"Leci" - stwierdził oceniwszy sytuację. Po precyzyjnym określeniu skutków mógł zająć się leczeniem przyczyn. Wszedł pod zlew, popukał w ścianę, otworzył szafkę dyskretnie skrywającą rury rozpasane w polskich łazienkach. "Trzeba... (tu użył słowa, którego nie potrafiła mi znajoma powtórzyć)". W każdym razie chodziło o to, że trzeba wymienić jakąś uszczelkę, kawałek rury ("bo kiepskie teraz takie robią, z plastyku"), wypchać to czymś, co przypomniało włosie i napakować jakiegoś smaru. Ale o tym znajoma się miała dowiedzieć dopiero następnego dnia, bowiem fachowiec nie miał przy sobie niezbędnych elementów. "Ale jeśli pani da ... złotych (cenę zostawmy, bo nie o to biega), to ja kupię wszystko". Ludzie chcą być dla siebie ludźmi, więc znajoma dała. Zaczęła się lekko niepokoić, gdy następnego dnia się okazało, że hydraulik nie przyjdzie, bo coś wypadło. Kolejnego dnia nie odbierał telefonu. Przyszedł po dniach czterech, choć sprawiał wrażenie, że nie wszystkie z tych dni pamięta. Zawinął rękawy i sapiąc zapamiętale ("nie ma pani może jakiegoś piwa?") jął wymieniać, rozkuwać i odkręcać. Wyjął, co należało wyjąć, okazało się jednak, że to, co kupił, żeby wstawić, nie pasuje do tego, co zastał po rozkuwaniu i rozkręcaniu. Musiał znowu pójść do sklepu. Wrócił już po dwóch dniach. Znajoma wodę ma, ale ściana po jego pracy wymaga wezwania gipsiarzy i malarzy. Trochę się boi. Nic się nie zmieniło, czy też kobieta miała pecha?
Dariusz Pawłowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?