Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kino recenzja - "W trójkącie": Równość to bajka władców

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Charlbi Dean i Harris Dickinson to świetnie dobrani aktorzy wcielający się we współcześnie puste postacie
Charlbi Dean i Harris Dickinson to świetnie dobrani aktorzy wcielający się we współcześnie puste postacie Gutek Film
Wszyscy jesteśmy równi - głoszą co jakiś czas prospołeczni idealiści. Ruben Östlund w filmie „W trójkącie” pokazuje, dlaczego tego słusznego pragnienia nie wprowadzimy w życie.

Od wieków energia człowiecza zaprzęgana jest w kreowanie doktryn uzasadniających konieczność budowania hierarchii i utrzymywania ich dla zachowania porządku. Czyli władzy. W różnych okresach dziejów rozmaite czynniki decydowały o panowaniu nad innymi, ale niezmiennie społeczności układane są w struktury klasowe. Dziś, dla ostatecznego zmylenie przeciwnika, nazwane demokracją. Ruben Östlund zrobił w swojej istocie anarchistyczny, zarazem mądry film, podkreślający, jak łatwo hierarchie, do których się przyzwyczailiśmy, jest odwrócić. I jak jeszcze trudniej jest potem oddać tak zdobyte przywództwo tym, którzy zasadnie sprawiedliwości społecznej się domagali.

Ruben Östlund, twórca porywającego i oryginalnego „The Square”, ponownie cieszy siłą wyrazu, przewrotnością, szaleństwem kreacji, wytrącaniem widza ze strefy komfortu. I każdą kolejną sekwencją obnaża hipokryzję rzeczywistości, którą sobie tworzymy. Od otwierającego film obrazu świata mody, reklamy i modelingu, poprzez sztuczność i fałsz przekazu tak zwanych mediów społecznościowych, zakłamanie wyznawców idei politycznej poprawności oraz rozumienie polityczno-obyczajowej konstrukcji zbiorowości na poziomie zgrabnych sentencji, aż po rzeczywiste intencje działań poszczególnych graczy wspólnotowej układanki.
Na przeprawę przez okoliczności przedstawione w filmie wyruszamy z parą celebrytów-influencerów Yayą i Carlem (znakomicie dobrani Charlbi Dean i Harris Dickinson). Postacie idealnie oddające pustkę przesyconej współczesności. Yaya od emocji woli ekscytacje, życie ma podzielone na zaplanowane etapy, nie kryje, że po zakończeniu kariery modelki i gwiazdy internetu, pozostanie jej jedynie bogate zamążpójście. Na razie jednak dla dobrego zdjęcia do wrzucenia do sieci, cierpiąc na nietolerancję glutenu będzie symulowała konsumpcję makaronu w ekskluzywnym otoczeniu. Carl w imię, jak się jemu wydaje, wyższych racji, rozdrabnia każdą sytuację w nonsensownym bełkocie, jawiąc się jako etyczny wychowawca nie rozumiejących tego, co jest dopuszczalne, a co wręcz przeciwnie, który w konsekwencji okaże się pozbawionym kręgosłupa „miękiszonem”, czytającym zasady, w zależności od swoich porażek ponoszonych na ich gruncie. Oboje otrzymują od sponsora darmową morską wycieczkę na luksusowym wycieczkowcu, w międzynarodowym towarzystwie zamożnych znudzonych cyników, obsługujących gości pokładowych menedżerów, dla których liczy się tylko kasa, którą z tej relacji wycisną oraz niezauważalnych reprezentantów różnych grup etnicznych, wykonujących prace fizyczne i te najbardziej nieprzyjemne. Pod dowództwem kapitana (mięsisty epizod w wykonaniu Woody’ego Harrelsona) szukającego sensu przetrwania w butelkach alkoholu, dostają się w sam środek oceanicznej burzy. Nim dojdzie do katastrofy, poczucie wyższości jachtowej elity zrujnuje i poniży w odważnej serii scen choroba morska. Rozbitkowie, którzy przeżyją sztorm, wylądują na malowniczej wyspie. Czeka ich walka o przetrwanie, a tymczasem okazuje się, że jedyną osobą potrafiącą w takich warunkach zdobyć żywność jest dotychczasowa sprzątaczka...

Ruben Östlund w swoim stylu ironizuje i pokpiwa z naszych postaw i oczekiwań, prowadząc do - też charakterystycznej dla tego twórcy - finałowej „przewrotki”. Błyskotliwie składa swój film z zabawnych, ale i wymownych sekwencji-komentarzy (niektórymi zachwyca się tak bardzo, że zapomniał je przykrócić tam, gdzie byłoby to pomocne) do chorób dzisiejszej cywilizacji. Zgromadzona na liniowcu galeria osobistości, a właściwie figur-symboli poszczególnych grup społecznych, jeszcze rozgrywa swoje rytuały przed tego świata końcem. Apokalipsa wydaje się nieunikniona. Zgodnie z przykazaniami sprawdzonej opowieści, powstrzymać ją mogłaby tylko przemiana głównych bohaterów i wybór nowej drogi. Tymczasem bohaterowie Östlunda przemiany, nawet w ekstremalnych warunkach, nie zaznają, co najwyżej ujawniają się ich co bardziej plugawe lub praktyczne cechy. Co więcej, ci, którzy spadają z wyżyn, nie nabywają empatii, nie wnikają w naturę tych, którzy jeszcze niedawno byli im podporządkowani, nie zamierzają uczynić świata lepszym. Jedyne, czego pragną, to powrotu do tego, co było. Nowi władcy, których - jak to często bywa - katastrofa wyniosła na szczyt, możliwość utrzymania odmienionej architektury społecznej widzą w terrorze i zastosowaniu przemocy.

Östlund, choć z zapalczywością biczuje obowiązujący dziś na świecie układ sił, zdaje się nie mieć wielkich nadziei na rozluźnienie tego „trójkąta smutku” (nawiązanie w tytule do miejsca na twarzy pomiędzy brwiami, a nosem). Władza jest zbyt poważnym fetyszem, równość to bajka wywyższonych serwowana poniżonym. Jedyne, co potrafimy, to tylko bujać tą łajbą tak, by co jakiś czas dno zamieniało się w sufit.

„W trójkącie”, komediodramat, Szwecja/Wlk. Brytania/ Francja/Niemcy, reż. Ruben Östlund, wyst. Harris Dickinson, Charlbi Dean
★★★★★✰

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki