Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na poziomie decybeli

Sławomir Sowa
Sławomir Sowa
Sławomir Sowa Dziennik Łódzki/archiwum/Grzegorz Gałasiński
Pytanie brzmi tak: czy rzeczy, wokół których w Łodzi jest największy hałas, są rzeczami dla miasta najważniejszymi? Jeśli za kryterium przyjmiemy liczbę decybeli, to pewnie tak, ale kiepskie to miasto, gdzie wyłącznie decybele wyznaczają poziom dyskusji.

Jedną z mało ważnych rzeczy z dużą liczbą decybeli jest miejski stadion. To inwestycja, która nie przysporzy żadnych miejsc pracy, nie jest nośnikiem nowych technologii, nie rozwiązuje żadnego problemu infrastrukturalnego w Łodzi, nie podnosi standardu cywilizacyjnego. Jej doniosłość można porównać do dylematu z czasów Cesarstwa Rzymskiego: zbudować jeden dobry cyrk, dwa słabsze czy akwedukt.

Z całą pewnością stadion (czy stadiony), zaspokaja potrzeby emocjonalne znacznej części łodzian. Pytanie, czy władza w mieście powinna zajmować się zaspokajaniem potrzeb emocjonalnych obywateli, zwłaszcza potrzeb kosztownych. Można by odpowiedzieć pozytywnie, gdyby nie było innych pilnych dla miasta projektów.

Hałas wokół stadionu przerasta rzeczywistą wagę tej inwestycji dla miasta i jest w dużej mierze zasługą prezydent Zdanowskiej, która stała się zakładnikiem własnych obietnic wyborczych. Oczywiście, na usprawiedliwienie prezydent można dodać, że w czasie, kiedy obiecywała, nie była prezydentem, nie musiała mieć pełnej wiedzy o finansach miasta, a poza tym, skoro wszyscy obiecują, dlaczego Hanna Zdanowska miałaby być gorsza? Drugie usprawiedliwienie to zupełnie inna sytuacja w 2010 roku w kondycji łódzkiej piłki, a także nadzieje na prywatnych inwestorów.

"Błoto stwarza czasami pozory głębi" - napisał kiedyś Stanisław Jerzy Lec. Hałas stwarza czasem pozory doniosłości. Hanna Zdanowska mogła zapobiec tej żenującej stadionowej przepychance, odpowiednio wcześniej podejmując stanowczą decyzję o budowie jednego stadionu i wskazując jego lokalizację. Ci, co mieli wieszać na niej psy i tak by wieszali, ale pokazałaby się jako gospodarz miasta, a nie gospodarz potencjalnych wyborców. Nieustanne wahania sprawiły, że skonfliktowane strony wciąż liczą, że w ostatniej chwili uda się wsadzić nogę między uchylone drzwi. Wszyscy zdążyli się już nauczyć, że żadna decyzja prezydent miasta nie musi być decyzją ostateczną.

Ale hałas hałasowi nierówny. Konferencja wicemarszałka Cezarego Grabarczyka, na której poinformował, że tunel średnicowy dla Łodzi wciąż żyje i zgłosił postulat budowy szybkiej linii kolejowej Łódź--Warszawa, uprzedzająco wobec całego projektu KDP, w gruncie rzeczy pozostaje nadal zbiorem życzeń. Terminy odległe, konkretów tak naprawdę ciągle brak, wciąż więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Ale takie życzenia należy nagłaśniać, są bowiem elementem lobbingu i demonstracji, że nie jest nam wszystko jedno. Tak, jak zrobił to Grabarczyk, nawiasem mówiąc ostatnimi czasy dość milkliwy w łódzkich sprawach.

Można by sobie jeszcze życzyć, skoro jesteśmy przy życzeniach, żeby obaj główni oponenci z PO, Grabarczyk i Kwiatkowski, uzgadniali swoje działania na rzecz szybkiej kolei i pohałasowali razem. Takich łódzkich spraw, gdzie można pohałasować razem, jest zresztą więcej. Wystarczy wspomnieć, wciąż gdzieś tam dyndającą drogę S14.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki