Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Mirowski: "Każdy ma ciemne strony. Ulice daje się za te jasne" [DWUGŁOS]

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Z Mikołajem Mirowskim, łódzkim historykiem i publicystą, rozmawia Piotr Brzózka

Przeczytaj też: Jerzy Kropiwnicki: "Tatarkównę może Bóg rozliczy na plus, ale..." [DWUGŁOS]

Widać już, że w związku z ustawą dekomunizującą ulice polskich miast, w Łodzi największy spór rozgorzeje wobec postaci Michaliny Tatarkówny-Majkowskiej.

Z Tatarkówną jest problem. Była członkinią młodzieżówki KPP, potem działała w Polskiej Partii Robotniczej, w końcu - w PZPR. To wszystko prawda, ale trzeba wyjść z założenia, że ona, jak nikt inny z ówczesnych działaczy partyjnych, jest zasłużona dla Łodzi. Wymienić można budowę nowych osiedli, dbałość o to, żeby bloki mieszkalne powstawały nie w wersji oszczędnościowej, tylko z osobnymi ubikacjami i łazienkami. To ona doprowadziła do budowy Teatru Wielkiego, Muzycznego, Muzeum Włókiennictwa. Dlatego w ocenie trzeba wyważyć racje. Porównajmy ją Gierka, do którego Polacy, zwłaszcza Ślązacy, mają sentyment. Ale Gierek ma na koncie takie rzeczy, jak brutalne stłumienie robotniczych protestów w Radomiu i Ursusie w czerwcu ‘76, „ścieżki zdrowia”, wpisanie do konstytucji PRL wierności ZSRR, śmierć Stanisława Pyjasa. Gierkowi ulicy bym nie dawał. Natomiast Tatarkówna, mimo tego, że była komunistką, nie była odpowiedzialna za represje. W Łodzi za jej „rządów” nie mieliśmy do czynienia z aktami skrajnego terroru, a ona nie pracowała w UB. Poza tym najwięcej miała do powiedzenia już po okresie stalinowskim. Sprawa jest delikatna. Optowałbym za tym, żeby jakaś pamięć po Tatarkównie została. W przypadku ustawy dekomunizującej nazwy ulic, zastosowałbym lex specialis. Nie postuluję, żeby bronić komunistycznych patronów, którzy ostali się do dzisiaj, ale Tatarkówna zasługuje na wyjątek. Czy to musi być ulica? Lepiej ulica niż pomnik.

Zetknął się Pan z negatywnymi przekazami na temat tej postaci?

Raczej nie. Miałem okazję rozmawiać z Piotrem Ossowskim, który pisał na jej temat doktorat i nie miał on wielu negatywnych odczuć. Tatarkówna, jako działaczka komunistyczna w okresie stalinowskim, a potem za Gomułki, o wielu rzeczach wiedziała i przymykała na nie oczy, bo jakoś musiała funkcjonować. Można powiedzieć, że to oportunizm czy konformizm, ale zawsze trzeba znać proporcje i pamiętać o tym, co zrobiła dla miasta, dla kobiet. To nie jest postać formatu Bermana, Moczara, Berlinga czy Świerczewskiego. Generalnie uważam, że patronami ulic winniśmy czynić konkretne osoby, za konkretne dokonania. Wśród żołnierzy wyklętych na przykład były wspaniałe postaci: Pilecki, Fieldorf, ale były też postaci, które zapisały się w historii nie najlepiej. Tatarkównie nie dano ulicy za to, że była w PZPR, tylko za to, że miała „ducha samorządowego”, jak byśmy to powiedzieli dzisiaj. Kochała Łódź i marzyła, by się rozwijała. Bardzo wiele chciała zrobić dla mieszkańców, dla infrastruktury. Podobne subtelności można mnożyć przy wielu innych postaciach. Niedawno słyszałem, że Edward Śmigły-Rydz nie zasługuje na ulicę, bo we wrześniu 1939 r. zachował się haniebnie jako naczelny wódz zostawiając żołnierzy i uciekając do Rumuni. Z drugiej strony pamiętamy o jego zasługach, kierownictwie w Polskiej Organizacji Wojskowej, o roku 1920. Piłsudski ma ulicę nie za zamach majowy, tylko za odzyskanie niepodległości w 1918 r. i za wojnę z bolszewikami w 1920. Dmowskiemu nie dajemy ulic za antysemityzm, czy quasi rasistowską książkę „Dziedzictwo”, tylko za fantastyczną rolę, jaką odegrał w rozmowach pokojowych w Paryżu w 1919 r. Każda postać ma swoje ciemne strony, ale jeśli zostaje patronem ulicy, to za te dobre dokonania. Można orzec, że komunizm cały był zły, że to był zbrodniczy system. Do pewnego stopnia się z tym zgadzam, ale trzeba pamiętać, że PRL nie był systemem jednolitym. Po 1956 r. był autorytarny, niesuwerenny, miał krew na rękach, ale już nie zabijał masowo. Inny PRL był po 1970 r., inny po 1980. Trzeba to rozróżniać, wówczas łatwiejsza byłaby rozmowa o patronach ulic.

Ustawa mówi o osobach działających w latach 44-89, ale dyskusja z pewnością pójdzie dalej. Już jest mowa o pl. Komuny Paryskiej, prezydencie USA Roosevelcie, który zgodził się na oddanie Polski pod kuratelę ZSRR, zaraz zacznie kogoś uwierać Rewolucja 1905 roku, Walery Wróblewski, przedwojenni komuniści i socjaliści, może ulica Czerwona?

Jeśli radni, czy ktoś inny, chciałby walczyć z Rewolucją 1905 roku, czy Waryńskim, to byłby to strzał w stopę, świadczący jedynie o ignorancji. Między działaczami PZPR, członkami PPS czy działaczami rewolucyjnymi czasu zaborów jest ogromna przepaść. Słowo „socjalizm” nie jest tożsame ze słowem „komunizm”, to trzeba wreszcie wyraźnie rozgraniczyć! PPS to przecież polska walka o niepodległość, to śmierć Pużaka w stalinowskim więzieniu. Dyskusja na temat patronów ulic winna mieć i ten cenny walor edukacyjny.

Rozmawiał Piotr Brzózka

Przeczytaj też: Jerzy Kropiwnicki: "Tatarkównę może Bóg rozliczy na plus, ale..." [DWUGŁOS]

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 19-25 września 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki