MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Łódź to miasto inne niż wszystkie

Anna Gronczewska
Łucja Robak, prezes stowarzyszenia przyjaciół Starego Miasta
Łucja Robak, prezes stowarzyszenia przyjaciół Starego Miasta Sebastian Łukasik
Z Łucją Robak, prezes stowarzyszenia przyjaciół Starego Miasta, rozmawia Anna Gronczewska:

Co sprawiło, że zainteresowała się Pani bliżej Łodzią, jej przeszłością, ale i teraźniejszością?
Jestem z wykształcenia architektem. Różne budowle, obiekty, ich historia, nigdy nie były mi więc obce. Chyba dlatego w pierwszym etapie poznawania Łodzi, jej historii, problemów, mój zawód odegrał sporą rolę. Przy czym w czasie, gdy pracowałam, budowane były różne bloki, osiedla dziś uznane za koszmary. Ale zaspokoiły głód mieszkaniowy, więc nie należy na nie patrzeć krzywym okiem, choć rzeczywiście urodziwe nie są. Potem jednak zaczęłam myśleć o Łodzi jako o mieście innym niż wszystkie. Tym w którym żyję, muszę je pokochać, by się dobrze w nim czuć. Patrzę zatem na tę Łódź i odnoszę wrażenie, że miasto mające niepowtarzalny, fabryczny, surowy klimat, gdzieś go zapodziewa.

Powiedziała Pani, że Łódź jest miastem innym niż wszystkie, niezwykłym. Na czym polega jej niezwykłość?

Jest niezwykłym miastem, ale też bardzo trudnym do polubienia i pokochania. Zwiedziłam wiele polskich miast i nigdzie nie znalazłam takiej fabrycznej, ceglanej zabudowy. Może poza Żyrardowem, ale to akurat mały ośrodek. Na początku spodobała mi się w Łodzi jej zabudowa. Z czasem zaczęłam dostrzegać wille, pałace towarzyszące najczęściej tym fabrykom. Co też zazwyczaj nie zdarza się nigdzie na świecie. Z czasem bogaci ludzie budowali kamienice. Stoją one na ulicach Piotrkowskiej, Sienkiewicza. One są rzeczywiście piękne, można chodzić godzinami łódzkimi ulicami i oglądać te kamienice. Chociaż nie wszystko w nich się zachowało. Na przykład partery. Kiedyś chciałam przygotować cykl rysunkowy przedstawiający bramy ulicy Piotrkowskiej. Okazało się, że wiele jest bardzo zniszczonych. Ma stłuczone ozdoby, skradzione pachołki. A miały one bardzo ciekawe kształty.

Pani jest łodzianką?
Nie, przyjechałam do Łodzi z rodzicami, w 1957 roku ze Szczecina. Miałam wtedy 14 lat.

Jakie wrażenie zrobiła na Pani Łódź?
Zamieszkałam na Bałutach, w nowo wzniesionych wtedy blokach, w rejonie ulicy Marynarskiej. Ale 14-letnia dziewczyna nie biega po całym mieście i nie ogląda go. Mnie się podobały Bałuty, to miejsce w którym zamieszkałam. Byłam zachwycona, że w naszym bloku znajdowała się wielka biblioteka z tarasem. Dziś zabudowa tamtych rejonów straciła na atrakcyjności, ale wtedy mogła się podobać. Jak na łódzkie warunki była przyzwoita.

Długo rodziła się w Pani miłość do Łodzi?
Nawet bardzo długo. Moja córka w 1990 roku wyjechała za granicę. Chciałam jej wysłać jakiś album ze zdjęciami Łodzi, by mogła się pochwalić z jakiego ładnego miasta pochodzi. Oczywiście żadnego takiego albumu nie znalazłam. Wtedy sobie pomyślałam, że może narysuję łódzkie pejzaże... I zaczęłam to robić. Przyjrzałam się bliżej Łodzi, zobaczyłam wiele detali, ciekawostek architektonicznych, rzeźbiarskich. Ujrzałam w pełni jej piękno. Dalej uważam, że skarbem Łodzi jest zabudowa fabryczna, która niestety niszczeje, znika z powierzchni.

Jest Pani prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Starego Miasta. Swoją siedzibę macie w sercu Łodzi. Tyle, że ten Stary Rynek sercem Łodzi nie jest...
Niestety. W przyszłym roku minie dziesięć lat od powołania do życia naszego stowarzyszenia. Przez cały ten czas zabiegamy o objęcie tego terenu planem zagospodarowania, o nadaniu mu właściwej rangi, o wytyczeniu kierunku, w jakim to miejsce powinno się rozwijać. A władze bez walki oddały prymat w ręce Manufaktury. Tam, a nie na Starym Rynku, odbywają się różne imprezy związane ze zorganizowaniem czasu łodzianom. Tu nic się nie dzieje! Jeszcze za czasów pierwszej kadencji prezydentury Jerzego Kropiwnickiego odbywało się na Starym Rynku mnóstwo imprez. Ale to już historia.

A Stary Rynek mógłby tętnić życiem?
Oczywiście! Mogę przypomnieć to, co kiedyś tu organizowano. Były to letnie koncerty, na których występowały zespoły, orkiestry ze wszystkich stron świata. Mogłyby tu odbywać się letnie spektakle teatrów dla dzieci. Bywały tu pokazy tresury psów, które gromadziły tłumy ludzi.

Wiele osób narzeka, że Łódź nie ma starego miasta, rynku. Okazuje się, że rynek jest, tylko się o nim zapomina...
Powiedziałabym, że poza Łodzią nie znam miasta, które nie ma rynku. W zasadzie to i tu rynek jest, tylko władze nie mają na niego pomysłu. Ten nasz Stary Rynek wcale nie jest mały. Jest przecież połączony z Parkiem Staromiejskim. Można by tam organizować na przykład wystawy, tak jak to wcześniej bywało.

Wasze stowarzyszenie chce robić coś, by Łódź była jeszcze piękniejsza?
By coś robić, to trzeba mieć tytuł własności, fundusze. Plac należy do miasta. Nawet, gdybyśmy mieli pieniądze na wymianę kostki, którą jest pokryty, musielibyśmy występować do właściciela o zgodę. My tylko proponujemy, rozmawiamy z kolejnymi władzami miasta, ale nie do końca ma to oddźwięk.

Jaka jest Łódź Pani marzeń?
Przede wszystkim marzy mi się Łódź konsekwentna. To znaczy dbająca o swoje podstawowe interesy, o zachowanie substancji zabytkowej, pałacowej, willowej, parkowej. Mamy przecież w Łodzi ogromną ilość zieleni, o którą też trzeba zadbać. Powinien wreszcie zostać zagospodarowany Stary Rynek. Marzy mi się, by wreszcie w naszym mieście powstał pomnik króla Władysława Jagiełły. Chciałaby, aby wokół Starego Rynku powstało 125 kafejek, pubów. By nikt nie musiał pić piwa siedząc na murku. By Bałuty rozwijały się kulturalnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki