Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kareta złota odjechała

Dariusz Pawłowski
Najbardziej boli, że balon pękł tak szybko i tak łatwo. A gdy flaczek opadł, znowu sobie przypomnieliśmy, że właściwie trudno się temu dziwić. Balon skrywał nie tylko przeraźliwą pustkę, ale i od pewnego czasu coraz bardziej śmierdzącą. I przecież wszyscy to widzieliśmy.

Komisja wybierająca miasta, które mają szansę być Europejską Stolicą Kultury, pokazała nam miejsce w szeregu (i proszę nie dopatrywać się kolejnego stołecznego spisku, bo to tylko zwalnia nas z odpowiedzialności). Uświadomiła nam sprawę oczywistą, o której przebąkiwali tylko nieliczni odporni na urzędniczy kulturoentuzjazm: by być miastem kultury, trzeba wpierw tę kulturę mieć. Nie wystarczy o niej mówić - bo to po czynach mnie poznacie.

Przez wiele miesięcy operator projektu i łódzcy urzędnicy (nie tylko magistraccy, bo i marszałek mocno się w przedsięwzięcie zaangażował) uczynili sporo, by wmówić łodzianom, że Łódź miastem kultury jest. Niemało osób udało się w koszulki akcji przebrać, przygotowano sporo przedsięwzięć, których problemem był nie tylko megalomański infantylizm, ale i brak osadzenia w tożsamości miasta. Niemal kompletnie zaś nie uwzględniono tego, że do Łodzi kultury trzeba bylo przede wszystkim przekonać innych. A - i tu widzę największy zysk z tej klęski - "inni" powiedzieli nam wyraźnie, odrzucając łódzką ofertę: nas przekonają konkrety, a nie PR-owskie gadanie. Mam nadzieję, że miałkość "mielenia jęzorem" zrozumieją też w końcu łodzianie.

Gdy wmawiano nam, iż jesteśmy w czubie wyścigu, bo jednym z kryteriów jest zaangażowanie mieszkańców w projekt, nie przyznano, że to mniej znaczące kryterium. Najistotniejsze okazały się inwestycje w kulturalną infrastrukturę i ogólny klimat dla kultury w mieście. A co za tym idzie - działania długofalowe, a nie doraźne podskoki. I z tym Łódź ma największy problem. Klimat dla kultury nigdy nie był tu najlepszy, a gdy dorobiliśmy się kulturalnych marek (Camerimage, Festiwal Dialogu Czterech Kultur) i gdy zaczęto mówić o naprawdę poważnych inwestycjach w kulturze, znów wmówiono nam, że nie stać nas na nie i pozbyto się sztandarów bez mrugnięcia okiem. To mniej więcej tak, jakby nowy właściciel Coca-Coli pozbywając się zarządu zmienił nazwę na Polo-Cockta i dziwił się, że się nie sprzedaje. To, co się działo w Łodzi od stycznia tego roku, było gwoździem do trumny projektu ŁESK. I nie dajmy sobie teraz wmówić, że nic się nie stało i realizujemy jakiś plan B, który jest planem A, bo to oznacza, że nie ma żadnego sensownego planu. Może najwyższy czas, by wypracować procedury umożliwiające pociąganie "wmawiaczy" do odpowiedzialności. I zaoferować im szukanie innej pracy.

Co tracimy? W Liverpoolu, Europejskiej Stolicy Kultury 2008, po przyznaniu tytułu grunty podrożały o 20 proc., przeprowadzono inwestycje szacowane na 4 miliardy funtów i powstało prawie 14 tys. nowych miejsc pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki