Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Belka: Prezes zaplątany w taśmy

Marcin Darda
Krzysztof Szymczak
Prezes NBP wydawał się być jak z teflonu. Mimo poruszania się na szczytach władzy, nie pozwolił, jak do tej pory, by cokolwiek do niego przylgnęło i zaszkodziło jego karierze. Z naciskiem na "do tej pory".

Ch...j wie komu potrzebne, ale jest". Nie tylko Marek Belka ma swoje pięć minut, Łódzki Port Lotniczy także, bo stenogramy nielegalnie nagranych rozmów prezesa Narodowego Banku Polskiego z szefem resortu spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem czyta cała Polska. I pewnie niektórzy z nich się dowiedzieli, że Łódź ma jakiekolwiek lotnisko. Choć może nie do końca chodziło o taki styl reklamy.

Na ironię zakrawa fakt, że na lotnisko, które tak cienko przędzie, pierwsze niezłe pieniądze z zewnątrz zapisał nie kto inny, jak... premier Marek Belka. Zatwierdził decyzję innego łodzianina, nieżyjącego już Krzysztofa Opawskiego, ministra infrastruktury w rządzie Belki. To były 2 mln zł na rozwój infrastruktury na Lublinku, przyznane w ostatnich dniach urzędowania. Pieniądze nigdy jednak na lotnisko nie dotarły, gdyż dosyć starannie wykreślał je następca premiera Belki, Kazimierz Marcinkiewicz z PiS.

To nie pierwszy paradoks. Do tej pory znaliśmy inny wizerunek Marka Belki: nienaganne maniery, skromny uśmiech, staranny dobór słów, umiejętność rzucenia ostrej riposty, zawsze zbijającej rozmówcę z tropu. Belka nerwy ma jak postronki, nigdy się nie unosi, a przy tym zwodzi rozmówcę usypiającym spojrzeniem. Łatwo jednak zauważyć, że gdy zna się na czymś lepiej od swego rozmówcy, a zazwyczaj tak jest, uśmiecha się w tak charakterystyczny sposób, że większość widzi w tym cień drwiny, a nawet politowania. I być może minister Sienkiewicz też to dostrzegł. Pewnie fakt, że profesorowi w prywatnej rozmowie czasem trudno wpleść w zdanie normalne słowo, był znany tylko jego najbliższym przyjaciołom. Trudno było sobie wyobrazić, że prezes NBP potrafi tak siarczyście przeklinać. Choć zdaje się, że ostatnimi czasy nie był jedynym flagowym przedstawicielem słynnej łódzkiej szkoły ekonomii, który podejrzewany jest o nadużywanie rzeczownika na ch...

Umie pociągać za sznurki

Co ciekawe, zaraz po nominacji na szefa NBP, w maju 2010 r. jego przyjaciel z Uniwersytetu Łódzkiego, prof. Stefan Krajewski mówił tak: "Markowi Belce w sensie politycznym brakuje tylko jednego: nie jest liderem, nie zabiega o poklask, nie kalkuluje, która partia da mu więcej". Czas pokazał jednak, że prof. Belka potrafi nie tylko wyjść z apolitycznej roli, ale i kalkulować, która partia da mu więcej. Oczywiście ta rządząca, bo przecież podczas słynnej, a nielegalnie nagranej rozmowy z ministrem Sienkiewiczem prof. Belka szukał partnera, który nazywa się "Prezes Rady Ministrów". Minister Sienkiewicz rozmawiał z nim właśnie jak z liderem. Może nie jak z frontmanem z pierwszych stron gazet, ale z kimś, kto skutecznie pociąga za sznurki. I takim Belka okazał się człowiekiem, oczywiście z całym negatywnym bagażem, jaki bycie jakimkolwiek politycznym liderem za sobą niesie. Przecież przez niespełna rok cały scenariusz zapowiadany w rozmowie obu VIP-ów się zrealizował: od ustąpienia ministra Jacka Rostowskiego, przez nominację na to stanowisko "technicznego i nieznanego" Mateusza Szczurka, po przyjęcie przez Radę Ministrów noweli ustawy o NBP. Belka okazał się człowiekiem, który mebluje rząd Tuskowi i te fakty przemawiają bardziej niż zapewnienia Tuska, że Rostowski sam zdecydował o swoim odejściu ze stanowiska ministra finansów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Cicho, dyskretnie, bez rozgłosu

W przypadku profesora Belki zawsze działała magia nazwiska i stanowiska. Stoi za nim wielka kariera na szczytach władzy i finansjery. Niejako z automatu, jako prezes NBP, jest jednym z najpotężniejszych ludzi w kraju. Po tym jak premier Tusk pozbył się, formując swój drugi rząd, łódzkich ministrów, jest także najbardziej wpływowym łodzianinem, z autorytetem i stanowiskiem potężniejszym od prezesa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego, który zresztą dopiero czeka na upublicznienie taśm nagranych podczas spotkania z najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem.

Trudniej jest zdefiniować strefę wpływów Belki w Łodzi. Wielu obserwatorów naszego życia publicznego twierdzi wręcz, że jego przełożenie na lokalne życie polityczne i biznesowe jest znikome. Z drugiej strony, jeden z jego przyjaciół mówi wprost: - Marek nigdy publicznie nie afiszował się z tym, co załatwił dla Łodzi i nie chce, żeby o tym mówiono. Dyskrecja to jest jego styl, dlatego ujawnienie treści rozmów z Bartkiem dla niektórych było szokiem podwójnym. Ale kilka naprawdę ważnych rzeczy to jego zasługa. Poza tym w swoim czasie pociągnął w górę wielu ludzi, którzy dziś robią dużo na rzecz Łodzi.

Jednym z ludzi, których Belka sprowadził do stolicy, jest Jerzy Kropiwnicki. Po prawie dwóch kadencjach na fotelu prezydenta zakończonych odwołaniem w referendum, Kropiwnicki na pół etatu doradza prezesowi NBP. Przyjaciółmi są od lat, na UŁ dzielili jeden pokój, mimo zupełnie innych wyborów politycznych w PRL. Był taki czas w historii Łodzi, że premier bez problemu odbierał telefon od prezydenta tego miasta, i tak do Łodzi trafił Dell, z którym wiązano swego czasu wielkie nadzieje. Na ironię losu zakrawa fakt, że to właśnie Kropiwnicki zrobił z Lublinka lotnisko, które Belka ocenił jako "ch... wie komu potrzebne". Były prezydent do dziś się nie odniósł do tej nad wyraz szczerej diagnozy, choć 17 czerwca na blog wrzucił garść refleksji pod hasłem "Nasze lotnisko umiera?". Na temat swego pracodawcy w Narodowym Banku Polskim nie skreślił ani słowa, choć musiała go zaboleć rzucona w restauracji opinia. Kropiwnicki w to lotnisko angażował się ponadstandardowo.

Nic się nie przyklei

Prof. Belka, mimo pokazania zupełnie nowej, nienajładniejszej twarzy, trzyma nadal fason, jak to on. Łodzian jego słowa o lotnisku mocno podzieliły. To przecież on po odebraniu statuetki "Łodzianina 20-lecia" apelował, by mieszkańcy o swym mieście mówili "wyłącznie dobrze", co teraz wypominają mu krytycy. Zwolennicy mówią, że "nie ma się co dziwić ocenie przydatności lotniska, bo skoro to ekonomista, to przecież myśli logicznie". Sam Belka zdołał się już pogodzić z Radą Polityki Pieniężnej, którą na spotkaniu z ministrem określił mianem "pieprzonej", był wraz z premierem u prezydenta Komorowskiego, a w TVN24 już po ujawnieniu stenogramów z podsłuchu swobodnie kasował Monikę Olejnik. Do końca kadencji w NBP pozostały mu dwa lata, a potem bez pracy i tak nie zostanie. "Marek jest z teflonu, nic się do niego na długo nie przykleja" - powiada jeden z jego przyjaciół. Cóż, z teflonu nie jest łódzkie lotnisko. Ono zapewne na długo pozostanie tym, "ch... wie, komu potrzebnym".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki