Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość jest cacy, wojna be. „Antoniusz i Kleopatra” w Teatrze im. Jaracza [RECENZJA]

Łukasz Kaczyński
Łukasz Kaczyński
„Antoniusz i Kleopatra” w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi mało ma wspólnego z oryginałem. Oburzający jest brak zainteresowania reżysera aktorami. Efekt? Gra na zasadzie: każdy daje, co ma.

Wojciech Faruga mówił, że reżyseruje „Antoniusza i Kleopatrę” Szekspira. To raczej „Romeo i Julia”. Do tego poziomu zredukował miłość egipskiego bóstwa i jednego z trzech władców ówczesnego świata. „Ich światowa pozycja jest zasadniczym elementem ich miłości” - mówił angielski poeta W.H. Auden podczas nowojorskich wykładów. Zaś Romeo i Julia „mogą być dowolnym chłopcem i dowolną dziewczyną, rozdzielonymi przez waśnie rodzinne”. Tą zaś może być równie dobrze spór o kosiarkę do trawy. Taką optykę proponuje Faruga, który wykasował lub pomniejszył otaczający kochanków świat, który czyni ich miłość niemożliwą. Zniknęły władza, honor, potęga, determinujące tragizm sytuacji, których utrata czyni Antoniusza nieatrakcyjnym dla Kleopatry. Bez majestatu Kleopatra też jest dla niego nikim. A żadne nie chce w pełni ulec drugiemu.

W „Jaraczu” nie wiemy czy Antoniusz Krzysztofa Wacha to jeden z władców imperium. Niby mówi o swej wielkości, kłóci się, do walki szykuje, ale trudno mu uwierzyć. Nie poznajemy Kleopatry (Agnieszka Skrzypczak) jako fascynującej mieszanki rozbuchanej kobiecości, grubiaństwa, władczości i liryzmu. Jest tylko chwilami bezczelny i wulgarny podlotek z chucią ukierunkowaną na Antoniusza. Inaczej u Szekspira, który ukazał nie pierwszą naiwną miłość nastolatków, ale pewnie ostatnią miłość ludzi, którzy wyglądają pierwszych siwych włosów na głowie. Antoniusz ma 43 lata, gdy zaczyna się tragedia, Kleopatra 29, a akcja trwa lat dziesięć. To ma znaczenie, bo Eros spotyka Tantatosa.

Faruga miał na tę tragedię inny sposobik - niech widownia popatrzy przez „szkła” teorii płci kulturowej; podciągnie się postaci pod (niegdyś) akademickie idee, pod płeć jako konstrukt samookreślany lub narzucany przez „opresyjną”, działającą stereotypami społeczność samców-władców i kur domowych (tak ustawiona jest usłużna Oktawia grana przez Ewę Wichrowską). Tu reżyser widzi konflikt. Pasjonujące. A tak naprawdę - wtórne i mało atrakcyjne jak wszelkie „teorie” i „filozofie” przycinane pod wymiar sceny, która nie trawi ich, bo od wieków żywi się „mięsem”: postaciami, dramatem etc. Mógł więc Faruga napisać artykuł np. do gazety nie mając pewności na druk (ile to razy temat wałkowano), ale zrobił przedstawienie - nudne i suche jak pseudointelektualny wykład, będące płaską publicystyką, dopiskiem do czyichś tez. No, suche może nie jest. Szampany strzelają, symbolizując erekcję, gdy Antoniusz poślubia Oktawię (daje społecznie „usidlić” swój erotyzm?), Kleopatra płaszczy się, liże stopy Oktawiusza Cezara i ociera o niego, ale jest to tylko nasza projekcja, zaś emanacją jej zmiennej płci (?), chuci (?) jest eunuch Mardian (Marek Nędza) grany biseksualnie, który jednak u Szekspira ma inny cel. Jest też nagość w basenie. „Mokrych” pomysłów i podobnych przeskalowanych „reinterpretacji” jest wiele. Zaczyna się od kojarzących się z genitaliami przekleństw wobec Kleopatry (ratunku, język też jest opresyjny), kończy podtekstem, by nie igrała z wężem (wiadomo jakim). Czyli, niby tak samo, jak u Szekspira, ale bynajmniej nie to samo.

ZOBACZ TEŻ: Kleopatra jako postać kastrująca. Premiera „Antoniusza i Kleopatry” w Teatrze im. Jaracza [ZDJĘCIA]

Zapewne rację ma Auden gdy mówi, że „Antoniusz i Kleopatra” to sztuka Szekspira najbardziej zasługująca na uratowanie od ognia - jest w niej najwięcej pierwszorzędnej poezji. Ale to poezja nie słów i zdań (choć też), lecz modulujący je układ zdarzeń i relacji między postaciami. Farugę i Jękota to nie interesuje, choć ponoć analizowali spory angielskich szekspirologów i chwalą się poprawianiem dwóch tłumaczeń, na których bazowali. Dla widza nie liczy się o jakie znaczenia kłócą się np. Ridley z Johnsonem, o co spierają polscy tłumacze i co z tego wziął reżyser. Wieloznaczność słów angielskich, którą Szekspir operował, czyni jego dzieła wciąż otwartymi na interpretacje. Czym innym jest reinterpretacja, która zmienia kolejność akcji, przepisuje wypowiedzi z postaci na postać, nagina oryginał pod tezę. Realizatorzy wykasowali np. postać Sekstusa Pompejusza - podobno rozbijał akcję. Nie. Jako element Świata wokół kochanków nie pasował do płaskiej interpretacji. Był tym, który widział, że Kleopatra się starzeje, zepsułby pomysły obsadowe.

Oczywiście, można i tak jak Faruga i Jękot. Ale z zastrzeżeniami. Tak duży stopień ingerencji w oryginał wymaga tej uczciwości wobec widza, że na afiszu autorami są reinterpretatorzy. Dotąd „Jaracz” nie miał z tym problemów - by wskazać choćby „Według Agafii” na motywach „Ożenku” Gogola wg Agaty Dudy-Gracz.

CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STORNIE...
Trzeba też wiedzieć po co reinterpretować, jakim kosztem (o tym było już wyżej) i zaproponować coś w zamian. Faruga i Jękot sklejają swój tekst w sposób bałaganiarski i taka też jest inscenizacja w warstwie treści - nieczytelna. Nawet lektura sztuki przed pokazem zbytnio nie ułatwia odgadnięcia kiedy Kleopatra jest sobą, a kiedy swoją przyszłą (tzn. z naszych czasów) „projekcją” i po co. Poszczególne sceny następują po sobie, ale nie przeglądają się w sobie i nie są dramaturgicznie powiązane. Z niektórych wieje potworną nudą. Idealne na niewinną drzemkę są dywagacje Oktawiusza (Paweł Paczesny) wobec porzuconej siostry. Do kanonu scenicznej łopatologii przejdzie scena jej tańca z Antoniuszem, gdy rytm nadaje (uwaga) Oktawiusz. Do kanonu interpretacyjnej „taniochy” - owijanie tej samej pary folią stretch przez Kleopatrę. Wdzięcznie wygląda za to ograna skrótem scena palenia okrętów w basenie jako scena bitwy, ale to tylko chwilowy efekt. Ciekawie ustawione zostają dalsze plany, najbardziej gdy pojawiają się dwórki Iris (Matylda Paszczenko) i Charmian (Magdalena Jaworska). W ogóle atutem są lekkie kostiumy i scenografia (pochylnia pełna niby fałd czarnego, bo z papy piasku) projektu Agaty Skwarczyńskiej, choć dopełnienia domagają się „nagie” wyjścia w kulisy. Szkoda, że nie pomógł jej Damian Kwiatkowski, który był bodaj asystentem scenografa i reżysera, a skończył - jak mówi naklejona korekta w programie spektaklu - jako autor ruchu scenicznego... który trudno dostrzec jako element znaczący. Może dlatego sam nie potrzebował asystenta.

Po co Farudze ten cały ambaras? Aby dać finałową konstatację, że seks i miłość są dobre, a wojna i władza złe (Oktawiusz peroruje jak dyktator, a „kopulująca” pośmiertnie para nic sobie z tego nie robi). Ave miłość! Poziom dla szkolnej akademii, nie dla profesjonalnego teatru - ale ten oferuje nagich aktorów i możliwości chwytów w rodzaju: czy nagi młody aktor położy się na aktorce starszej. Otóż to - aktorzy.

Faruga nie jest aktorami zainteresowany. Dostał jeden z lepszych zespołów w kraju i tego nie widać. Nie prowadzi ich, nie daje zadań i materiału do gry. Skupia się na ustawianiu ładnych scen i obrazków, w których aktorzy mają zaistnieć - z jakimi środkami, to mniej ważne - a potem wyjść. Żal patrzeć. Za każdym razem wręcz walczą o uzasadnienie swej obecności, a widz ich nie oczekuje. Nieśmiałe w wyrazie skoki do brodzika, „dzikie” podskoki, walenie w gong i wchodzenie innym na głowę - to nie jest robienie roli. I nie jest nią poruszanie się jak po ciosie poniżej pasa (to Mariusz Ostrowski jako Eros). Wyróżniają się autsajderzy obsady: zdystansowany do stereotypowych wyobrażeń i innych postaci Marek Kałużyński (jako Juliusz Cezar, mentor Antoniusza „wskrzeszony” z innej sztuki Szekspira - co jest najpłodniejszym z pomysłów) i Marek Nędza, którego rola rozpięta jest między postaciami tytułowych kochanków. Obaj mają skrawki ról, ale i tak więcej niż inni.

Trzecia w tym sezonie premiera w „Jaraczu” ustanawia już pewną prawidłowość. To ruch raczej po równi pochyłej. Ciekawe czy ktoś podstawi pod nią basen z zimną wodą?

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
4 stycznia 2016 roku - 10 stycznia 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki