MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łódź daleko za Warszawą, Krakowem i Wrocławiem

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
"Łódź 2015", czyli najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego, obnaża dramatyczną sytuację Łodzi. W porównaniu z innymi polskimi metropoliami Łódź wypada bardzo kiepsko.

Wbrew tytułowi publikacji, GUS podsumowuje sytuację na koniec 2014 r., ale dane i tak są bardzo ciekawe. Dramat pierwszy, podstawowy: demografia. W ubiegłym tygodniu magistrat chwalił się dodatnim saldem migracji w przedziale wiekowym 20-29 lat. Tyle że liczba ludności Łodzi od lat spada w dramatycznym tempie. Co roku tracimy ok. 6 tys. mieszkańców. Na koniec 2014 r. miasto liczyło 706 tys. osób. Najnowszych danych jeszcze nie ma, ale z prognoz wynika, że właśnie w tym momencie łodzian jest już mniej niż 700 tys. Nie tak dawno Łódź utraciła miano drugiego miasta w Polsce na rzecz Krakowa. Dziś Kraków ma już 60 tys. osób więcej niż Łódź (761 tys. na koniec 2014 r.). Stawce przewodzi Warszawa - grubo ponad 1,7 mln osób.

Wbrew stereotypom, to nie migracje są głównym czynnikiem wpływającym na spadek liczby ludności, a ujemny przyrost naturalny. Mówiąc krótko: w Łodzi urządza się więcej pogrzebów niż chrzcin. W 2014 r. przyrost naturalny w Łodzi wyniósł minus 5,5 (o tyle więcej było zgonów niż urodzin w przeliczeniu na 1000 mieszkańców). To najgorszy wynik na tle wszystkich dużych miast. Warszawa w tym czasie miała przyrost naturalny na poziomie 0,9, Kraków: 0,6, Poznań: 0,2, Wrocław: 0,1.

Saldo migracji ma mniejsze znaczenie, ale i ono jest w Łodzi ujemne - w 2014 r. wyniosło minus 2. Dla porównania - w Warszawie plus 5,2, Krakowie - plus 2, a Wrocławiu - plus 3.

Liczba mieszkańców Łodzi coraz mniejsza. Za 35 lat będzie nas mniej niż pół miliona

Łódź negatywnie wyróżnia się też w kwestii bezrobocia. I choć spada u nas ono tak jak w innych regionach, to ciągle jest znacznie wyższe niż w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu. Pod koniec 2014 r. stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w Łodzi 10,7 proc. (w listopadzie 2015 r. było to 9,6 proc.), podczas gdy w Krakowie - 5,1 proc., Warszawie - 4,2 proc., Wrocławiu - 4,1 proc., Poznaniu - 3,1 proc. Przedstawiciele Powiatowego Urzędu Pracy w Łodzi podkreślają, że największy problem mają z osobami długotrwale bezrobotnymi, które nie mają żadnych kwalifikacji, a prezydent Łodzi Hanna Zdanowska przekonuje, że faktyczne bezrobocie jest mniejsze, a największy problem miasto ma z brakiem chęci do pracy u bezrobotnych.

Przepaść dzieli też Łódź od innych dużych miast, jeśli weźmiemy pod uwagę wynagrodzenia. O ile pod koniec 2014 r. średnia miesięczna pensja brutto wynosiła w Poznaniu 4.422,26 zł, w Krakowie 4.138 zł, to w Łodzi zaledwie 3.710,67 zł. Z Warszawą (5.171,46 zł) nie ma się nawet co równać.

Informatycy zarabiają dwa razy tyle, co pracownicy kultury

Łódź bardzo słabo wygląda, jeśli chodzi o inwestycje mieszkaniowe. W 2014 r. w mieście oddano do użytku 1.752 mieszkania. Wychodzi 2,5 na 1000 mieszkańców. W Warszawie wybudowano 14.964 mieszkania, czyli 8,6 na 1000 mieszkańców. Łódź odstawała też drastycznie od innych dużych miast. Kraków: 7.346 mieszkań (9,6 na 1000 mieszkańców), Wrocław: 5.936 (9,4), Poznań: 3.642 (6,7). Od kilkunastu miesięcy na łódzkim rynku nieruchomości obserwujemy ożywienie inwestycyjne, tyle że jest to zjawisko ogólnopolskie. Więc gdzie indziej też się buduje. Można byłoby tłumaczyć niewielką liczbę oddawanych lokali tym, że w Łodzi mieszkań jest bardzo dużo. Bo w istocie - jest dużo. Tyle że w dużej części są to mieszkania stare, w najwyżej przeciętnym stanie, a jest ich dużo wyłącznie z powodu kulejącej demografii.

O ile stare, przeciętne łódzkie mieszkania są małe, o tyle rekordowa na tle innych miast jest powierzchnia nowo oddawanych lokali. Paradoks ten łatwo można wytłumaczyć metodologią GUS. Otóż pod hasłem „mieszkanie” statystycy rozumieją zarówno lokale w blokach, jak i domy jednorodzinne - siłą rzeczy dużo większe. A udział budownictwa prywatnego w Łodzi jest większy niż w innych miastach.

Najtańsze mieszkania są w Łodzi

Sami nie damy rady

Prof. Tadeusz Markowski, Uniwersytet Łódzki:

Łódź ma szansę dogonić inne miasta tylko, jeśli stanie się częścią układu łódzko-warszawskiego. Natomiast dziś warto się pokusić o przedstawianie sytuacji w Łodzi w układzie metropolitarnym, powiększonym o gminy ościenne. W Łodzi wszystko się rozprasza - jakość życia w Śródmieściu jest niska, więc, kto może, ucieka poza miasto. Stąd wskaźniki w granicach miasta są słabe, ale gdyby nas sumować z gminami ościennymi, sytuacja nie wyglądałaby tak dramatycznie. Największym problemem jest demografia, proces starzenia się. Nawet, jeśli młodzi zostają w Łodzi, to jesteśmy obciążeni przez osoby starsze, o niskich dochodach, przez nadreprezentację kobiet. I to rzutuje na naszą siłę nabywczą, możliwość świadczenia nowoczesnych usług. To będzie jeszcze trwać przez ok. 15-20 lat. Kiedyś musi nastąpić odbicie. Tyle że nie wiadomo kiedy. Żeby to oszacować, potrzebne są prognozy jakościowe, nie ilościowe. Nikt tego nie robi.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
11 - 17 stycznia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki