Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Rozwadowski - biskup, który ukochał Łódź

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Biskup Józef Rozwadowski do Łodzi przyjechał z Krakowa
Biskup Józef Rozwadowski do Łodzi przyjechał z Krakowa Archiwum Kurii
3 sierpnia minęła 20. rocznica śmierci biskupa Józefa Rozwadowskiego, czwartego w historii ordynariusza łódzkiego. Do Łodzi przyjechał z Krakowa. Był bliskim przyjacielem Karola Wojtyły. Z czasem Łódź stała się ukochanym miastem biskupa Rozwadowskiego.

Józef Rozwadowski urodził się w Krakowie, 19 marca 1909 roku. Był synem Franciszka i Reginy z domu Drewniak. Chodził do czteroklasowej Szkoły Wydziałowej Męskiej im. św. Wojciecha w Krakowie, a potem do Państwowego IV Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza. Tu w 1927 roku zdał maturę. Potem rozpoczął studia w krakowskim seminarium duchownym. Jednocześnie studiował na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Święcenia kapłańskie przyjął 11 października 1931 roku w katedrze wawelskiej z rąk księcia arcybiskupa Adama Sapiehy, metropolity krakowskiego. Ale zaraz po święceniach został wysłany do Rzymu. Tam podjął naukę na Uniwersytecie „Angelicum”. W 1933 roku zdobył tytuł doktora. Potem wrócił do kraju. Pracował jako wikariusz w parafiach w Lubieniu i Oświęcimiu.

W czerwcu 1938 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim nostryfikował tytuł licencjata teologii, który otrzymał w Rzymie. Między czerwcem 1938 roku, a październikiem 1939 roku był prefektem szkół średnich w Bielsku Białej. Latem 1939 został wakacyjnym kapelanem arcybiskupa Sapiehy. Przez niemal całą okupację był ojcem duchownym w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Krakowie. Tam spotkał Karola Wojtyłę, ale ich przyjaźń nawiązała się po wojnie. Po jej zakończeniu ks. Józef Rozwadowski zaczął pracować w krakowskim kościele kolegiackim pw. św. Anny. Do 1948 roku był tam duszpasterzem akademickim. Wtedy poznał też Wandę Półtawską, dziś dr psychiatrii, między innymi autorkę książki „Beskidzkie rekolekcje”, więźniarkę obozu koncentracyjnego i przyjaciółkę świętego Jana Pawła II.

Wanda Półtawska opowiadała ks. Mieczysławowi Różańskiemu, autorowi książki o bp Józefie Rozwadowskim, że początkowo wiedziała o przyszłym biskupie łódzkim tylko to, że jest wesoły i mówi dobre kazania. Bliżej poznała go, gdy okazało się, że przyjaźni się z ks. prof. Ignacym Rożyckim, z którym często wyruszał na górskie wyprawy. Dr Półtawska opowiadała, że ks. Rozwadowskiego przyjaciele nazywali „Słoniem”. Z czasem i ona wybierała się z ks. Ignacym i Józefem na górskie wycieczki.

- Te wycieczki zawsze były pełne modlitwy, a przyjaźń, jaka powstawała, była przejrzysta jak kryształ - niczym nie zmącona- wspominała Wanda Półtawska. - Msza święta przed wyjściem w lesie, albo w schronisku - i dzień pełen radości i piękna, czasem przygód, które jeszcze podnosiły ożywcze znaczenie eskapad. Wtedy bliżej poznałam charakter „Słonia” - impetyk, reagował bardzo żywo i potrafił się pozłościć, ale bardzo szybko poznaliśmy, że właściwie w pewien sposób „opłacało się”, żeby się pozłościł, bo zaraz potem robiło mu się żal i gotów był wynagradzać na różne sposoby ewentualną przykrość.

Józef Rozwadowski: duchowny olbrzymiej odwagi. 18 lat kierował łódzkim Kościołem

Ks. Józef Rozwadowski studiował pedagogikę i psychologię na Wydziale Filologicznym UJ. W 1947 roku otrzymał tytuł doktora teologii UJ. Pracował również jako asystent na tej uczelni. W tym samym czasie asystentem na tej uczelni był też ks. Karol Wojtyła. Mieszkali z ks. Józefem na tym samym piętrze, drzwi w drzwi. Zaprzyjaźnili się. Podobno gdy kardynał Wojtyła został papieżem, biskup łódzki ani razu nie zwrócił się do swego przyjaciela po imieniu, choć przez wiele lat się przyjaźnili...

Ale wróćmy do czasów krakowskich. Ks. Rozwadowski zaczyna wykładać katechetykę i psychologie w częstochowskim oraz krakowskim seminarium duchownym. W 1965 roku zostaje proboszczem parafii św. Floriana w Krakowie. Wanda Półtawska, a także jej córki, odwiedzały ks. Rozwadowskiego, gdy tam pracował.

- Mamo, „Słoń” biskupem został! - krzyknęła jedna z córek dr. Półtawskiej, gdy szły krakowskim Rynkiem.

29 października 1968 roku papież Paweł VI mianował ks. Józefa Rozwadowskiego ordynariuszem diecezji łódzkiej. Po latach opowiadał, że gdy został wezwany na rozmowę do Warszawy, do kardynała Stefana Wyszyńskiego, przez myśl mu nie przyszło, że dostanie nominację biskupią. Myślał, że sprawa dotyczy jego pracy w Duszpasterstwie Rodzin przy Episkopacie Polski. Kiedy jednak usłyszał o nominacji, miał poprosić o kilka dni na modlitwę i przemyślenie sprawy.

Ks. Rozwadowski był bardzo związany z Krakowem. Gdy ponownie zjawił się na ul. Miodowej podał kilka powodów, dla których nie powinien przyjmować nominacji biskupiej.

- Decyzja należy do księdza, ale ja chciałbym tylko powiedzieć księdzu, że Ojcu Świętemu się nie odmawia! - miał powiedzieć ks. Rozwadowskiemu kardynał Stefan Wyszyński.
Jak możemy przeczytać w książce ks. Różańskiego, te słowa wstrząsnęły ks. Józefem. Przyjął papieską nominację i został ordynariuszem diecezji łódzkiej.

Święcenia biskupie przyjął 21 listopada 1968 roku na Jasnej Górze z rąk kardynała Karola Wojtyły oraz biskupów: Jerzego Stroby i Jana Wawrzyńca Kulika. 1 grudnia miał miejsce uroczysty ingres do łódzkiej katedry.

Przyjechał do Łodzi. Znalazł się w nowym środowisku. Mówił, że nominacja biskupia wrzuciła go do do Łodzi, która była mu obca. Z czasem narodziła się w nim miłość do tego miasta i łodzian, ale nie było to łatwe. Gdy odchodził na emeryturę powiedział swemu następcy, bp Władysławowi Ziółkowi, że jego miastem jest Łódź. I na lata emerytalne nie zamierza wracać do Krakowa.

- Biskup Rozwadowski rozkochał się w Łodzi bezgranicznie - zapewniał abp Władysław Ziółek w książce ks. Mieczysława Różańskiego. - Stał się łodzianinem z Krakowa.

Znajomi, przyjaciele, księża, siostry zakonne zwracali się do ks. biskupa Rozwadowskiego- Ojcze.

- Biskup Józef był chyba pierwszym pasterzem łódzkim, któremu bardzo na tym zależało, by tak właśnie do niego się zwracać: Ojcze - wspomina w książce o bp Józefie Rozwadowskim, arcybiskup Władysław Ziółek. - Ale my też tak lubiliśmy odnosić się do niego.

Arcybiskup Władysław Ziółek wspominał że bp Rozwadowski wydawał się niekiedy surowy i srogi, zwłaszcza, gdy podejmował niełatwe decyzje administracyjne.

- Nigdy jednak nie czynił tego w ten sposób, jakby musiał walczyć z partnerem, którego traktował nieprzyjacielsko - tłumaczył abp Ziółek. - On walczył bez wątpienia w swym wnętrzu - walczył ze sobą, by przyhamować czułość ojcowską, którą usiłował się przebić ponad rygory prawa, nakazy, zakazy kościelne i państwowe. Źle mu z tym było. Wiem o tym dobrze, jak było mu z tym ciężko i źle. Nie był stworzony na rygorystycznego administratora. Był stworzony na ojca. Pozostał nim do końca.

20. rocznica śmierci biskupa Rozwadowskiego. Msza w katedrze [ZDJĘCIA]

Bp Józef Rozwadowski przyjaźnił się z abp Józefem Michalikiem, byłym już metropolitą przemyskim. Poznali się dzięki ks. dr Stanisławowi Gradowi, który był wiele lat kapelanem ordynariusza łódzkiego. Kiedy abp Michalik, wtedy jeszcze zwykły ksiądz, mieszkał w Rzymie, bp Rozwadowski często go odwiedzał. Razem poznawali stolicę Włoch.

- Był człowiekiem niezwykle kontaktowym - wspomina abp Józef Michalik, w książce ks. Mieczysława Różańskiego. - Chętnie dzielił się obserwacjami życia i samym swoim życiem, skromnym i pięknym jak on sam. Nigdy źle nie mówił o ludziach. Przykrości jakby wykreślał ze swej pamięci.

Wielką pasją bp Rozwadowskiego była fotografia. W każdą podróż zabierał po kilka aparatów.

- Z dużym kunsztem wykonywał zdjęcia różnych wspaniałości przyrody, które zazwyczaj uchodzą uwadze niewtajemniczonym fotografom: mały pająk budujący misterną pajęczynę, skurczona biedronka na liściu klonu, krople rosy na płatkach pięknego kwiatu, świetlista kula zachodzącego słońca czy bajecznie kolorowa tęcza, która zapowiada nową nadzieję - tak wspominał fotografie bp Józefa, biskup Adam Lepa.

Bp Ireneusz Pękalski, biskup pomocniczy archidiecezji łódzkiej zapewniał, że biskup Józef Rozwadowski był człowiekiem wielkiej wrażliwości na ludzką biedę.

- Doświadczyła tego także moja rodzina w sytuacji, gdy mój ojciec został zwolniony z pracy za to, że wstąpiłem do seminarium - wspomina bp Pękalski, w książce ks. Mieczysława Różańskiego. - Wówczas rodzina znalazła się właściwie bez środków do życia, gdyż ojciec był jedyną osobą pracującą na utrzymanie nas wszystkich. W zaistniałej sytuacji biskup Józef osobiście zdecydował, że mój ojciec został zatrudniony na stanowisku kierownika cmentarza rzymskokatolickiego w Tomaszowie Mazowieckim.
Bp Józef Rozwadowski biegle mówił po włosku, francusku i niemiecku.

- Mawiał, że musi polepszyć znajomość angielskiego, bo brakuje mu słów, ale chętnie rozmawiał w tym języku- wspominał nieżyjący już ks. dr Stanisław Grad, który był kapelanem ordynariusza łódzkiego i towarzyszył mu podczas podróży zagranicznych. - Kiedyś byłem świadkiem przeszło dwugodzinnej rozmowy z dwoma księżmi ze środkowej Afryki. Rozmowa w języku angielskim zapoczątkowana przez księdza biskupa rozpoczęła się na lotnisku w Wiedniu, trwała przez cały czas lotu do Rzymu i jeszcze na rzymskim lotnisku rozmówcy nie mogli się rozstać.

Latem, zarówno w wieku młodzieńczym, jak i dojrzałym, biskup Józef uprawiał wspinaczki z liną, chodził po górach, brał udział w obozach kajakowych. Zimą, mimo już sędziwego wieku, jeździł na nartach.

- W jesieni życia ze swymi znajomymi z górskich wędrówek i obozów kajakowych spędzał część swego urlopu pod namiotami, nad Jeziorem Rajgrodzkim - opowiadał ks. Stanisław Grad. - Ostatni raz był w lipcu 1994 roku, kiedy miał ukończone 85 lat.

Na narty wyjeżdżał często z kardynałem Wojtyłą. Podobno kardynał żartował z ordynariusza łódzkiego.

- Józef, wszyscy mówią, że ze wszystkich narciarzy jesteś najlepszym biskupem, natomiast inni mówią, odwrotnie: ze wszystkich biskupów jesteś najlepszym narciarzem. Co ty na to?- śmiał się przyszły papież.

Nieżyjący już ks. Jan Wiktorowski, był pierwszym kapelanem nowego ordynariusza łódzkiego. Wspominał, że słabością biskupa były... papierosy. Wiele razy walczył z nałogiem, ale ciężko mu to przychodziło. Papierosa do ust nie brał jednak przez cały adwent i Wielki Post. Palił „Carmeny”.

- Jak się truć, to całkowicie!- mówił z uśmiechem.

Ale w końcu zerwał z nałogiem. Stało się to 16 października 1978 roku. Wtedy papieżem został kardynał Karol Wojtyła.

- Przecież to mój uczeń! - powiedział po wyborze papieża.- Z miłości do Boga robię ofiarę. Już nigdy nie zapalę!

Biskup Rozwadowski dotrzymał słowa. Zerwał z nałogiem.

Trzeba przyznać, że czasy, w których biskup Rozwadowski prowadził łódzki Kościół nie były łatwe. Szczególnie trudny był czas powstania „Solidarności”, jej konfrontacji z władzą oraz stan wojenny.

W stanie wojennym bp Józef Rozwadowski odwiedzał internowanych. Organizował pomoc dla wyrzuconych z pracy. Dzięki jego staraniom po latach zaczęto wznosić w Łodzi nowe kościoły. Powstały m.in. na Teofilowie, Dąbrowie. Jego pasją stało się duszpasterstwo rodzin.

Między innymi to dzięki bp. Rozwadowskiemu przy łódzkim kościele jezuitów powstał ośrodek pomocy internowanym i ich rodzinom, który prowadził ojciec Stefan Miecznikowski.

- Biskup Rozwadowski wiele razy interweniował także bezpośrednio w obronie zatrzymanych i internowanych - opowiadał ks. dr Stanisław Grad. - Takie interwencje nie zawsze były skuteczne, ale ordynariusz z nich nie rezygnował. Sytuację internowanych znał z grypsów, które mu przesyłali. Powierzali mu swoje tajemnice, przekazywali dzienniki i wspomnienia.
To biskup Rozwadowski przy łódzkim kościele Najświętszego Zbawiciela utworzył Ośrodek Pomocy Osobom Pozbawionym Pracy. Zaraz po ogłoszeniu stanu wojennego w Pałacu Biskupim przy obecnej ul. Skorupki, wtedy Worcella, pojawił się działacz łódzkiej „Solidarności”. Poprosił o pomoc. Była godzina 4 rano. Biskup Józef go ukrył. Potem w rezydencji ordynariusza pojawił się komisarz wojenny dla miasta Łodzi. W tym czasie przed katedrą i siedzibą „Solidarności” trwały starcia z milicją.

- Z kim chcecie walczyć? - zapytał komisarza biskup. Obok, w pokoju ukrywał się działacz „Solidarności”.

Dzięki ordynariuszowi diecezji łódzkiej wielu księży wyjeżdżało za granicę na kursy językowe. Do Francji, Niemiec.

- Kiedyś, w czasie podróży samochodem po Austrii byłem zaskoczony i zbudowany Jego autentyczną i szczerą pobożności- wspominał jeden z księży.- Otóż ks. biskup wezwał nas- towarzyszy podróży do wspólnego odmawiania Różańca. Później okazało się, że było to normalną praktyką biskupa Józefa. Przekonałem się, że był wrażliwy i opiekuńczy w stosunku do wiernych i kapłanów. W czasie pobytu za granicą zwykle miał całą listę spraw do załatwienia, zleconych mu próśb księży i osób świeckich. Kiedy ks. prałat Antoni Stajuda prosił o zakup wymiennych nożyków maszynki do golenia, biskup Józef kupił mu nową golarkę.

Biskup Józef lubił ludzi, chętnie ich poznawał. Zwiedził też niemal całą Europę. Podróże uwieczniał na fotografiach.

- Pamiętam wyprawę do pięknego klasztoru w Klosterneubergu - wspominał jeden z księży diecezji łódzkiej. - To biskup Józef zachęcał księży studentów by w czasie pobytu za granicą nie ograniczali się tylko do studiów, ale by poznawali także kulturę tych krajów. Kiedyś wygłosił przemowę o znaczeniu sztuki i polecił byśmy korzystając z pobytu w Wiedniu razem z ks. Gradem zwiedzili m.in. Kunsthistorisches Museum i Muzeum im. Schillera i Goethego.

Jednym z bliskich przyjaciół ks. biskupa Józefa Rozwadowskiego był ks. Henryk Kowaliński, dziś proboszcz parafii św. Jadwigi w Tomaszowie Mazowieckim. W kazaniu wygłoszonym podczas mszy św. w łódzkiej archikatedrze z okazji 18. rocznicy śmierci biskupa, zaznaczał że jego postawa była Chrystusowa.

- Bo przejawiała w sobie wielką troskę o człowieka i chęć bezpośredniego zaradzenia potrzebom - wyjaśniał ks. prałat Henryk Kowaliński. - Gdy komuś potrzeba było leków, samochodu, schronienia, jedzenia czy pieniędzy nigdy się nie wahał tylko ruszał z pomocą. Był otwarty na ludzi i ich potrzeby i chciał tym potrzebom zaradzić. Biskup Rozwadowski kierował się w życiu takim oto przesłaniem : Podzielone cierpienie jest połową cierpienia, a podzielona radość jest podwójną radością!

24 stycznia stycznia 1986 roku bp Józef Rozwadowski przeszedł na emeryturę. Jego przyjaciele opowiadali, że gdy Jan Paweł II przeniósł go w stan spoczynku, nadeszły dla niego spokojne lata. Bez stresu, napięć. Cieszył się, że choć jest biskupem-seniorem, to jego następca, bp Ziółek, okazywał mu zainteresowanie, troszczył się o niego, a także o wszystko w diecezji co i jemu było tak drogie. Wiele lat był aktywny, interesował się sprawami diecezji.

Później, kiedy Ojciec św. przeniósł bpa Józefa w stan spoczynku nadal pozostał wierny swojej diecezji i zawartym tutaj pasterskim więzom i przyjaźniom. Biskup Józef sporo pisał, był dobrym kaznodzieją, jednak szczyt swojego życiowego rozwoju osiągnął w służbie ludziom prostym, zwłaszcza chorym, pozbawionym opieki i pomocy.

Biskup Józef Rozwadowski, czwarty w historii ordynariusz diecezji łódzkiej zmarł 3 sierpnia 1996 roku. Miał 87 lat. Został pochowany w podziemiach bazyliki archikatedralnej w Łodzi. W Łodzi, którą tak ukochał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki