Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie wysiedlenia. Ludzie musieli w ciągu 15 minut spakować dorobek życia

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
W styczniu 1940 roku wysiedlono około 5 tysięcy łodzian
W styczniu 1940 roku wysiedlono około 5 tysięcy łodzian IPN
Na początku 1940 roku tysiące łodzian musiało opuścić swoje mieszkania. Trafili m.in. do obozu przy ul. Łąkowej.

Rocznica wysiedleń na łódzkich osiedlach

Wysiedlano głównie mieszkańców najładniejszych osiedli przedwojennej Łodzi. A więc tzw. osiedla ZUS-owskiego przy ul. Bednarskiej, domów na Julianowie, w centrum miasta, a przede wszystkim łodzian zamieszkałych na osiedlu im. Montwiłła Mireckiego... 14 stycznia 1940 roku, w ciągu jednego wieczora kazano opuścić swoje mieszkania blisko 5 tysięcy ludziom. Jak zapewniają historycy była to największa jednorazowa akcja dotycząca wysiedleń Polaków w Łodzi Oczywiście nie licząc wysiedleń ludności narodowości żydowskiej.

Wspomnienia dziecka

Większość świadków tamtych wydarzeń już nie żyje. Jak choćby zmarły kilka lat temu Zbigniew Fornalski. Jego rodzina na osiedle im. Montwiłła Mireckiego wprowadziła się w 1937 roku. Zamieszkali przy al.Unii 18. W bloku nazwanym „piłą”.

- Bo to taki zębaty blok – wyjaśniał nam przed w kolejną rocznicę tych tragicznych wysiedleń Zbigniew Fornalski.

Tadeusz Fornalski, ojciec Zbigniewa, przed wybuchem wojny pracował w łódzki magistracie. Był też prezesem POW w Łodzi. Kiedy wkroczyli do Łodzi Niemcy szybko znalazł się na ich liście. Przed 11 listopada pojawili się w domu, by go aresztować. Tadeuszowi Fornalskiemu udało się uciec. Znalazł się Warszawie. On i jego rodzina przeżyli okupację pod zmienionym nazwiskiem Porada.

Kazali wychodzić..

14 stycznia 1940 roku 8-letni Zbyszek siedział w domu z mamą. Była to niedziela. Po osiedlu kręciły się niemieckie patrole, które widzieli przez okno. Słychać było krzyki. Myśleli, że to pojedyncze wysiedlenia jakie miały już miejsce przez 11 listopada 1939 roku. Około 23.00 usłyszeli łomot do drzwi. Niemcy walili w nie kolbami. Potem do środka weszło dwóch mundurowych i jeden cywil.

– Słyszałem tylko Weg, Raus, zacząłem płakać – wspominał nam Zbigniew Fornalski. – Powiedzieli mamie, że ma piętnaście minut, by opuścić mieszkanie. Kto tego nie przeżył nie wie co to znaczy....

Po tym czasie wyprowadzili ich z mieszkania. Niewielki dobytek mama pana Zbigniewa zawinęła w koc. Niemcy zaplombowali mieszkanie. Zaprowadzili ich na ul. Praussa. Tam stały samochody. Przypominały wyglądem autobusy. Załadowano do nich kobiety, dzieci, starszych ludzi. Mężczyzn pognano pieszo w kierunku ul. Łąkowej...

Uniknął obozu

Tadeusz Krzemiński miał wtedy rok, jego siostra Ania - trzy lata. O wysiedleniach wie z relacji mamy. Jego ojciec już wtedy nie żył, ale o tym dowiedział się po latach. Pracował w magistracie. 9 listopada aresztowali go Niemcy, a potem rozstrzelali.

- Mama opowiadała, że byłem chory, miałem temperaturę - wspomina Tadeusz Krzemiński. – Wpadli do mieszkania Niemcy i kazali się wynosić. Mama tłumaczyła, że jest sama z dwójką dzieci, prosiła by dali jej trochę czasu. Niemiec machnął ręką i wyszedł...

Tadeusz Krzemiński mówi, że mama poczekała pół godziny. Potem ostrożnie wyszła na ulicę. Auta odjechały. Stali żołnierze, szczekały psy. Razem z dziećmi przeszła przez ich kordony. Poszła na ul. Jęczmienną. Tam mieszkała jej znajoma.

– Gdyby zabrali nas do obozu na ul .Łąkową, to pewnie bym tego nie przeżył – mówi dziś Tadeusz Krzemiński.

Tragiczne warunki

Fornalskich, tak jak innych mieszkańców zawieziono na ul. Łąkową 4. Przed wojną była tam fabryka Gliksmana. Niemcy utworzyli tam obóz dla wysiedlonych. Umieścili ich w wielkich halach. Wszyscy spali na brudnej od różnych smarów podłodze.

– Rozkładało się na niej płaszcze, koce, miejsca było niewiele, po metrze - półtora – opowiadał pan Zbigniew. - Mama rano wyprowadzała mnie na dwór i myła śniegiem twarz. To bardzo szczypało, a ja płakałem. Stojący wokół esesmani pękali ze śmiechu. Niemcy robili w obozie rewizje. Kazali mężczyznom stawać na środku. Ja też stawałem z nimi i nas obmacywali.

Zbigniew Fornalski mówił nam, że od obóz przychodziły rodziny uwięzionych w nim ludzi.
Pamięta, że pod obóz zaczęły przychodzić rodziny uwięzionych tu ludzi. Wieść o wysiedleniu mieszkańców osiedla im. Montwiłła Mireckiego rozeszła się szybko po Łodzi. Rzucali przez płot paczki z jedzeniem.

– Od dobrego humoru Niemców zależało to czy dostały się w ręce uwięzionych, czasem od sprytu - mówił Zbigniew Fornalski.
W obozie panowała szkarlatyna, inne choroby. Codziennie jakieś dzieci wywożono do szpitala

..

Na ul. Łąkowej znajdował się obóz Centrali Wysiedleńczeń z Poznania. Przebywano tam od kilku do kilkunastu tygodni. Po przesłuchaniu, spisaniu danych ludzi tych wysiedlano na teren Generalnej Guberni. Głównie w piotrkowskie, opoczyńskie, radomszczańskie, ale też w łowickie i skierniewickie. Były też przypadki, że dzieci z obozu przeznaczano do zniemczeniu lub wysyłano przetrzymywanych tu ludzi na roboty przymusowe do Niemiec.

Zbigniew Fornalski i jego mama byli w obozie na ul. Łąkowej cztery tygodnie. Władowali ich do pociągu i wywieźli w opoczyńskie.

- Nawet nie pamiętam miejscowości w której się znaleźliśmy – opowiadał nam pan Zbigniew i. – Byliśmy tam jeden dzień. Mama wpakowała nas w pociąg i pojechaliśmy do taty, do Warszawy.

Na osiedle im. Mireckiego sprowadzono Niemców mieszkających wcześniej w nadbałtyckich krajach – Łotwie, Estonii. Wprowadzono też niemieckich urzędników. Meble, które zostawili Polacy zgromadzono w suszarniach bloków, a potem sprzedawano je lub rozdawano nowym mieszkańcom osiedla.

Tragedia mieszkańców Julianowa

Gdy wybuchła wojna wysiedleni też zostali mieszkańcy tzw. osiedla skarbowego na Julianowie.W grudniu 1939 roku wkroczyli do ich mieszkań i dali kilkanaście minut na wyprowadzkę. Pojawili się też w domu przy ul. Skarbowej 28., gdzie mieszkał Leszek Fabian. Wspominał, że mama była wtedy sama z nim w domu.

– Ja miałem kilka miesięcy – mówił nam Leszek Fabian, który zna tę historię z opowieści mamy. – Kiedy weszli do nas Niemcy mama powiedziała, że jestem chory. Hitlerowcy kazali pokazać jakieś zaświadczenie. Mama pobiegła wtedy do mieszkającego na rogu ul. Skarbowej dr Probsta. Wypisał zaświadczenie. A Niemcy zostawili nas w tym domu. Oczywiście na jakiś czas.

Leszek Fabian mówił, że wykorzystali to sąsiedzi, którzy musieli opuścić dom. Przychodzili tu po swoje rzeczy. Przy pomocy Fabianów przez okno w łazience dostawali się do swoich mieszkań, a potem wynosili meble.

– Niemcy plombowali mieszkania, które kazali opuścić - tłumaczy Leszek Fabian. – Naklejali na nim papier. Moczyło się ten papier, odklejało, a potem znów przyklejało.

Nie trafili na Łąkową

Mieszkańców z domu Leszka Fabiana nie wysiedlano do obozu na ul. Łąkowej jak było w przypadku lokatorów osiedla im. Montwiłła Mireckiego. Przydzielali im mieszkania w innej części miasta. Kiedy rodzina Fabianów musiała wreszcie wyprowadzić z domu przy ul. Skarbowej 28 zamieszkała w kamienicy przy ul.Kilińskiego 116.

- Początkowo mieszkaliśmy w ładnym, dwupokojowym mieszkaniu na parterze lewej oficyny - mówi Leszek Fabian. – Po śmierci ojca Niemka, która zajmowała jeden pokój kazała nam się zamienić. Wzięła lepsze mieszkanie, my musieliśmy pójść do gorszego.

Prof. Leszek Kołakowski też został wysiedlony

Koszmar wysiedlenia przeżyli też mieszkańcy tzw. osiedla ZUS-owskiego przy ul. Bednarskiej. Między innymi nieżyjący już znany polski filozof Leszek Kołakowski, który jako chłopiec przed wojna przeprowadził się do Łodzi. Był rok 1936. Leszek Kołakowski zamieszkał u siostry matki, która była lekarką. Pracowała w łódzkiej ubezpieczalni. Jako jej pracownica mieszkała na tzw. osiedlu ZUS-owskim.

Gdy wybuchła wojna Leszek Kołakowsk miał 12 lat. Razem z wujem Wiktorem i rodziną uciekał na wschód. Dotarli do Hrubieszowa. Tam zarekwirowali im samochód. Pieszo wracali do Radomia. Potem przyjechała ciotka lekarka i zabrała Leszka do Łodzi. Znów mieszkał w bloku na osiedlu „ZUS-owskim”. Zaczął też przez kilka dni chodzić do gimnazjum im. ks. Ignacego Skurupki. Wspominał, że koledzy mówili, że wojna skończy się w Boże Narodzenie. Wtedy nauczyciel powiedział, że w nie najbliższe i nie następne. Wszyscy się z niego śmiali. Wierzyli, że Niemcy zostaną szybko pokonani...

W lutym 1940 do mieszkania ciotki Leszka Kołakowskiego wtargnęli Niemcy. W książce Zbigniewa Mentzla „Czas ciekawy, czas niespokojny”, wywiadu rzeki z Leszkiem Kołakowskim. Profesor wspominał ich jako umundurowanych ludzi. Kazali natychmiast wynosić się z mieszkania. Przez kilka dni trzymali ich jakiejś opuszczonej fabryce. Można przypuszczać, że był to obóz przesiedleńczy przy ul.Łąkowej. Potem wsadzono ich w pociąg i wywieziono w nieznane. Tak znaleźli się w Kozienicach. Mieli tam krewnych, więc u nich dostali u nich schronienie. Przyjechała dziedziczka z pobliskiego majątku i zabrała ze sobą. Zamieszkali w Skórnicach, w małym domku położonym niedaleko dworu. Ciotka leczyła ludzi, Leszek dużo czytał. Jesienią 1942 roku przenieśli się do Garbatki, miejscowości letniskowej położonej na skraju Puszczy Kozienickiej. Leszek Kołakowski miał już 15 lat i podlegał obowiązkowi pracy. Pracował w fabryce drewnianych zabawek. W tym czasie Jerzy Kołakowski był w Warszawie. Dalej angażował się w ruch spółdzielczy. Współpracował m.in z Marianem Rapackim, ojcem późniejszego minisra spraw zagranicznych Adama. W 1943 roku Jerzy Kołakowski zabrał syna do Warszawy. Leszek zamieszkał na Woli, u Ludwiki Grabowskiej, bliskiej znajomej ojca. W mieszkaniu tym ukrywali się Żydzi, którzy uciekli z getta. Niedaleko mieszkała Irena Sendlerowa. Odwiedzał nie raz panią Grabowską...W 1943 roku Jerzego Kołakowskiego zabrali Niemcy i zabili na Pawiaku. Leszek mieszkał jakiś czas u znajomych na Saskiej Kępie, po czym wrócił do Garbatki. Tam doczekał wyzwolenia.
Po wojnie Leszek Kołakowski wrócił do Łodzi. Ciotka znów zamieszkała w bloku na osiedlu „ZUS-owskim”. On razem z nią. W Łodzi zdał maturę.

Przeżyli wojnę..

Rodzina Krzemińskich wojnę przeżyła na ul.Jęczmiennej. 19 stycznia 1945 roku Tadeusz i Anna byli sami w domu. Tadeusz znów chorował. Przyszła po nich sąsiadka. W obawie przed bombardowaniami zabrała ich do kanału. Ktoś po linie spuszczał czajnik z gorącą wodą. Potem nastała jasność...Łódź była wolna.

– Zaraz poszliśmy do swego mieszkania – opowiada Tadeusz Krzemiński. – Zobaczyliśmy w nim nie nasze meble. Na stole stała
jeszcze kolacja. To świadczy w jakim pośpiechu uciekali z Łodzi Niemcy

Zbigniew Fornalski wrócił do rodzinnego miasta tydzień po wyzwoleniu. W swoim mieszkaniu znalazł niemiecką mapę Łodzi wydaną w 1940 roku, a dołączano do jednej z gazet. Do końca życia mieszkał na osiedlu im. Montwiłła Mireckiego. Do dziś mieszka tu Tadeusz Krzemiński...

W styczniu 1940 roku wysiedlono około 5 tysięcy łodzian

Łódzkie wysiedlenia. Ludzie musieli w ciągu 15 minut spakowa...

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki