Łódzkie teatry przygotowują się do wznowienia działalności, choć plany zaproszenia publiczności dotyczą raczej dopiero nowego sezonu artystycznego. Problemem jest nie tylko wprowadzenie procedur związanych z narzuconymi instytucjom obostrzeniami dotyczącymi zabezpieczenia zdrowia gości i pracowników, ale także nieopłacalność grania dla drastycznie ograniczonej liczby widzów - teatry mogą zapełniać widownie jedynie w połowie.
- Dotychczasowe straty samych teatrów w Łodzi to aż trzy i pół miliona złotych: takie szacunkowe wyliczenie obejmuje okres od 15 marca do 30 czerwca - powiedziała na wczorajszej konferencji prasowej wiceprezydent miasta, Małgorzata Moskwa-Wodnicka. - To sytuacja dramatyczna i nie zmienią tego dotacje grantowe od ministerstwa, za które bardzo dziękujemy, ale w dotychczasowej formie są jak plaster na złamaną rękę. Oczekujemy realnej tarczy dla teatrów i to zarówno samorządowych, marszałkowskich, jak i prywatnych.
W szczególnej sytuacji są instytucje, które wystawiają wysokonakładowe produkcje - jak Teatr Muzyczny wśród łódzkich placówek miejskich, czy Teatr Wielki, należący do instytucji marszałkowskich.
- U nas pokazanie jednego spektaklu z dużą obsadą i orkiestrą to koszty około 30 tysięcy złotych: daje to około 200 tysięcy złotych miesięcznie straty tylko na jednym przedstawieniu musicalowym, jak „Miss Saigon” - wyjaśnia Jakub Szydłowski, dyrektor artystyczny Teatru Muzycznego. - Staje się to kompletnie nieopłacalne, dlatego planujemy na razie mniejsze formy. Napisaliśmy wnioski o dotację do ministerstwa na dwa muzyczne spektakle kameralne.
„Muzyczny” przygotowuje się do premiery musicalu „Pretty Woman” (wkrótce kolejny etap castingu), ale w obecnej sytuacji zaplanowany wrześniowy termin stoi pod znakiem zapytania.
Cierpią także teatry grające dla dzieci, które m.in. nie mogą liczyć na grupy szkolne. Próbę pokazania przedstawienia podjął „Pinokio”. - Jedyny spektakl, który przy ograniczeniu widowni nie generowałby kosztów, a nawet przyniósł dwieście złotych zysku, to „Świnki 3” - mówi p.o. dyrektora Teatru Pinokio Łukasz Bzura. - Realnie granie w teatrze dla połowy widowni kończy się stratami na poziomie około 20 tysięcy złotych miesięcznie.
W Teatrze Lalek „Arlekin” rozpoczęto próby do dwóch małoobsadowych spektakli, premiery są przygotowywane na październik i listopad (to m.in. gotowe już przedstawienie do tekstu Doroty Masłowskiej, które nie zdążyło wejść na afisz w marcu). Teatr jest obecnie w trakcie remontu zapadni sceny, co potrwa mniej więcej dwa tygodnie. Pierwsze symulacje grania przez czternaście dni, dają około 12 tys. zł. strat.
Teatr Powszechny chce wrócić do grania w lipcu, planował też jeszcze w czerwcu pokazać „Szalone nożyczki”, ale - jak informuje miasto - zrezygnował z tego pomysłu przede wszystkim ze względu na koszty i niemożność zapewnienia pełnego bezpieczeństwa. Teatr Nowy zaś opracowuje dokumentację pracy w obecnych warunkach, opłacając prawników piszących regulamin, jednocześnie wyliczając koszty uruchomienia spektakli z 50 proc. widownią na 55 tys. zł. na minusie miesięcznie. Zespół pracuje nad trzema tytułami w dwuosobowych obsadach, trwa zarazem rejestracja spektaklu „Humanka”.
Jednak bez systemowych finansowych rozwiązań i stuprocentowego „odmrożenia” tych instytucji, teatrom może nie udać się „podnieść”...
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?