Szymek pochodzi z Nowego Targu. Miał kłopoty w szkole.- Syn nie chciał się uczyć, wagarował, robił co chciał, nikogo nie słuchał - przyznaje matka Szymka. - Miałam nadzieję, że wyjdzie na ludzi. Ale ośrodek niczego poza agresją go nie uczy - mówi kobieta. Po wypadku syna próbowała interweniować u dyrektora ośrodka. - Usłyszałam, że to tylko zabawa. Zignorował mnie - denerwuje się kobieta.
Boi się, że koledzy któregoś dnia zabiją jej syna. - Szymek jest dwa miesiące w ośrodku. Od początku nie mógł znaleźć wspólnego języka z kolegami. Schudł 10 kilo. Próbowałam interweniować u dyrektora, ale on mnie ignoruje - opowiada mama chłopca.
Szymek pojechał do domu na Wszystkich Świętych. Nie wrócił do Łodzi. Boi się.
Paweł Piotrowski, dyrektor MOW nr 1 w Łodzi, bagatelizuje sprawę dręczenia Szymka. Mówi, że chłopcy znaleźli sobie zabawę. - Zawsze w grupie znajdzie się kozioł ofiarny - stwierdza. - Zgłosiliśmy sprawę na policję. Poza tym zdarzeniem wszystko w ośrodku funkcjonuje właściwie.
Co innego mówią policjanci. - Sprawcy pobicia Szymona to dwaj 15-letni podopieczni ośrodka. Policja przekazała materiały sprawy do sądu rodzinnego z wnioskiem o umieszczenie bardziej agresywnego z chłopców w zakładzie poprawczym. Obaj 15-latkowie są znani z wcześniejszych agresywnych zachowań w ośrodku. Chodzi o pobicia - mówi asp. Radosław Gwis z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Szymek nie jest jedyną ofiarą przemocy w ośrodku. Na innego chłopca napadło trzech kolegów. Bili go i kopali. Wychowawca, zamiast zdyscyplinować oprawców, zamknął pobitego w izolatce. Dla bezpieczeństwa - tak później tłumaczył. Bał się ukarać agresywnych podopiecznych.
O tym, że w ośrodku dochodzi do nieprawidłowości, słyszeli pracownicy Kuratorium Oświaty w Łodzi. Badają m.in. sprawę pracownicy ośrodka. Dyrektor zawiesił ją w wykonywaniu obowiązków. Jak dowiedzieliśmy się od pracowników placówki, że wychowawczyni miała kupować podopiecznym colę i chipsy po to, by robili psikusy innym wychowawcom. Chodziło m.in. o włączanie wszystkich odkurzaczy w ośrodku.
- Kiedy inni wychowawcy odpłacili jej pięknym za nadobne, urządziła karczemną awanturę z wyzwiskami - zdradza nam pracownik placówki przy ul. Częstochowskiej w Łodzi. Wobec wychowawczyni wszczęto postępowanie dyscyplinarne.
Dyrektor zapytany, czy wcześniej słyszał o przekupywaniu podopiecznych przez wychowawców, odpowiada: - Słyszałem, ale to plotki. Nie ma jak ich sprawdzić - mówi Piotrowski.
Sygnały o nieprawidłowościach w ośrodku dotarły też do łódzkiego magistratu.
- Nadzór, który sprawuje dyrektor, i praca wychowawcza w ośrodku wymagają poprawy - mówi Wojciech Janczyk, rzecznik UMŁ.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?