Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koło ratunkowe dla Melpomeny pilnie potrzebne

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński Grzegorz Gałasiński
Pogadajmy, ale tym razem na serio, o kulturze w Łodzi. Czyli o pieniądzach. Czyli także o świadomości. Bo być może to właśnie świadomość, czy też jej przedziwne wędrówki po manowcach, doprowadziło właśnie do sytuacji tyleż kuriozalnej, co niebezpiecznej.

Wystarczy przekartkować informator Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina, aby po programie na sezon 2013/2014 przekonać się, gdzie jest dziś ta niezwykle istotna dla Łodzi placówka. To program przetrwania, niepozbawiony ambicji, ale jednak obliczony na oczekiwanie na lepsze czasy. Lepsze czasy miały nadejść już w 2014 roku, tymczasem zatwierdzony dla Filharmonii budżet to kolejny, nie pierwszy w ostatnich latach cios. Co prawda FŁ otrzymała aż o milion złotych więcej niż zaproponowano jej jesienią, gdy budżet zarządu województwa był projektowany, ale jest to również o taki sam milion złotych mniej niż w roku kończącym się.

Jeden z absurdów rzeczywistości, że dyrektorzy instytucji kultury planują sezon opierając się na dwóch budżetach: końcówce z jednego roku i finansowym zastrzyku z roku następnego - pozostawmy. Program na trwający już sezon w FŁ przynosi głównie spotkania z Orkiestrą Symfoniczną i Chórem Filharmonii Łódzkiej, co bardzo się chwali, bo muzycy muszą być w stałej gotowości, spadek formy nie wchodzi w grę - z zasady, a także dlatego, że rok 2015 będzie rokiem jubileuszowym. Nastąpi wtedy oddanie do użytku unikalnych w skali Europy organów, mieszczących w sobie tak naprawdę dwa instrumenty: barokowy i romantyczny. Trudno wyobrazić sobie, by łódzcy muzycy brzmieli przed "królem instrumentów" jak, nie przymierzając, orkiestra strażacka.

Orkiestra to organizm. Aby się rozwijać, potrzebuje kontaktu ze znakomitymi, będącymi na topie dyrygentami i solistami (niewielu jest takich w programie na sezon 2013/2014). Potrzebuje też wyjazdów - tych krajowych i tych zagranicznych, do cenionych w Europie sal koncertowych - bo test przed obcą widownią również zapewnia potężną stymulację do pracy. Ależ to truizmy! A jednak, czasem trzeba je powiedzieć głośno, by dotarły do właściwych uszu, przyzwyczajonych do innych truizmów, więc może nie analizujących wszystkiego biegle.

Muzycy potrzebują też "nagrać" się przed swoją widownią, w swojej Filharmonii, aby po prostu zarobić. Inaczej będą szukać zarobku gdzie indziej, we własnych zespołach, mniej uwagi poświęcając pracy zespołowej w macierzystej instytucji - prawa ekonomii są nieubłagane, a artyści i instytucje kultury szczególnie odczuwają ich działanie. Należy się im zatem także szczególna opieka organizatora (w tym przypadku - Urzędu Marszałkowskiego), wynikająca zresztą z obowiązku ustawowego. Dziś Orkiestra Symfoniczna FŁ gra w miesiącu trzy, cztery koncerty - tak szuka się oszczędności. Ale w Filharmonii ważny jest nie tylko artysta muzyk, ale i widz.

Ręka w górę, kto pamięta czasy, gdy w Filharmonii Łódzkiej rozbrzmiewał głos kontratenora Philippe Jaroussky'ego i muzyka zespołu L'Arpeggiata. Ręka w górę, kto wtedy kupił bilet. Albo raczej - kto nie kupił, bo bilety sprzedały się na pniu (w ciągu trzech godzin), a tłumy ciągnęły do Łodzi z całego kraju. O takich gościach musimy zapomnieć. Jak dawno temu to było i jak wiele bojów o budżet od tego przyszło w tym czasie stoczyć Filharmonii, jak wiele wysiłku kosztowało zespoły artystyczne i dyrekcję. Wysiłek ten przekładał się też na tych, którzy opisywali te starania i dziś jest wręcz fizycznie odczuwalny.

A przecież minęły niespełna dwa lata (tak!). Dwa lata, gdy z 13,7 mln zł budżet FŁ został okrojony do 11,3 mln zł. I tutaj paradoks: Filharmonia musi wypracować ponad 700 tys. zł wkładu własnego na budowę organów. Może to zrobić na jeden główny sposób - grając dobrze, czyli zapewniając sobie wpływy. Jak ma je zapewnić, jeśli Urząd Marszałkowski ostatnim cięciem ogranicza możliwość aktywności artystycznej?

Po niedawnym koncercie, w którym zabrzmiały zamówione jeszcze przez poprzedniego dyrektora, Lecha Dzierżanowskiego, premierowe utwory Pawła Mykietyna i Andrzeja Kwiecińskiego, Orkiestrę Filharmonii Łódzkiej chwaliła na swym słynnym blogu Dorota Szwarcman, krytyk muzyczny tygodnika "Polityka" . Nie pierwszy raz w ostatnim czasie chwali - ale to efekt mozolnej, wieloletniej pracy dyrektorów, dyrygenta Daniela Raiskina, który teraz przejął wiele z obowiązków szefa artystycznego, oraz muzyków. Jeśli głodowa dotacja doprowadzi do spadku formy zespołu, to (mówiąc jak ekonomista) zmarnotrawione zostaną także poprzednie dotacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki