest zdrowy?

W Warszawie na starcie w jednakowych koszulkach z uśmiechem na twarzy stanęło 10 tys. zawodników. Na mecie padły trzy osoby. Pogotowie przetransportowało zawodników do szpitala. Jeden z nich zmarł. Dlaczego? - Przyczyną śmierci 37-letniego biegacza, który zmarł podczas imprezy "Biegnij Warszawo", była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa - powiedział Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Zlecono dalsze badania. Sprawę bada prokurator. Dlaczego tak się stało? - Trudno powiedzieć. W sporcie zawsze zdarzały się przypadki śmierci. Takie sytuacje bywały nie tylko podczas biegów maratońskich, ale również na boiskach piłkarskich - mówi Ryszard Goszczyński.

Śmierć biegacza z Warszawy wstrząsnęła całym środowiskiem. Nie milkną komentarze na temat tego, czy pomoc nadeszła na czas. Firma Medicor, która zabezpieczała medycznie bieg, zapewnia, że tak. Ich zdaniem, pomocy biegaczom udzielały trzy karetki reanimacyjne i jedna transportowa. Czy to wystarczyło? - Musi być lekarz i szybka droga do szpitala - tyle mówią przepisy - powiedział sędzia międzynarodowy IAAF.

Niestety, przepisy nie określają jasno, jak od strony medycznej powinna być zabezpieczona biegowa impreza masowa. Trzeba liczyć na rozsądek uczestników. Zdaniem trenerów, nastała zbytnia moda na bieganie.

- Jako trener bardzo propaguję ten sport, ale trzeba do niego podchodzić z rozsądkiem. Bo może to nie być aktywność dla każdego. Mam na myśli ludzi otyłych czy cierpiących chociażby na zwyrodnienie stawu kolanowego. A znam wiele takich osób. Trzeba zwracać uwagę na ból, na to czy noga puchnie. Chociaż niewątpliwie bieganie to najprostsza forma ruchu i wymaga najmniej czasu, bo nie trzeba wyruszać na jakieś zajęcia. Siłownia wymaga więcej logistyki - mówi Kamil Goleń, trener biegaczy.

- W zeszłym roku byłem na konferencji naukowej poświęconej sportom. Jeden z prelegentów mówił o zgonach biegaczy podczas imprez masowych. Zazwyczaj przyczyną jest ukryta wada serca. De facto, najskuteczniejszym sposobem, żeby ją odkryć jest EKG wysiłkowe. Proszę sobie wyobrazić, że takiemu badaniu poddajemy każdego, kto chce wziąć udział w takim biegu. Z 15 tys. uczestników zrobiłby się nam tysiąc. To mało realne w naszych warunkach. Wiemy, że biegi to fun, zabawa i medale. Dlatego nie powinniśmy się posuwać aż tak daleko. To wielka tragedia, ale człowiek z wadą serca może również umrzeć na wf. i nikt go przed tym nie ochroni. Pamiętajmy, że nie wolno oceniać wszystkich po jednym przypadku.

Współ: Jakub Szczepański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki