Dzisiejsza splugawiona rzeczywistość obok niezmiennych w sztuce rozterek duchowych przyniosła poniżającą walkę o byt metodami, które często sztuce nie przystoją, a okazują się niezbędne. Łódź jest w tej materii polem bitwy szczególnym, bo niemal pozbawionym alternatywy dla urzędniczych rozwiązań.
Decydując się na "robienie" sztuki poza oficjalnym, instytucjonalnym obiegiem i tak w pewnym sensie przy oficjalnym, czyli publicznym, rozdzielniku funduszy (choć oczywiście na daleko mniejszą skalę) trzeba pozostać - z tym, że ma on teraz bardziej uznaniową i niepewną formułę. Tym bardziej, jeśli artysta nie chce iść w "komercję" i nie jest w stanie sfinansować swojej propozycji jedynie z biletów (a do czego prowadzi promowanie komercji, możemy zaobserwować w naszym społeczeństwie).
Nie mamy w Łodzi zbyt wielu central wielkich firm, które mogłyby artystów wesprzeć, nie mamy biznesu, który chciałby i rozumiał wspomaganie kultury. Miejscy decydenci kultury używają w wystąpieniach i gdy jest im potrzebna, jednak nie traktują jej poważnie, nie interesują się nią na co dzień i nie umieszczają w gronie priorytetów. Tym większa troska i uznanie należą się tym, którzy próbują. Najświeższy przykład to spektakl aktora osobnego Kamila Maćkowiaka - warto zobaczyć. Tylko jak długo wytrzymają? Kochajcie artystów, bo zaczną stąd wyjeżdżać. A wtedy przyjdzie pusta szarość i was zje. I nawet wasze pieniądze wam nie pomogą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?