Precyzując adres mojego pobytu w kinie, był to multipleks. Oczywiście, jęczę nieco niczym Don Kichot pod wiatrakiem, bo popcorn i inne związane z tym przywary konsumpcyjne oraz estetyczno-zapachowe są stałym elementem wyposażenia wielosalowych kin, zniknąć nie mogą, bo kina na nich zarabiają, a jeżeli mi się to nie podoba, mogę przecież wybrać się do innego kina, w którym będą podawać pachnące truskawki. Rzecz jasna, nic mi do tego, co kto lubi upychać do ust, a w konsekwencji do brzucha, a że jestem w mniejszości popcornu nie zajadającej, to już tylko moja wina i strata. Bo jakby powiedział ktoś bystry, skoro popcorn jest, to po to, by go jeść.
Nieśmiało tylko żywię nadzieję, że może znalazłby się w Łodzi odważny multipleks, który potraktowałby mniejszości z należytą powagą. I idąc tropem pomieszczeń dla niepalących, uruchomiłby w swoim kompleksie jedną, tę najmniejszą, gdzieś w narożniku salę dla niechrupiących. Zamykalibyśmy się tam po cichu w ciemności, wcześniej przemykając niezauważeni pomiędzy stoiskami z filmowym jadłem. Nie trzeba by było nawet wyświetlać nam tam takich filmów, jak wspomniany we wstępie wyrób krajowy, ponieważ w jego przypadku zajadanie popcornu może rzeczywiście okazać się jedyną czynnością intelektualną podczas seansu.
Nie bylibyśmy na pewno głównymi dostarczycielami kasy dla takiego kina, w uliczną paradę się nie zorganizujemy, Unia Europejska również za naszą mniejszością się raczej nie ujmie. Może jednak nawet w multipleksie istnieje szansa na taki cud, iż będzie się można wybrać na film, a nie do kina?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?