Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łatwiej zostać pilotem niż kierowcą. Latają już szesnastolatkowie

Agnieszka Jasińska
Tyle zostało z samolotu, który spadł na górę Kamieńsk w pobliżu pasa startowego
Tyle zostało z samolotu, który spadł na górę Kamieńsk w pobliżu pasa startowego Krzysztof Szymczak
Z roku na rok przybywa osób posiadających uprawnienia pilota. Zaciągają kredyty, żeby skończyć kurs, zdać egzamin i speniać swoją pasję. Niestety, coraz częściej słyszymy też o wypadkach w powietrzu... Zawodzi brak doświadczenia albo maszyna.

Niedziela. Góra Kamieńsk. Piękna pogoda. O godz. 19 awionetka próbuje wzbić się w niebo. Potem słychać tylko huk. Świadkowie mówią, że samolot zaraz po starcie wpadł w korkociąg. Specjaliści mówią, że mogło dojść do nagłego zatrzymania silnika. Samolot niespodziewanie runął na ziemię.

W środku ultralekkiej maszyny siedział 71-letni instruktor i 36-letni początkujący pilot. Nie mieli żadnych szans na przeżycie. Na ziemi został ich kolega. Nie wsiadł do samolotu, bo przegrał losowanie. Losowali, kto poleci jako pierwszy. Wygrał 36-latek...

Huk, policja i straż pożarna

Pomoc natychmiast wezwał pracownik lotniska na górze Kamieńsk. Na miejsce przyjechała policja, strażacy oraz lekarz.
To nie były łatwe poszukiwania. Awionetka spadła na zalesiony stok góry Kamieńsk. Samolot odnaleziono dopiero po godzinie. Leżał w pobliżu jednej z dróg przeciwpożarowych, między drzewami. Strażacy do późnych godzin nocnych pracowali nad przygotowaniem dojścia do awionetki, choć do wypadku doszło kilkaset metrów od pasa startowego.

Tuż po katastrofie na górze Kamieńsk pojawili się także specjaliści z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Szczegółowo obejrzeli szczątki awionetki. Na szybkie wyjaśnienie przyczyn wypadku nie ma jednak co liczyć. Potrzeba na to kilku tygodni. Szczątki rozbitej maszyny zostały wywiezione z miejsca wypadku i zabezpieczone. Dostęp ma do nich tylko prokuratura i przedstawiciele komisji badania wypadków lotniczych.

Wystarczy skończyć 16 lat, żeby zostać pilotem

Aby zostać pilotem samolotu certyfikowanego trzeba zaliczyć 45 godzin lotów, a potem zdać egzamin państwowy. Natomiast jeśli chodzi o samoloty ultralekkie, takie jak ten, który rozbił się na górze Kamieńsk, to trzeba zaliczyć tylko dwadzieścia kilka godzin lotów. Tutaj też trzeba zdać egzamin. Łatwiej zostać pilotem samolotu niż kierowcą samochodu. Prawo jazdy może dostać tylko osoba pełnoletnia. Egzaminy zdaje w Łodzi ok. 25 proc. kandydatów na kierowców. Natomiast...

- Aby zdobyć uprawnienia pilota trzeba skończyć 16 lat- mówi Karol Wiśniewski. - Zdawalność egzaminów wynosi niemal 100 procent.

Lotnictwo to bardzo drogie hobby

Najstarszy kursant, jaki uczył się latać w Bartolini Air, miał 55 lat. Najmłodsi mają po 16 lat. W ciągu roku ośrodek szkoli 30-40 pilotów.

- To jakieś 20 procent więcej niż jeszcze kilka lat temu - mówi Wiśniewski. - Latanie jest coraz bardziej dostępne. Jeszcze kilka lat temu ludzie nie wiedzieli, że w Łodzi w ogóle jest lotnisko. Teraz to się bardzo zmieniło. Ci, którzy zapisują się na kurs, dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to osoby, które mają pieniądze i chcą sobie w wolnym czasie polatać. Taką mają pasję, kaprys... Druga to ci, którzy z latania chcą zrobić zawód i w ten sposób zarabiać na życie. Są nawet tacy, którzy biorą kredyt, bo nie stać ich na opłacenie kursu. A szkolenie to wydatek rzędu 25-30 tys. zł. Tyle kosztuje podstawowa licencja.

Aby zostać instruktorem trzeba mieć co najmniej 3-,4-letnie doświadczenie. A potem należy zdać egzamin.

- Oczywiście doświadczenie zdobywa się przez całe życie - dodaje instruktor.

Tylko kobiet w powietrzu brak

Wśród pilotów wciąż niewiele jest kobiet...

- A szkoda - uśmiecha się Wiśniewski. - Przez to na lotnisku jest głównie męskie towarzystwo. Nie mamy takich uprzedzeń jak kierowcy na drogach, że baba za kierownicą to tragedia. My czekamy na kobiety. I nie uważamy, że mają mniej umiejętności niż mężczyźni.

Wiśniewski podkreśla, że zawsze lata się bezpiecznie.

- Po to są szkolenia, żeby było bezpiecznie - podkreśla instruktor. - Ostatnio dużo mówi się o wypadkach, ale procentowo ich liczba nie zwiększa się. Po prostu więcej osób lata. Nie da się zupełnie wyeliminować wypadków. Zdarza się, że zawodzi maszyna, człowiek, albo że brakuje doświadczenia.

Ta pechowa góra Kamieńsk

Niedzielna tragedia to nie pierwszy wypadek awionetki w pobliży góry Kamieńsk. Do podobnego zdarzenia doszło w 2006 r. Wówczas również zginęły dwie osoby. Samolot wystartował wtedy z lotniska w Piotrkowie Trybunalskim i spadł w pobliżu trasy A1. Świadkowie twierdzili, że samolot miał kłopoty z silnikiem.Słyszeli jak przestał pracować. Był pilotowany przez 46-letniego mieszkańca Tomaszowa Mazowieckiego.

Natomiast w 2009 r. w Gałkowicach Starych spadł 29-letni paralotniarz, startujący z góry Kamieńsk. Podczas wykonywania manewru, mężczyzna stracił panowanie nad paralotnią. Ta wpadła w spiralę i spadła z wysokości ok. 200 metrów. Reanimacja 29-latka trwała około 40 minut. Niestety, nie udało się go uratować.

29-latek miał duże doświadczenie w lotach na paralotni. Reprezentował kraj na europejskich zawodach. Całe swoje życie poświęcił lataniu.
Tragiczny koniec długiego weekendu majowego

To miał być wyjazd weekendowy, jeden z wielu. W sobotę 5 maja Agnieszka i Krzysztof przylecieli z Lidzbarka na Słowację własnym samolotem. Wybrali się do kąpieliska termalnego w Beszenowej. W niedzielę mieli już wrócić do domu. Do tragedii doszło tuż po starcie maszyny, około godz. 12.30. Maszyna wpadła w korkociąg. Według świadków zdarzenia, awionetka po upadku natychmiast zaczęła się palić. Załoga nie miała żadnych szans na przeżycie. Samolot rozbił się kilkanaście kilometrów od polskiej granicy. Spadł na pole we wsi Liskovo.

Przyczyny katastrofy awionetki bada komisja złożona z ekspertów. Na specjalistycznych forach lotniczych piloci podejrzewają, że powodem tragedii mogło być złe paliwo.

Agnieszka była emerytowaną dyrektorką gimnazjum, uczyła wiedzy o społeczeństwie. Krzysztof był dentystą. Mieli po pięćdziesiąt parę lat.

Nawet Dedal spadł na ziemię

Do tragicznego wypadku awionetki doszło również w 2010 roku nieopodal łódzkiego lotniska. Rozbił się tu mały sportowy samolot. Pilot, mieszkaniec Łodzi, zmarł po 40 minutach reanimacji. Po upadku biały samolot typu Dedal KB leżał na ziemi z roztrzaskanym kadłubem. Skrzydła miał pogięte i naderwane. To był koszmarny widok.

Pilot miał 36 lat, licencję posiadał od roku. Testował zakupiony kilka dni wcześniej model całkowicie nowej maszyny polskiej produkcji. Samolot kupił do spółki z kolegą.

Dedal runął na łąkę, 150 metrów od najbliższych zabudowań. Wokół były krzaki i linie wysokiego napięcia. Okoliczni mieszkańcy nic nie widzieli, nie słyszeli nawet huku. Dopiero na dźwięk syren pobiegli na miejsce katastrofy, żeby zobaczyć, co się stało.

Pilot leciał na wysokości 300 metrów. Samolot spadł na ziemię, prawdopodobnie bardzo gwałtownie. Świadczyły o tym bardzo poważne zniszczenia. Gdyby do wypadku doszło podczas próby awaryjnego lądowania, nawet bez użycia silnika, samolot wyglądałby po wypadku inaczej.

Czasami można mieć szczęście

W ubiegłym roku podczas podchodzenia do lądowania na łódzkim lotnisku doszło do kolejnego wypadku awionetki. Ultralekki samolot przewrócił się podczas awaryjnego lądowania. Na szczęście nie doszło do zapłonu.

Dwumiejscowa Cessna 150 lądowała awaryjnie na polu przy przejeździe kolejowym. Samolot pilotował 40-letni mężczyzna. Posiadał licencję na prowadzenie tego typu maszyny. Pasażerka to 29-letnia kobieta. Oboje wyszli z wraku o własnych siłach. Odnieśli tylko niegroźne obrażenia, ale na wszelki wypadek zostali po wypadku odwiezieni do szpitala. Pilot przyznał, że doszło do awarii silnika. Dlatego został zmuszony do lądowania na polu.

Awionetka leciała z Poznania do Łodzi. Tuż przed lądowaniem pilot powiadomił kontrolera lotów na łódzkim lotnisku, że ma problemy z silnikiem. Potem kontakt z ultralekkim samolotem się urwał. Po trzech minutach wszczęto alarm. O wypadku powiadomili policję też okoliczni mieszkańcy, którzy zauważyli, że z awionetką w powietrzu zaczęło dziać się coś dziwnego.
Samolot uderzył o ziemię. Na polu rozbitą awionetkę odnalazł policyjny śmigłowiec, który reflektorem oświetlił miejsce wypadku.

Kiedy pilot chce się popisać

21 sierpnia, ok. godz. 20 na jeden z budynków na krakowskim osiedlu Wyciąże spadł samolot z 42-letnim pilotem i trzema nastoletnimi pasażerkami na pokładzie. Cała czwórka zginęła na miejscu, a kilka rodzin mieszkających w domu, o który rozbiła się cessna, cudem uniknęło śmierci.

W tym przypadku to pilot popełnił błędy. To był lot, który w ogóle nie powinien się odbyć. Pilot wziął na pokład samolotu trzy nieletnie pasażerki, kiedy było już po zachodzie słońca. Chciał tym lotem sprawić przyjemność córce znajomego oraz jej dwóm koleżankom. Propozycja wyszła podczas wspólnego grillowania na terenie lotniska.

Pilot leciał zdecydowanie za nisko, wykonując zbyt gwałtowne manewry. Chciał w ten sposób uatrakcyjnić lot młodym pasażerkom. To właśnie niska wysokość i utrata prędkości sprawiły, że samolot tuż przed tragedią wpadł w korkociąg. Pilot nie zdołał wyprowadzić maszyny i wzbić się w górę. Lewym skrzydłem cessna uderzyła w wiatrołap budynku, a następnie runęła pionowo na podwórko.

Katastrofa w powietrzu, tragedia na ziemi

Takiej tragedii na krakowskim osiedlu nie było nigdy wcześniej. Po uderzeniu zarówno samolot, jak i budynek, na który spadła maszyna, stanęły w ogniu. W akcji gaszenia uczestniczyło aż 19 jednostek straży pożarnej.

W domu podczas katastrofy znajdowało się 19 osób. To budynek dwurodzinny. Samolot spadł na podwórko, tuż obok domu. To cud, że nikomu nic się nie stało. Mieszkańcy uciekali przez okna. Słyszeli, że z samolotem coś jest nie tak i dzięki temu się uratowali.

Sąsiedzi pomagali sobie wzajemnie. Przez okna podawali dzieci. To był koszmar. Jeden z mieszkańców cieszył się, że samolot nie spadł dwie godziny później. Wtedy on poszedłby już spać, a tak oglądał jeszcze telewizję i był w stanie szybko uciekać.
Wszystko spłonęło, mieszkańcy domu zostali tylko w tym, w czym uciekli. Z domu nie zostało nic.

Współpr. Jacek Drożdż

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki